poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział XII



Zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam „Clary” i przelotnie, że dochodzi trzecia trzydzieści.
- Halo? – zapytałam zaspanym głosem.
- Trish, musisz do mnie przyjechać… Teraz – powiedziała drżącym głosem.
- Clar, co się stało? – zapytałam. Słysząc przerażenie w jej głosie od razu się rozbudziłam.
- Opowiem ci wszystko, jak przyjedziesz – powiedziała wymijająco.
- Dorośli w domu? – zapytałam już szukając ubrania.
- Nie, wszyscy pojechali nad jezioro – poinformowała mnie.
- Ok, Clary będę do godziny – powiedziałam i się rozłączyłam. Ubrałam się w szare dresy i bluzę z kapturem. Do tego trampki. Pozbierałam wszystkie dokumenty i kluczyki oraz kask. Wsiadłam na Kawasaki i pognałam w noc.


Parkowałam właśnie pod domem cioci, gdy wybiegła z niego Clary. Rzuciłam mi się na szyję i zaczęła płakać.
- Clar, spokojnie – szeptałam do niej. – Chodź do domu.
Skierowałyśmy się w stronę drzwi. Posadziłam ją na kanapie w salonie, a sama poszłam do kuchni zrobić gorącą czekoladę. Gdy już ją zrobiłam wróciłam do kuzynki. Podałam jej kubek i usiadłam obok niej na kanapie.
- Dobra, gadaj, co jest? – zaczęłam po kilku chwilach.
- Możesz mnie wyśmiać, ale – zaczęła opowiadać. Wiedziałam, że głos jej drży. – No, bo j-ja – zająkała się.
- Spokojnie, na pewno cię nie wyśmieję – przyrzekłam jej.
- Widzę zmarłych – powiedziała na jednym oddechu i zaczęła cicho szlochać. Zamurowało mnie, a jednak nasza rodzina może być bardziej nienormalna.
- Kiedy to się zaczęło? – zapytałam spokojnie.
- W-wczoraj, gdy z-zobaczyłam swoją zmarłą koleżankę, k-która przedawkowała – wyjąkała Clary ze łzami w oczach.
- No już… Widywałaś je już wcześniej? No te, duchy? – zapytałam z ciekawości. Przytaknęła. – A czy teraz jakiś tu jest?
- Obok telewizora s-stoi mała dziewczynka ubrana w p-pidżamę z Truskawkowym Ciastkiem – powiedziała.
- Spróbuj do niej przemówić – zachęciłam kuzynkę.
- Hej, jak się nazywasz? – zapytała lekko przerażona. Poczekała chwilę i zapytała. – A jak umarłaś?
Gdy Clary usłyszała odpowiedź zaczęła płakać.
- Ej, młoda, co ci powiedziała?
- N-nazywa się Stella i … - przerwała, bo głos się jej złamał. – Udusiła j-ją starsza siostra, b-bo nie chciała z-zasnąć – udało się jej wyjąkać.
- Szczerze powiedziawszy, Clar, ty nie zwariowałaś – stwierdziłam po chwili milczenia.
- Serio mówisz? – zapytała zdziwiona.
- Tak, ponieważ ja też niedawno dowiedziałam się, że moja mama jest dhampirem, a mój ojciec jakąś inną istotą nadprzyrodzoną – poinformowałam ją.
- Czekaj, czym jest dhampir? – zapytała.
- Dhampir, to pół człowiek, pół wampir w wolnym tłumaczeniu – powiedziałam.
- Czyli…
- Jestem w połowie wampirem, w połowie czymś jeszcze – dokończyłam.
- Dobra, obie jesteśmy szurnięte – podsumowała Clary z uśmiechem.
- Stella dalej tam jest? – zapytałam po chwili wskazując głową w stronę telewizora. Miałam pewien pomysł. Przytaknęła. – To poproś ją, aby dotknęła twojej ręki.
Gdy tylko powiedziałam te słowa Clar popatrzyła na mnie jak na wariatkę.
- Ty żartujesz, prawda? – zapytała zaniepokojona.
- Mówię całkiem poważnie – powiadomiłam ją. Widziałam, że nie jest przekonana więc dodałam: - Chcesz wiedzieć, czym jesteś, czy nie?
- Dobra, spróbuje – powiedziała zrezygnowana i wystawiła rękę przed siebie. – Stella, możesz chwycić mnie za rękę?
Clary chwyciła powietrze. Nagle w ułamku sekundy jej wyraz twarzy zmienił się nie do poznania. Strach zmienił się w zaskoczenie.
- Co się stało? – zapytała, ale już znałam odpowiedź.
- O-ona… - zaczęła – zniknęła.
- Zaraz jak cię dotknęła? – pytałam dalej. Przytaknęła. – Wiem już czym jesteś.
- A mianowicie?
- Kostuchą – powiedziałam.
- Kostu… Co?! – zapytała zaskoczona.
- Kostuchą, czyli osobą, przez którą przechodzą duszę zmarłych na drugą stronę – poinformowałam ją .
- Skąd to wszystko wiesz? – zapytała Clar.
- Z książek, moja droga, książek – powiedziałam udając profesora. Wtedy obie wybuchnełyśmy śmiechem.
- Za karę, że ściągnęłaś mnie z łóżka o tak wczesnej porze, śpię w twoim łóżku – poinformowałam ją z uśmiechem i pobiegłam do jej pokoju. Zatrzymałam się w połowie drogi, ponieważ przeszedł mnie zimny dreszcz. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam wracać. Gdy dotarłam do schodów powoli i cicho zeszłam w dół.
- Clar – zawołałam. Cisza. – Cholera – mruknęłam. Poszłam do kuchni i wzięłam dwa noże z szafki. Uruchomiłam wszystkie zmysły mojej wampirzej strony. Usłyszałam szybkie bicie serca mojej kuzynki. Zaczęłam iść w tamtą stronę. Dotarłam do drzwi łazienki. Przyłożyłam ucho do drzwi i zamarłam. Teraz usłyszałam wyraźnie przełykanie i ciche jęki. W moich żyłach zaczął płynąć czysty gniew. Wykopałam drzwi i to co zobaczyłam było straszne. Wampir klęczał na ziemi, na kolanach miał Clary i ssał jej krew. Nie wytrzymałam. Podeszłam do niego i wytargałam go za ciuchy z łazienki. Nie zdążył zareagować, bo wbiłam mu nóż  w serce.
- To za moją kuzynkę – warknęłam i przekręciłam nóż. Koleś padł „martwy” już na wieczność. Skoczyłam do niej. Miała dwie rany na szyi, które dość mocno krwawiły.
- Wszystko będzie dobrze – szepnęłam do niej. Nagle naszła mnie myśl. Skoro po części jestem wampirem, to moja krew może jej pomóc. – Musisz wypić trochę mojej krwi.
Ugryzłam się w nadgarstek i podsunęłam jej go pod usta. Miałam nadzieję, że to zadziała. Zaczęła pić i na moich oczach rana zaczęła się zasklepiać.
- Udało się – szepnęłam zaskoczona. „No wiem” – powiedział z chichotem mój głos. – Dobra, młoda, starczy tego – powiedziałam i odsunęłam już prawie zagojony nadgarstek od jej ust.
- Dzięki – wyszeptała. – Gdzie nauczyłaś się takich rzeczy?
- Tak sama z siebie – odpowiedziałam obojętnie. – A tak w ogóle, jak się czujesz?
- Nawet dobrze – mówiąc to znalazła się w pozycji siedzącej. – Czego on chciał?
- Tego nie wiem, ale się dowiem – powiedziałam zdeterminowana. – Obiecuję, a teraz chodź spać.
Wzięłam ją pod rękę i razem poszłyśmy w stronę jej pokoju. Przebrała poplamioną koszulkę i położyłyśmy się spać. Miałam nadzieję, że obudzę się na polanie.


