sobota, 23 lipca 2016

Rozdział XIII



Rozległ się dźwięk budzika. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam, kiedy wyjeżdżałam. Niechętnie zwlekłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki. Odświeżyłam się  ubrałam w czarne rurki, białą koszulkę i moją kochaną skórzaną kurtkę. Zeszłam do kuchni, i zjadłszy śniadanie, pojechałam  pod budynek Łowców. Ciekawość mnie zżerała, czemu Quinn potrzebuje mojej pomocy. Zaparkowałam i zadzwoniłam dzwonkiem.
Kiedy byłam już w środku, skierowałam się prosto do gabinetu Clein’ a. Zapukałam i kiedy usłyszałam „proszę” weszłam do pomieszczenia. Nic się nie zmieniło, od mojego pierwszego pobytu tutaj.
- Dobry – powiedziałam i przyjrzałam się człowiekowi siedzącemu za biurkiem. Na jego głowie pojawiło się kilka siwych włosów, na twarzy kilka zmarszczek, ale oczy dalej były pełne energii i czujne.
- Witaj, Patricia – powiedział mężczyzna i uścisnął mi rękę. – Siadaj, bo mamy dużo do omówienia. Kawy?
- O niczym innym nie marzę – rzuciłam z uśmiechem. Chwilę potem miałam już filiżankę w ręce. – Dobra, to co to za sprawa niecierpiąca zwłoki?
- Niestety jest więcej spraw do przedstawienia – zaczął – po pierwsze, chciałbym prosić cię o totalną dyskrecję w tych zadaniach.
- Dobrze – powiedziałam i poczułam lekki niepokój.
- Chodzi o to, że tylko moi najbardziej zaufani ludzie wiedzą, że przez ostatnie pół roku Łowcy zaczęli ginąć w niewyjaśnionych okolicznościach – powiedział, a ja nie dałam po sobie poznać, że wiem coś na ten temat.
- Rozwiń to proszę – powiedziałam poważnie. Gdzieś w podświadomości włączyła mi się kontrolka, że muszę chronić moich przyjaciół. Obawiałam się, że następna może być Candy lub nawet Derek
- Osoby ginęły najczęściej podczas rutynowych patroli po okolicy. Nawet nie wiemy, kto na nich napadał, bo nikt nie przeżył jeszcze takiego spotkania i tutaj jest prośba skierowana do ciebie i zespołu, który sama wybierzesz, chciałbym, abyś rozwiązała sprawę tych morderstw – powiedział Quinn z powagą w głosie.
- Dobrze, a ile osób nie żyje? – zapytałam, żeby mieć jakieś rozeznanie.
- Znaleźliśmy łącznie 35 trupów – odpowiedział mężczyzna ze smutkiem. 
- Mogłabym dostać listę osób zamordowanych? – zapytałam i po chwili trzymałam już kartkę w ręce. Przeglądając tak listę natrafiłam na jedno nazwisko, które spowodowało spłynięcie łzy po moim policzku… Carlos Derkil, mój trener i mentor. Znalazłam jeszcze imię asystentki Clein’ a. Zrobiło mi się smutno. Powiedziałam sobie, że odnajdę osoby za to odpowiedzialne.
- Dobra, następna sprawa – powiedziałam i popatrzyłam na mężczyznę. Chciałam jeszcze nie myśleć o sprawie mordowania Łowców.
- Chciałbym, abyś została trenerem jednej z grup Łowców. Ich instruktor niestety padł ofiarą ataku – powiedział poważnie i z nutą nadziei w głosie.
- Masz jakąś ich kartotekę, czy coś w tym stylu? – zapytałam, ponieważ chciałam trochę dowiedzieć się o moich nowych wychowankach. Clein podał mi trzy teczki.
- Nie wiem, czy ci to będzie pasowało, ale cała trójka to mężczyźni – powiedział mężczyzna, a ja głośno westchnęłam. Zaczęłam przeglądać ich teczki… Jeremy, Mike i Filon… Czułam, że to będzie świetna zabawa.
- Dobra, muszę ich sprawdzić, a ty mi w tym pomożesz – powiedziałam do Quinna i zaczęłam tłumaczyć mu swój plan.

