poniedziałek, 26 października 2015

Info !

Kochani,
na początku, chciałabym Was bardzo przeprosić za to, że nie było rozdziału w weekend... Mam nadzieję, że mi wybaczycie! Wiecie... brak weny...
Na przeprosiny zapowiadam, że w Halloween dodam następny rozdział i opowiadanie z tematem tego święta. ;)
Jeszcze raz wielkie SORRY! 

Pozdrowionka i do soboty
Wasza Rebel P. 

niedziela, 18 października 2015

LBA #4

Tam tam tam tam! Nowa nominacja przez Madzię L ! Macie jej bloga Klik!
Oczywiście dzięki! ;P

1. Wolisz wieś czy miasto? Uzasadnij. 
Cóż... Mieszkam na wsi, ale nie daleko mam do dużego miasta jakim jest Kraków :)
Ale do rzeczy, jestem bardziej za miasteczkiem, ale nie za takim wielkim miastem jak, np. Kraków, bo uwielbiam spokój i ciszę. Teraz już nawet na wsi nie jest cicho...

2. Jaki masz styl?
No... Uwielbiam ciemne kolory, chociaż nie jestem emo. Uwielbiam jeansy! Według mnie są najwygodniejsze i najlepiej wyglądają ;)

3. O czym marzysz?
Jestem zapaloną książkoholiczką :) Moim największym marzeniem, jakie na razie udaje mi się powoli zrealizować, to odwiedzić wszystkie najpiękniejsze biblioteki Europy, a może i nawet świata :)

4. Co byś chciała dostać na urodziny?
Pewnie, że książkę, chociaż nie pogardziłabym dobrą grą na PC, typu Wiedźmin lub Dragon Age :P

5. Kim chcesz zostać w przyszłości?
Kurcze... Dobre pytanie. Na razie chciałabym zostać architektem, ale jak to mówią "kobieta zmienną jest" :)

6. Jaki jest twój ulubiony kolor i dlaczego?
Kocham czarny! Może dlatego, że oznacza taki wewnętrzny spokój i tajemniczość, którą niesie ze sobą mrok... Można powiedzieć, że ten kolor uosabia mój charakter.

7. Co sądzisz o piecingu i tatuażach?
Mam słabość do chłopaków z kolczykiem w wardze.... Przykład:
Jeżeli chodzi o tatuaże, to lubię je, ale gdy nie jest ich za dużo :)

P. S. To zdjęcie to tylko przykład i nie jestem wielką fanką 5SOS :) 


Tym razem nie nominuję nikogo, ale miejcie się na 
baczności ;P

sobota, 17 października 2015

Rozdział XIX



… zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni i zobaczyłam na wyświetlaczu „Gabe”. Odebrałam.
- Patricia musisz uważać na…
- Trójkę wilkołaków, która targnie na moje życie? – dokończyłam za niego. – Dzięki, ale już ich spotkałam.
- Nic ci nie jest? – zapytał z troską w głosie.
- Nic, ale jestem trochę zmęczona – rzuciłam.
- Ok. Cześć – powiedział i się rozłączył. Ja zdjęłam buty i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam czystą bieliznę i poszłam wziąć kąpiel. Leżąc w wannie spokoju nie dawało mi zachowanie tajemniczego „Danny’ ego”. Główne pytanie brzmiało: Dlaczego mi pomógł? Na to pytanie nie znałam odpowiedzi… jeszcze. Gdy wyszłam z łazienki dopadło mnie nieuniknione zmęczenie. Położyłam się na łóżku i zasnęłam.