Stałam tam gdzie zawsze, czyli na niewielkiej łące.
- John – zawołałam. Z lasu wyszła dwójka mężczyzn i ustawiła się mniej więcej pięć metrów ode mnie.
- Mistrz, nie może przyjść – poinformował mnie blondyn o zielonych oczach.
- A mnie to wiele obchodzi – warknęłam. – Muszę się z nim zobaczyć. Teraz.
- Ale nie można – powiedział drugi z nich, szatyn o fiołkowych oczach.
- John, jeżeli zaraz tu nie przyjdziesz, to z twoich sługusów zostanie tylko pył – zawołałam. Zobaczyłam uśmieszki na ich twarzach. – No dalej, który pierwszy? – zapytałam i ustawiłam się w odpowiedniej pozycji. Pierwszy podszedł blondyn. – Szybciej.
Rzucił się w moją stronę, a ja zrobiłam unik i wbiłam mu nóż z kuchni Clary w serce. Znieruchomiał.
- Ty tam,  idź do Johna i powiedz mu, że mam jego pieska na nożu i nie zawaham się przekręcić – poleciłam szatynowi. Ten pognał co sił w nogach w stronę lasu.
- Dobra koleś, zostaliśmy sami, a teraz mi powiesz, czemu nie ma Johna – poleciłam grzecznie.
- B-bo ma spotkanie starszyzny – wydyszał blondyn.
- Jakich starszych? – dopytywałam się.
- Zjazd wszystkich mistrzów klanów z całego stanu – poinformował mnie.
- Mam pomysł, chcesz jeszcze pożyć – przytaknął – to zaprowadź mnie na to całe zgromadzenie.
- Ale nie można – wychrypiał i jęknął, bo przekręciłam lekko nóż. – Dobra.
Weszliśmy w głąb lasu.
- Mam jedno pytanie, kto rządzi w Woodring? – zapytałam.
- Mistrz Ransom – odpowiedział. Po kilku minutach marszu weszliśmy na polanę, gdzie odbywało się spotkanie.
- Mistrzu Ransom – zawołałam. Wszystkie spojrzenia skierowały się w moją stronę.
- To ja – odezwał się mężczyzna z wyglądu po czterdziestce z białymi włosami, dosłownie.
- Może mi pan wytłumaczyć, dlaczego wampir zaatakował dzisiaj moją kuzynkę – zapytałam uprzejmie. Wyciągnęłam nóż z serca biednego blondyna i powiedziałam mu cicho: - Spadaj.
- Możesz jaśniej, panno… - zaczął.
- Cooper – dokończyłam. – Tak, mężczyzna z wyglądu po trzydziestce czarne włosy i oczy w kolorze mięty zaatakował moją kuzynkę dziś w nocy około godziny piątej – powiedziałam.
- Ach, chodzi pewnie o Simona. Jak tylko wróci, to się z nim policzę – poinformował mnie.
- Ups… Z tym może być problem – powiedziałam i zaczęłam wycierać nóż.
- A czemuż to? – zapytał Ransom.
- Ponieważ wyjechał na wakacje w zaświaty – odpowiedziałam obojętnie. Zapadła grobowa cisza po moich słowach. Usłyszałam tylko cichy chichot jakieś wampirzycy.
- Panno Cooper, co pani zro… - nie dokończył, bo mu przerwałam mówiąc:
- Zabiłam go.
Zrobił na mnie zdziwione oczy, w których zobaczyłam nutkę gniewu. Samoczynnie się uśmiechnęłam.
- Dlaczego? – wyszeptał. Normalny człowiek, by go nie usłyszał, ale ja nie byłam normalna.
- Bo pił krew mojej kuzynki – odpowiedziałam mu. – A teraz przepraszam, ale muszę porozmawiać z Johnem – i już miałam iść w jego stronę, gdy przypomniałam sobie o najważniejszym. – Jeszcze bym zapomniała, jeżeli jeszcze jeden wampir lub wampirzyca spróbuje zrobić krzywdę mi lub mojej rodzinie – przerwałam i zmieniłam ton swojego głosu na jak najbardziej słodki – zabiję go lub ją – poinformowałam ich i skierowałam się w stronę mojego ojczyma, który siedział na tronie.
- Hej, zanim coś powiesz, dzięki za książkę, a teraz możesz mnie zjechać – powiedziałam szybko.
- Nie mam zamiaru cię karać – powiedział spokojnie.
- Właśnie wpadłam ci na zgromadzenie, wydarłam się na Ransoma, a ty nic mi nie powiesz? – zdziwiło mnie to bardzo.
- I rzuciłaś wyzwanie wszystkim wampirom w naszym stanie – dorzucił Gabe, który stał po prawej stronie Johna. Zbyłam to machnięciem ręki.
- Nawet dobrze zrobiłaś – pochwalił mnie John.
- Dzięki, a teraz wracam do domu – poinformowałam go. Zniknęłam stamtąd tak szybko, jak się pojawiłam.