Weszłam do, opustoszałej teraz, Sali treningowej. Przede mną stało trzech mężczyzn, czarnowłosy, blondynek i facet o jasnobrązowych włosach. Patrzyli na mnie zaskoczeni, a ja starałam się udawać strach. Z punktu obserwacyjnego zabrzmiał głos Clein’ a:
- Chłopaki, wasz nowy trener chce zobaczyć, co potraficie – zaczął, tak jak go prosiłam. – Za zadanie macie, pokonać tą dziewczynę.
Udawałam strach, a oni patrzyli na mnie lekceważąco i ze współczuciem.
- Łatwizna! Zrobię to z palcem w dupie – rzucił czarnowłosy z pobłażliwym uśmiechem.
- Co taka dziewczynka może mi zrobić? – powiedział blondyn z pogardliwym prychnięciem. Za wszelką cenę starałam się nie wybuchnąć, ale powoli kończyła mi się cierpliwość.
- Trzeba przygotować chusteczki, bo ktoś będzie płakać… Ale na pewno nie ja! – rzucił ostatni z chłopaków. „Lekceważą cię” – powiedział mój głos z udawanym współczuciem. „Podstawowy błąd” – odparłam i ledwo powstrzymałam uśmiech. „Zacznijmy zabawę!” – krzyknął mój wewnętrzny przyjaciel.
Jak na zawołanie w moim kierunku poleciał sztylet. Szybko mu umknęłam, ale znowu musiałam unikać pocisków z pistoletów. Zbliżałam się coraz bardziej do mężczyzn. Każdy starał się mnie zranić, ale nie pomyśleli, żeby pracować w grupie. Westchnęłam zrezygnowana i postanowiłam to skończyć, żeby nie kaleczyć swojej podświadomości.
Podbiegłam szybko do rzucającego sztylety. Podcięłam mu nogi i wbiłam sztylet razem z ubraniem w ziemię. Zabrałam kilka jego sztyletów i skierowałam się w stronę pistoletów. Rzuciłam dwoma sztyletami, czym wytrąciłam mu pistolety z rąk. Podbiegłam do niego i tak jak pierwszego, przypięłam sztyletem do ziemi. Wykonałam uniki od strzał, które łucznik wysyłał w moją stronę. Szybko wyrzuciłam mu łuk z ręki i przyszpiliłam do podłogi.
- QUINN! – wrzasnęłam, bo wiedziałam, że planuje się ulotnić. - Nawet nie waż się stąd iść!
- Coś się stało, Patricia? – zapytał spokojnie mężczyzna, a we mnie zaczęło wrzeć.
- Kogo ty mi dałeś do wytrenowania?! Oni olewają podstawowe zasady! – krzyknęłam lekko zdenerwowana. – Potrzebuję wolnej sali konferencyjnej. Muszę pogadać z moimi wychowankami.
- Sala 4 jest wolna – powiedział z lekkim strachem w głosie Clein.
- Jak tam dojść? – zapytałam już spokojniejsza.
- Ostatnie drzwi po lewej na końcu korytarza – poinstruował mnie mężczyzna.
- Wy – wskazałam na leżących mężczyzn – za pięć minut w sali numer 4.
Kiedy wyszłam z pomieszczenia zaczęłam chichotać, a głos razem ze mną. „To ich nastraszyłaś” – powiedział mój głos ze śmiechem. „Wiem, wiem” – rzuciłam i skierowałam się do wskazanej przez Quinna sali. Kiedy sprawdziłam, że w pomieszczeniu nie ma kamer, usiadłam na końcu stołu i czekałam na moich podopiecznych. Dokładnie minutę przed końcem wyznaczonego czasu, do pomieszczenia wgramolili się moi podopieczni.
- Siadać – poleciłam poważnie, miałam taką wielką chęć zrobienia sobie z nich żartu. Ci wykonali moje polecenie bez słowa. – Nazywam się Patricia Cooper i od dziś jestem waszym nowym trenerem. Który z was, to Jeremy Cenel?
- To ja – powiedział nieśmiało czarnowłosy.
- Preferujesz tylko sztylety? – zapytałam rzeczowo, a on przytaknął. – Podczas naszych treningów poćwiczymy z inną bronią. Mike Dinter?
- Ja – rzucił blondynek, a ja powstrzymywałam uśmiech.
- Przy strzelaniu brakuje ci precyzji i spokoju – powiedziałam. – Strzelasz jak typowy Amerykanin, ale nauczymy cię angielskiego wyrafinowania.