Stałam na łące , gdzie po raz pierwszy spotkałam Johna. Zastanawiałam się, co ja tu robię. Odpowiedź na to pytanie pojawiła się szybko. Z lasu wyszedł mój ojczym w towarzystwie małej obstawy.
- Co ja tu robię? – zapytałam.
- Cóż… Musimy porozmawiać o czymś dla mnie ważnym – powiedział.
- A mianowicie…
- O twoim szkoleniu u Łowców – odparł John.
- Nie pytam skąd wiesz – rzuciłam obojętnie. - Dlaczego chcesz o tym rozmawiać?
- Po prostu, chciałem cię prosić, żebyś uważała na siebie – odpowiedział poważnie. – Z tego co dowiedzieli się moi informatorzy, to Clein nie wie, że jesteś istotą nadnaturalną.
- Uf! Całe szczęście! Już myślałam, że chcesz mnie od tego odciągnąć – powiedziałam z ulgą.
- Patricia, nawet jakbym prosił cię o rezygnację z nauki, to nie posłuchałabyś mnie – powiedział z lekkim uśmiechem.
- W tym masz rację – rzuciłam z uśmiechem. – Chciałabym wrócić spać, więc cześć.
- Obiecaj, że będziesz na siebie uważać – rzucił.
- Obiecuję – powiedziałam i zapadła ciemność.

Obudziłam się z uczuciem ciepła na sercu, z powodu troski Johna. Zobaczyłam na zegarku, że jest dopiero druga w nocy, więc postanowiłam spać dalej…

Wstałam równo ze słońcem. Było lato, więc dni były dłuższe, a noce krótsze. Skorzystałam z łazienki i wzięłam się za odrabianie zadań. Trochę mi to zajęło, bo gdy skończyłam było jeż za dziesięć ósma. Pozbierałam książki i zeszłam do kuchni. Zrobiłam sobie śniadanie i przeczytałam notatkę zostawioną na stole. Okazało się, że Clary jedzie do szkoły z Lucasem, a potem mają zamiar coś porobić i ma nie być ich w domu. Skończyłam śniadanie i pojechałam do szkoły.

Dzień w szkole minął dość spokojnie, bo mało kiedy zostałam zaczepiona. Weszłam do domu i skierowałam się prosto do kuchni. Na blacie teraz zamiast kartki od Clary była kartka napisana pismem mojej mamy. Podeszłam do blatu i zaczęłam czytać.