Gdy otworzyłam oczy zauważyłam na zegarku Clary w kształcie kwiatka, że jest siódma rano. Ona jeszcze słodko spała, więc wymknęłam się z łóżka i poszłam trochę ogarnąć to co zostawił po sobie Simon. Weszłam do łazienki i zaczęłam najpierw od zebrania prochów wampira. Następnie wzięłam starą szmatę i zmyłam krew Clar z podłogi. Po skończonej pracy po cichu weszłam do jej sypialni i wzięłam jej brudną koszulkę. Nalałam wody do miski i zamoczyłam ją. Była niedziela, a ja byłam niewyspana, więc poszłam do kuchni i wstawiłam wodę na kawę. Przy okazji zrobiłam kanapki dla siebie i Clary. Gdy siedziałam na krześle w kuchni zadzwonił mój telefon. Zobaczyłam „Rasto” i odebrałam.
- Hej, kochanie – przywitał mnie.
- Cześć, Rasti – odpowiedziałam.
- Masz czas dziś po południu? – zapytał z nadzieją w głosie.
- Wybacz, kocie, ale jestem u kuzynki i nie wiem kiedy wrócę – poinformowałam go.
- Szkoda, ale mus to mus. Spotkamy się innym razem – powiedział to, a ja słyszałam w jego głosie nutkę smutku.
- Dzięki, kocham cię – powiedziałam.
- Ja ciebie też, ale teraz musze kończyć.
- Odezwę się wieczorem – pożegnałam się i rozłączyłam.
- Z kim rozmawiałaś? – zapytała zaspanym głosem Clar wchodząc do kuchni.
- Z moim chłopakiem – powiedziałam i podałam jej kubek z kawą.
- Dzięki – powiedziała. – Jaki on jest?
- Romantyczny, kochany… Jednym słowem BOSKI – odpowiedziałam rozmarzona.
- Szczęściara, a co chciał? – zapytała zajadając kanapkę.
- Czy mam dziś czas po południu – odparłam.
- I co powiedziałaś?
- Ze jestem u kuzynki i nie wiem kiedy wrócę – powiedziałam.
- Czemu?!
- Co „czemu”?
- Czemu tak powiedziałaś?
- Ponieważ ten dzień spędzę z kuzynką na zakupach – poinformowałam ją z uśmiechem.
- Spoko, ale musimy się przebrać – powiedziała i wskazała na nasze ubrania. – Chyba w pidżamach nie pojedziemy.