- Więc ty musisz być Filon Hunde? – zwróciłam się do ostatniego mężczyzny, a on potwierdził to skinieniem głowy. – Celność w normie, ale musimy popracować nad szybkością.
- Tak jest – powiedział brązowowłosy, a ja się lekko uśmiechnęłam.
- Praktycznie podczas naszej potyczki, wszyscy już bylibyście martwi – stwierdziłam. – Musicie nauczyć się pracować w grupie. Zauważyłam, że każdy z was chciał pokonać mnie samodzielnie, a to nie jest mądre – przerwałam na chwilę. – Samemu, to możecie się od razu z życiem pożegnać.
- To kiedy pierwszy trening? – zapytał Jeremy.
- Za dokładnie dziesięć minut na sali treningowej – powiedziałam i wstałam ze swojego miejsca. – Każda minuta spóźnienia, to kara.
Wyszłam z pomieszczenia i pomaszerowałam prosto do szatni. Przebrałam jeansy na dresy i włosy związałam w kitkę. Zobaczyłam, że zostało mi jeszcze pięć minut, więc wygrzebałam z torebki słuchawki i schowałam je do kieszeni. Skierowałam się do pokoju treningowego. Kiedy weszłam, zobaczyłam, że Candy ma ćwiczenia po drugiej stronie pomieszczenia. Zobaczyła mnie i pomachała. Uśmiechnęłam się i odwzajemniłam gest. Podeszłam do, czekających już na mnie, mężczyzn.
- Panowie, dzisiaj pokażę wam, jak usłyszeć i sparować cios przeciwnika – powiedziałam. – Usiądźcie  na ziemi i skrzyżujcie nogi. Sama zrobiłam to samo.
- Wyczyśćcie umysł. Zdajcie się na słuch – powiedziałam powoli i dzięki temu uchyliłam się przed sztyletem Candy. – Właśnie tak będziecie robić, bo wyćwiczeniu.
- Sorki, Trish – krzyknęła fioletowowłosa.
- Nic mi nie jest – odkrzyknęłam i popatrzyłam na swoich podopiecznych, których oczy, były niczym spodki. – No co? Kiedyś dacie radę.
I tak wałkowałam z nimi przez dwie godziny tajniki sztuki słuchania. Rzucałam w nich piłeczkami do baseball’ a . Na początku się nie przykładali, ale jak dostali kilka razy piłką w głowę, to wzięli sprawę na poważnie. Po jakieś półtorej godzinie udało się im złapać po jednej piłce. W końcu skończyłam z nimi trening i zapowiedziałam, że jutro mają tu być na godzinę jedenastą. Zanim opuściłam siedzibę Łowców musiałam jeszcze dopytać się Clein’ a o moją grupę do sprawy zamordowanych osób. Zapukałam do jego gabinetu i po chwili weszłam.
- Quinn, mam do ciebie kilka próśb – zaczęłam. – Możesz mi jutro pokazać najświeższe ciało jednego z Łowców?
- Jeżeli pomoże ci to w śledztwie – odpowiedział smutno.
- I do mojej grupy wsparcia mogę wziąć tylko zaufane osoby? – zapytałam, bo musiałam jakoś zebrać drużynę.
- Tak, ale to muszą być naprawdę zaufane osoby – odparł poważnie Quinn.
- Ok, dzięki i do zobaczenia jutro – powiedziałam i wyszłam z kwatery Łowców. Wsiadłam do swojego samochodu i pojechałam w stronę domu. Kiedy miałam zamiar już wchodzić do domu, dostałam czymś ciężkim w głowę i straciłam przytomność.

Cześć Wam!
Sorka, że rozdział tak późno, ale nie wiedziałam za bardzo, jak rozwinąć go, żeby był dłuższy... A jak wymyśliłam wyszło aż 1400 słów xD 
Wprowadzam zmianę, Alex nie jest jednak piksem, tylko demonem... A dlaczego, dowiecie się w przyszłości :) Zachęcam do komentowania ;)

Patrycja ;P

4 komentarze:

  1. Rozdział super *.*
    Wróciłam, do żywych, zapraszam na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawią mnie te morderstwa...
    I niech Trish pokaże tym facetom, że to ona ma jaja xD
    Pozdrawiam i również wróciłam do żywych :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co raz ciekawsze masz te rozdziały :3 Mam nadzieję, że porządnie wytrenuje tych chłopaków, chociaż wątpię że dojdą do jej poziomu ;p
    czekam na next ^^

    OdpowiedzUsuń