„Patricio i Clary, będę w pracy do rana, więc nie roznieście domu.
                                Mama i Ciocia Isabel”
Na dzisiejszy wieczór zostałam sama. Wiedziałam, że na osiemnastą mam być pod szkołą. Zrobiłam sobie jakiś obiad i zabrałam się za zadania domowe. Dwie godziny przed umówionym spotkaniem przebrałam się w czarne dresy i bokserkę w tym samym kolorze. Do torby spakowałam sobie wodę mineralną i jakiś owoc. Ubierałam adidasy, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. To co zobaczyłam kompletnie mnie zaskoczyło. W progu stał mój wybawca Danny. Szybko otrząsnęłam się z szoku i wtedy zobaczyłam, że wilkołak jest cały we krwi. Wprowadziłam go do domu i położyłam na kanapie w salonie, ale najpierw narzuciłam na nią koc. W tempie ekspresowym dotarłam do apteczki. Usiadłam na kolanach obok niego. Położyłam swoją dłoń do jego czoła i poczułam, że chłopak ma gorączkę. Pobiegłam do łazienki i przyniosłam wodę z ręcznikiem. Obmyłam mu delikatnie twarz. Otworzył na chwilę oczy, ale zaraz je zamknął.
- Co się stało? – zapytałam spokojnie.
- W-wyczuli, ż-że cię u-uratowałem – wycharczał Danny.
- Co za dranie – warknęłam wkurzona, ale zaraz wróciłam do pomagania wilkowi. – Gdzie masz największą ranę?
Chłopak powoli z cichym jękiem odwrócił się na bok i pokazał mi dość głęboką ranę szarpaną na prawym boku. Wciągnęłam niespokojna powietrze. Wzięłam do ręki płyn odkażający i powoli zaczęłam oczyszczać ranę. Przelotnie zobaczyłam, że dochodzi wpół do szóstej. Szybko wzięłam telefon i zadzwoniłam do Cleina. Odebrał po drugim dzwonku.
- Halo?
- Cześć, Quinn, tu Patricia. Słuchaj mogę się spóźnić z godzinę, więc mógłbyś mi wysłać sms z adresem, gdzie mam się pojawić? – zapytałam szybko.
- A co się stało? – czułam, że zada to pytanie, więc wymyśliłam coś na poczekaniu.
- Miałam mały wypadek przy robieniu prania – powiedziałam.
- To coś poważnego? – zapytał Clein.
- Dość poważne uszkodzenie, więc wyślesz mi ten adres? – kłamałam jak z nut.
- Za chwilę dostaniesz sms i powodzenia – powiedział.
- Dzięki i do zobaczenia – rzuciłam i się rozłączyłam. Wróciłam do opatrywania wilkołaka. Chciał być silny, ale za każdym razem, gdy polewałam ranę środkiem odkażającym, słyszałam ciche jęki. Wiedziałam, że go to boli, ale jakoś musiałam mu pomóc. Gdy oczyściłam ranę wzięłam się za szycie. Ręka mi się nie trzęsła, więc zrobiłam to sprawinie. Na koniec przykleiłam na nią duży plaster, tak, że zakrywał całą ranę. Z boku przeniosłam się na twarz. Oczyściłam ranę na łuku brwiowym i użyłam tymczasowych szwów.
- Masz jeszcze jakieś rany? – zapytałam głosem wypranym z emocji.
- N-nie, d-dziękuję – powiedział cicho. – Chyba jesteśmy kwita?
Przypomniałam sobie, że on uratował mi życie, a ja jemu teraz.
- Chyba tak – powiedziałam z uśmiechem. – Masz ochotę na kanapkę i herbatę?
Przytaknął, a ja poszłam do kuchni wszystko przygotować. Wszystko zaniosłam do salonu. Podałam chłopakowi kubek z herbatą i talerz z kanapkami.
- Mieszkasz gdzieś niedaleko? – zapytałam, bo miałam nadzieję go odprowadzić zanim pojadę na trening.
- Tak, w mieszkaniu na skrzyżowaniu – powiedział. Zjadł wszystko i od razu było widać, że mu się polepsza. Zaniosłam naczynia do kuchni, a gdy wróciłam do salonu Danny już stał na własnych nogach. Zaczął składać koc z kanapy. Wzięłam to do niego i zaniosłam do łazienki. Weszłam z powrotem do pokoju i zaczęłam sprzątać apteczkę.
- Dziękuję ci jeszcze raz, za uratowanie życia – powiedział i stanął przed drzwiami.
- Nie ma za co, ale uważaj na ranę na boku, bo mogą popękać ci szwy, gdy za bardzo przesilisz bok – poinstruowałam go.
- Dobrze, pani doktor – powiedział. – Dzięki i pa.
- Pa – rzuciłam i wróciłam do domu po torbę i telefon z adresem miejsca mojego treningu. Zamknęłam dom i wyjechałam na Kawasaki na ulicę.

Jest następny! Udało mi się go jakoś napisać, ale nie wiem jak ;P
Oczywiście zachęcam do komentowania i dzięki wielkie wam wszystkim, którzy skomentowali opowiadanie "To" i ostatni rozdział ;)

piątek, 9 października 2015

Opowiadanie I. "To"

Hej! To opowiadanie dedykuję Jane Wolf, która jako jedyna skomentowała ostatni rozdział!
Dziękuję ci bardzo i mam nadzieję, że ci się spodoba :) 
 

Biegła przez las co sił w nogach. Słyszała za sobą odgłos kroków. Wieczór zapowiadał się świetnie. Umówiła się z koleżankami na drinka do klubu. Posiedziały chwilę, wypiły parę drinków. Poznały nawet kilku chłopaków, z którymi spędziły resztę wieczoru. Wyszli z klubu i każdy rozjechał się w swoją stronę z jedną z jej przyjaciółek. Ona też pojechała… A teraz uciekała przed nowo poznanym chłopakiem. Okazało się, że on i jego koledzy zamierzali się…. Zabawić. Onanie miała na to najmniejszej ochoty, więc uciekła od niego, a on ją teraz goni. Zerknęła szybko przez ramię i zauważyła, że on za nią nie biegnie. Zatrzymała się. Była tak bardzo pochłonięta biegiem, że nie zauważyła, że w lesie zrobiło się nienaturalnie cicho. Nie było słychać nawet odgłosu skrzydeł jakiegoś owada. Dziewczyna powoli odwróciła się wokół własnej osi. Wtem po jej lewej stronie złamała się gałązka. Odwróciła się. Patrzyła prosto w oczy… bestii. Przełknęła głośno ślinę, a dźwięk jaki się z niej wydobył wydawał się być zbyt głośny. Sparaliżował ją strach. Nagle usłyszała za sobą głos.