Ubrane, ja w czarne rurki i biały top, a Clary w białe rurki, różową bokserkę i biały sweter, jechałyśmy w stronę centrum handlowego. Zaparkowałam i obie skierowałyśmy się w stronę wejścia.
- Co masz zamiar kupić? – zapytałam kuzynkę.
- Planuję jakąś letnią sukienkę i do tego sandałki – odparła. – A ty?
- Ja lecę na żywioł – powiedziałam z uśmiechem. W czasie naszego spaceru od sklepu do sklepu w oczy rzuciła mi się śliczna czarna sukienka. Była czarna, bez rękawów oraz szelek, ogólnie wyglądała jak księżniczki. Zatrzymałam się przed witryną.
- Podoba ci się? –zapytała Clary stając obok mnie.
- Jest śliczna – wyszeptałam.
- To ją kup – powiedziała. Weszłyśmy do sklepu.
- Dzień dobry, czy są może inne rozmiary tej sukienki? – zapytałam się ekspedientki.
- Tak, oczywiście. Jakiego pani szuka? – podałam jej mój rozmiar i z sukienką na rękach weszłam do przymierzalni. Gdy wyszłam ubrana w suknię na twarzy Clary pojawił się szeroki uśmiech.
- I co? Jak wyglądam? – dopytywałam się.
- Pięknie. Do tego jeszcze zestaw srebrnej biżuterii i czarne szpilki, a włosy upniesz w luźny kok – przerwała i westchnęła. – Wtedy twój chłopak zakocha się w tobie po raz drugi.
Uśmiechnęłam się na samą myśl.
- Bierzemy – powiedziałam do Clar. Ubrana już w swoje ciuchy podeszłam do z suknią do kasy i zapłaciłam.
- Ok. Teraz tylko biżuteria i buty – podsumowała moja kuzynka. Chodziłyśmy tak jeszcze z godzinę. Postanowiłyśmy wstąpić do kawiarni na kawę i ciastko.
- Podsumowując, kupiłam, śliczną suknię, szpilki, kolczyki i naszyjnik – powiedziałam, gdy już siedziałyśmy w kawiarence.
- A ja oprócz letniej sukienki i sandałków kupiłam jeszcze różową suknię na bal, białe szpilki i białą biżuterię.
- Ok, czyli nasz wypad uważam za udany – podniosłam filiżankę z kawą, jakby był to toast. Clary zawtórowała mi i obie wybuchnełyśmy śmiechem. – Wracamy do domu?
Przytaknęła i skierowałyśmy się w stronę wyjścia. Zamurowało mnie, gdy zobaczyłam radiowóz pod domem Clary. Zsiadłyśmy i skierowałyśmy się w stronę policjanta.
- Dzień dobry, czy coś się stało? – zapytałam uprzejmie.
- Jak się panie nazywają?
- Cooper, a to moja kuzynka Clary Stover – przedstawiłam nas.
- Mam dla pań złe wieści – zaczął funkcjonariusz.
- A mianowicie?
- Państwo Ransey i pani Stover zostali znalezieni dzisiaj rano w swoim domku nad jeziorem – przełknął ślinę – martwi.
Zamarłam, chyba moje serce przestało bić, bo dopiero po chwili dotarło do mnie co się stało. Do Clary chyba też, bo zaczęła żywnie płakać. Upuściłam na ziemię zakupy i mocno ją przytuliłam.
- Co się stało? – zapytałam głosem bez emocji.
- Coś lub ktoś rozerwał im gardła – odpowiedział policjant. – A gdzie podzieje się teraz panna Stover?
- Zamieszka ze mną i moją mamą – poinformowałam go. – Teraz przepraszam, ale chciałabym zająć się kuzynką.
Pożegnałam go, wzięłam zakupy i skierowałam się z dalej płaczącą Clary do domu.
- Clary, uspokój się – poleciłam jej, a gdy przestała płakać  powiedziałam: - Idź się na górę spakować, a ja zadzwonię po transport.
Pokiwała głową i poszła do swojego pokoju. Ja wybrałam numer Lucasa. Odebrał po drugim dzwonku.
- Halo?
- Hej, mam problem, możesz przyjechać do Woodring? – zapytałam.
- Pewnie, a co się stało?
- Opowiem ci kiedy indziej, ale przyjedź sam – poleciłam.
- Spoko, będę do półtorej godziny.
- Ok, pa – powiedziałam i się rozłączyłam. Następnie wybrałam numer mamy. Niestety włączyła się poczta głosowa. Poszłam pomóc Clar spakować się. Gdy weszłam zobaczyłam dwie wielkie walizki. Jedną spakowaną w całości, a drugą w połowie.
- To wszystko? – zapytałam wskazując głową kupki na łóżku.
- T-tak – wyjąkała.
- Pójdę do łazienki i pozbieram twoje kosmetyki – powiedziałam i wyszłam. Gdy wróciłam Clary pakowała do plecaka rzeczy do szkoły i pamiątki.
- A-a tak w ogóle, kto j-jest naszym transportem? – zapytała jąkając się.
- Mój przyjaciel Lucas przyjedzie po ciebie i twoje rzeczy, a ja pojadę na motorze – poinformowałam ją. – Acha, i Lucas jest gejem.
- D-dobra – powiedziała zrezygnowana.
- bierzesz coś jeszcze? – zapytałam. Pokiwała przecząco głową. Pomogłam jej znieść walizki na dół, a potem wyniosłam je na dwór. Następnie razem z Clar powyłączałyśmy wszystko z prądu i zamknęłyśmy dom. Chwilę potem na podjazd wjechała niebieska mazda. Wysiadł z niej Lucas i zaczął iść w naszą stronę. Przytuliłam go.
- Cześć, a to kto? – zapytał wskazując głową kuzynkę.
- To moja kuzynka Clary, proszę nie rozmawiaj z nią o rodzicach jak będziecie jechać do mnie – pouczyłam go szeptem.
- Ok – potwierdził.
- Dobra, wy się pakujcie, a ja jadę pierwsza do domu – wsiadałam właśnie na motor, gdy sobie przypomniałam. – Cas, a możesz wziąć zakupy moje i Clar?
- Spoko, do zobaczenia – pożegnał się.
- Do zobaczenia w domu.


Gdy przekroczyłam próg od razu pobiegłam do pokoju gościnnego. Na szczęście był naprzeciwko mojego, więc miałam oko na moją kuzynkę. Był w kolorach różu i bieli. Wyjęłam z szafy pościel i zaczęłam ją zakładać na poduszki i kołdrę. Gdy skończyłam sprzątać usłyszałam ryk silnika. Zbiegłam na dół i otworzyłam drzwi. Lucas niósł walizki, a Clary szła obok niego.
- Gdzie je zanieść? – zapytał.
- Na piętrze drugie drzwi po prawej – poinstruowałam go.
- Ok – i poszedł.
- Chcesz czekolady? – zapytałam kuzynki, gdy weszłyśmy do kuchni. Przytaknęła. – Dobra młoda, teraz trzeba cię jeszcze zapisać do szkoły.
Pokiwała głową.
- Cas! – zawołałam. – Jak zapisałeś się do szkoły?
- No, zadzwoniłem do sekretariatu, podałem swoje dane. No i jestem – opowiedział wchodząc do kuchni. – Potrzebujecie mnie jeszcze?
- Nie, dzięki wielkie – powiedziałam próbując się uśmiechnąć.
- Ok, zadzwonię później – powiedział i wyszedł.
- Kto to zrobił? – zapytała Clary.
- Podejrzewam wampiry – przyznałam się jej. – Muszę poinformować odpowiednie osoby.
- A jak jest w twojej szkole?
- Ujdzie, tylko nie daj się podrywać Ericowi, Jeffowi, Billowi i Toby’ emu  oraz innym z paczki.
Pokiwała głową i dopiła czekoladę.
- Idź się położyć – poleciłam jej, a ona poczłapała do swojego nowego pokoju. Spróbowałam znowu zadzwonić do mamy, ale bez skutku. Postanowiłam zapisać Clary do szkoły. Zajęło mi to chwilę, ale udało mi się. Miałam właśnie iść się myć, gdy zadzwonił mój telefon. Zobaczyłam „Lucas” i odebrałam.
- Gadaj, co się stało? – powiedział na wstępie. Nie miałam siły na kłótnie.
- Moi dziadkowie i moja ciocia, czyli mama Clary zostali znalezieni dzisiaj rano martwi w swoim domku nad jeziorem – powiedziałam smutno.
- Jak do tego doszło?
- Jeszcze nie wiem, ale się dowiem – powiedziałam z determinacją.
- Musimy pogadać o pewnej sprawie, ale to innym razem – poinformował mnie.
- Ok, teraz muszę odreagować – powiedziałam. – Pa.
- Pa – powiedział i rozłączył się. Wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy i  poszłam wziąć kąpiel. Gdy tak siedziałam w wannie zadzwonił mój telefon.
- Halo?
- Co jest, skarbie? – zapytała mama.
- Mamy problem, ponieważ… - głos mi się złamał. – Ponieważ dziadkowie i ciocia n-nie… żyją – wyjąkałam. Mama milczała. – Mamo?
- J-jak to się stało? – zapytała roztrzęsionym głosem.
- Rozszarpali im gardła – wyplułam te słowa.
- Gdzie jest Clary? – zapytała.
- Ze mną w domu. Przyjechałyśmy godzinę temu – poinformowałam ją.
- Ok, ja będę w domu d-dopiero w nocy – powiedziała mama. – Miej na nią oko.
- Dobrze, mamo – powiedziałam i się rozłączyłam. Ubrana poszłam w stronę pokoju Clar.
- Wchodzę – powiedziałam i otworzyłam drzwi. Moja kuzynka spokojnie spała, więc postanowiłam przygotować się na spotkanie ze sprawcami. Wróciłam do swojego pokoju i zanim zasnęłam wzięłam do ręki sztylety. Wiedziałam już, jak potraktuję winnych.