- Hej, Katie! Koniec zabawy! – krzyknął jej prześladowca. Powoli odwróciła się tyłem do potwora, by zmierzyć się z kolejnym potworem. Ona sama gardziła takimi mężczyznami, który preferują zasadę „jedna noc i koniec”. Wzdrygnęła się. Chłopak szedł w jej stronę ze zwycięstwem wymalowanym na twarzy. Powiedziała sobie, że nie da się. Pobiegła boso w prawo, bo szpilki zgubiła już jakiś czas temu. Gałązki i inne rośliny drapały jej nogi, ręce i sukienkę. Nie myślała teraz o swoim wyglądzie. Myślała, jak uciec od tego mężczyzny. Gdy tak biegła usłyszała krzyk. Zatrzymała się i odwróciła do źródła dźwięku. Zobaczyła jak duży czarny wilk odgryza głowę jej prześladowcy. Upadła na kolana, jak szmaciana lalka. Bała się i to strasznie. Tak bardzo, że nie była wstanie się ruszyć , ani nawet jęknąć. Bestia odwróciła łeb w jej stronę i spojrzała na nią szmaragdowymi ślepiami. Wilk uciekł zostawiając ciało, a dokładnej resztki jej prześladowcy. Nie miała siły nawet się podnieść i zacząć uciekać. Zanim straciła przytomność udało jej się jeszcze zobaczyć, że na ręce bierze ją jakiś mężczyzna. Otworzyła je jeszcze na chwilę, by spojrzeć w szmaragdowe oczy…

Ocknęła się w szpitalnym łóżku podpięta do wszelkiego rodzaju sprzętów. Przyszli lekarze, poinformowali ją o jej stanie zdrowia i stanie psychicznym. Zapytała jak się tu znalazła, a oni odpowiedzieli, że przywiozła ją jakaś kobieta, która znalazła ją ja poboczu drogi kompletnie nieprzytomną. Wtedy dziewczyna utwierdziła się w tym, że wcale nie widziała zabójstwa tego chłopaka. Po kliku dniach wypisali ją do domu. Weszła do swojego mieszkania i pierwsze co zrobiła, to włączyła telewizor. Leciały wiadomości.

„Dnia 12 lipca w lesie przy Vieln Street doszło do brutalnego morderstwa. Znaleziono zwłoki młodego chłopaka. Policja nadal szuka sprawcy, tej makabrycznej zbrodni…”

Dalej nie miała zamiaru słuchać, bo wiedziała więcej niż oni. Podeszła do barku i wyjęła z niej jeszcze nie otwartą butelkę whisky, którą dostała od swojej siostry na któreś urodziny. Nie kwapiła się po szklankę. Po prostu zaczęła pić prosto z butelki. Nie mogła znieść psychicznie tego, że była światkiem morderstwa, i że policja za niedługo powinna znaleźć tropy jej obecności na miejscu zbrodni. Wypiwszy całą butelkę weszła do swoje sypialni. Po omacku znalazła jakiś pasek i podeszła do karnisza od zasłon. Przywiązała jedną stronę do karnisza, a z drugiej zrobiła pętle. Wyszła na krzesło i skoczyła kończąc swój krótki żywot.
Na balkonie stał wilk w ludzkiej postaci i przyglądał się samobójstwu Katie. Pokręcił głową zrezygnowany i w jednej chwili już go nie było.

Tak jak nie było już podejrzanego w sprawie morderstwa w lesie. Policja zamknęła sprawę na podstawie braku podejrzanego i jakich kol wiek dowodów. Sprawy nie rozwiązano do dzisiaj…