--------------
Zachęcam do komentowania, bo dzięki nim wiem, że mam dla kogo pisać ;) Możecie pisać nawet z anonima ;P 
Chcesz być na bieżąco? Wpadnij tu: https://www.facebook.com/pages/Rebel-P/110059399326902?focus_composer=true&ref=aymt_homepage_panel

sobota, 18 lipca 2015

Rozdział XI



W ten weekend Rasto musiał wyjechać, ponieważ miał walkę o mistrzostwo stanu. Powiedział mi, że będzie w telewizji, i że mam go oglądać o dwudziestej pierwszej. To właśnie miałam zamiar dzisiaj robić. Naszła mnie straszna ochota na popcorn. Wyjęłam opakowanie z szafki i wpakowałam je do mikrofalówki. Na styk zdążyłam usiąść na kanapie, bo zaraz potem rozpoczęła się walka. Przeciwnikiem Rasto był ciemnoskóry mężczyzna. Na oko miał może dwadzieścia parę lat. Mój skarb zaczął od wyprowadzenia kilku wolnych prostych. Po około minucie jego przeciwnik leżał już na deskach. Zaskoczona wytrzeszczyłam oczy. Walka dobiegła końca już po trzeciej rundzie. Wszystkie wygrał Rasto. Byłam z niego strasznie dumna. Nagle stanął na środku ringu i wziął mikrofon. Wszystkie kamery skierowały sięna jego postać.
- To zwycięstwo dedykuję osobie, dzięki której mogłem tutaj dzisiaj być zaczął. Nie miała najmniejszej ochoty się ze mną rozstawać. Nauczyła mnie, że mimo przeciwności losu nigdy nie warto się poddawać. Tą osobą jest moja kochana dziewczyna Patricia Cooper patrzyłam zaskoczona. Do zobaczenia w poniedziałek. Kocham Cię tak zakończył swoją wypowiedź mój chłopak. Dopiero po chwili ocknęłam się ze staniu uśpienia. W szybkim tempie dopadłam telefon i wybrałam numer Rasto. Odebrał po drugim dzwonku.
- Kocham Cię wypaliłam na wstępie.
- Patty, skarbie. Cześć przywitał się, a ja oczami wyobraźni widziałam jak się uśmiecha.
- Jesteś najlepszy, Rasti powiedziałam. Poszłam na górę do swojego pokoju. Jak na to wpadłeś?
- Intuicja i ptaszek – odparł z cichym śmiechem.
- A kim jest ten ptaszek? – zapytałam zaciekawiona.
- Wybacz, kochanie. Tajemnica – odparł. Muszę kończyć, Patty. Zobaczymy się w poniedziałek. Całuję.
- Cześć, kocham powiedziałam i rozłączyłam się. Przebrałam się w moją ulubioną pidżamę z Ciasteczkowym Potworem. Wskoczyłam na łóżko i z myślą, że mam najlepszego chłopaka na świecie zapadłam w sen.


Znowu stałam na łące, na której widziałam mojego ojca.
- John Apter – krzyknęłam imię i nazwisko mojego ojczyma. Z lasu za mną wyszła jakaś postać. Gdy się zbliżyła widziałam już, że mam styczność z wielką miłością mamy.
- Patricio, jak miło cię widzieć powiedział głębokim głosem.
- Cześć, ale ja nie w odwiedziny. Mam prośbę odpowiedziałam obojętnie.
- A mianowicie? – zapytał John.
- Czy mógłbyś nie przysyłać Gabe a i innych wampirów do mojego domu? zapytałam.
- Jakich innych wampirów? – zaciekawił się ojciec.
- Oprócz Gabe’ a była jeszcze jedna kobieta, która mi groziła odparła znudzona przypominając sobie wydarzenia tamtego wieczoru.
- Zrobiła ci coś? zapytał zaniepokojony. Zaskoczyło mnie to.
- Poza tym, że musiałam po niej posprzątać, to nic odpowiedziałam.
- Gdzie się udała? dopytywał się John.
- Do krainy jednorożców powiedziałam sarkastycznie. Jasne, że na tamten świat.
John wybuchnął śmiechem.
- Charakterek masz po mamie – powiedział. Powiem Gabe owi, żeby następnym razem się zapowiedział.
- Dzięki powiedziałam. Teraz idę spać.
W połowie drogi przypomniałam sobie coś.
- Mam ostatnie pytanie – zwróciłam się do ojczyma. A mianowicie, jak działa moja strona dhampira?
- Och! Dziecko to jest rozmowa na inny wieczór – odparł wymijająco. Dobranoc.
Wypowiedział te słowa, a mi zrobiło się ciemno przed oczami.


Obudziłam się około wpół do szóstej. Czyli jednak będę musiała tam wrócić stwierdziłam. Leżałam na łóżku jeszcze z dobre dwadzieścia minut i zastanawiałam się co mam zamiar dzisiaj zrobić. Rasto wraca dopiero w poniedziałek, więc nie mam zbytnio co robić. Ubrałam się i zeszłam do kuchni coś zjeść. Na blacie zobaczyłam dwie karteczki. Na jednej pisało:

„Misiu, musiałam wyjechać do końca weekendu.
Praca.
                     Całuję, Mama
W puszcze po kawie masz mały prezent.

Zostałam sama na resztę tygodnia, ponieważ Lucas też wyjechał. Na drugiej zaś widniał o taki:

„Przyjdę o 23.00
                  G.”
„Przyjść zawsze może pomyślałam. Ale czy mnie zastanie? chciałabym zobaczyć minę Gabe a, gdy okaże się, że nie ma mnie w domu. Uśmiechnęłam się na samą myśl. Teraz pozostawało pytanie co mam robić do tego czasu. Przelotnie zobaczyłam, że dochodzi jedenasta. Wzięłam plecak i wpakowałam do niego książki z biblioteki. Otworzyłam lodówkę i zaczęłam spisywać listę zakupów. Gdy już wszystko miałam zerknęłam co jest w puszce po kawie. Zobaczyłam tam dość pokaźny rulon zrobiony z dwudziestodolarówek. Kocham Cię, Mamo – pomyślałam i wyjęłam pieniądze z puszki. Zabrałam kask, kluczyki i pojechałam do biblioteki.  Byłam trochę zasmucona, że nie miałam czego wypożyczyć. Zakupy zrobiłam w pobliskim supermarkecie. Po drodze do domu postanowiłam wstąpić do Starkbruks a. Gdy tylko przekroczyłam próg, od razu doszedł do mnie śmiech Meredith.
- Cholera – zaklęłam pod nosem. Modliłam się w duchu, by mnie nie widziała. Stojąc w kolejce poczułam mrowienie na karku, więc pewnie Jeff był z nią. Znając życie, byli wszyscy.
- Hej, Trish – nagle usłyszałam za sobą głos Connora.
- Cześć, Con przywitałam się i uśmiechnęłam. Co tam?
- Smucę się, bo Lucas musiał wyjechać do babci powiedział i posmutniał jeszcze bardziej.
- Ej, nie smutaj – poleciłam. Rasto też wyjechał i jestem sama.
- Widziałem jego wczorajszą walkę stwierdził. Jesteś prawdziwa szczęściarą.
- Co podać? zapytała sprzedawczyni.
- Kawę Latte powiedziałam. Gdy otrzymałam swoją poranną dawkę energii i zapłaciłam, poczekałam na Connora.
- Wiem – powiedziałam z uśmiechem. – Nie masz ochoty pomóc mi w zrobieniu kawału koledze? zapytałam, gdy staliśmy obok mojego motoru.
- Szczerze nie mam co robić, więc chętnie powiedział i uśmiechnął się szelmowsko.
- Na początek musisz jechać ze mną o dwudziestej pierwszej na wyścig powiedziałam.
- Ty się ścigasz?! zapytał zaskoczony Con.
- Niespodzianka – powiedziałam. Dasz mu karteczkę, gdy już tam dotrze.
- Kiedy ją dostanę? zapytał.
- Wyślę i sms em treść, a ty mógłbyś to przepisać na kartkę powiedziałam i zrobiłam maślane oczka.
- Spoko, czyli podsumowując, jadę na wyścig i mam dać temu koledze karteczkę podsumował. Teraz najważniejsze, jak on wygląda?
- Wysoki koleś, krótko ścięte brązowe włosy i oczy w tym samym kolorze powiedziałam. Acha, i jest strasznie blady.
- Powinienem go znaleźć.
Przelotnie zobaczyłam, że dochodzi czternasta.
- Muszę się zbierać powiedziałam. Czekaj na sms.
- Cześć i do zobaczenia – powiedział.
- Pa – pożegnałam się i pocałowałam go w policzek. Wsiadłam na motor i pognałam w stronę domu. Rozpakowując zakupy zastanawiałam się, co napisać na kartkach do kawału dla Gabe’ a. Usiadłam przy blacie i  na pierwszej karteczce napisałam:

„Hej, Gabe. Znajdź mnie!
P.S. Masz podpowiedzi.
Podpowiedź 1.
To miejsce jest związane z prezentem od mojej mamy na moje siedemnaste urodziny. ;)
                                           Patricia”

W głowie zaczęłam już klecić trasę mojej zabawy. W sms ie do Connora napisałam tak:

„ To jest mój przyjaciel Connor.
Podpowiedź 2.
Mam ich pełno w pokoju…
P.S. On nic nie wie :)
                            Trish”

Pisząc to mimowolnie się uśmiechnęłam. Wysłałam mu sms i pisałam dalej. Wiadomość Cona ma związek z biblioteką. Następna informacja:
„Jeśli to czytasz, to znaczy, że jesteś już w połowie drogi! :D
Podpowiedź 3.
Tam biegam tam co drugi dzień.
                              P.”

Na myśli miałam oczywiście park. Kolejna karteczka ma związek z siłownią Clarka. Tam znajduje się ostatnia wiadomość. Już nie mogłam się doczekać tego kawału.


Dnie są coraz dłuższe, a noce krótsze, więc nie spieszyłam się z wybraniem stroju. W końcu postanowiłam ubrać czarne rurki, szarą bokserkę i skórzaną kurtkę. Tradycyjnie na nogi moje kochane trampusie. Do kieszeni kurtki wpakowałam prawo jazdy, telefon i kartki do gry. Około dwudziestej wyszłam z domu i przykleiłam pierwszą kartkę na drzwiach. Wsiadłam na motor i pojechałam na miejsce rozpoczęcia wyścigu. Gdy dotarłam na miejsce od razu rzuciła mi się w oczy blond czupryna Connora. Podeszłam do niego.
- Hej – przywitałam się.
- Cześć, Trish. Mam karteczkę – powiedział z uśmiechem.
- Wielkie dzięki – powiedziałam. – Tylko uważaj na niego.
- Spoko loko – odparł. – Chyba zaczyna się wyścig – powiedział po chwili Con. Podeszłam do swojego motoru i gdy tylko usłyszałam „start” wystrzeliłam jak z procy. Wygrałam z przewagą dobrych kilku sekund.
- Wow, jesteś naprawdę dobra – stwierdził Connor, gdy podeszłam do niego po odebraniu nagrody w wysokości pięć i pół tysiąca dolarów.
- Dzięki – powiedziałam. – Muszę spadać. Nie zapomnij o kartce.
- Ok, pa – powiedział. Wsiadłam na Kawasaki i pojechałam w stronę biblioteki. Na miejscu zobaczyłam, że dochodzi wpół do jedenastej. Przykleiłam informacje na drzwiach i pojechałam dalej. W parku i u Clarka zrobiłam to samo. Miejscem, gdzie Gabe miał mnie znaleźć była polanka w lesie za siłownią . Pojechałam w jej stronę. Mój skarb zostawiłam pod drzewem i na wszelki wypadek zakryłam go gałęziami. Przedzierałam się przez gęsty las i zakrywałam swoje ślady. Polana była z trzech stron otoczona lasem, a z jednej jeziorem, którego tafla odbijała blask gwiazd i księżyca. Położyłam się na trawie. Przelotnie zobaczyłam, że jest już pięć po jedenastej. Zastanawiałam się, patrząc w gwiazdy, ile czasu zajmie Gabe’ owi dotarcie tutaj. Na razie miałam czas, by odpocząć i pomyśleć. Po mniej więcej pół godzinie poczułam zimny dreszcz.
- Myślałam, że będziesz szybciej – stwierdziłam patrząc w niebo.
- Mogłem być wcześniej, ale musiałem biegać po całym mieście – powiedział Gabe.
- Tak to już jest ze mną – powiedziałam z półuśmieszkiem. – a tak w ogóle, po co chciałeś się spotkać?
- John mnie przysłał – odpowiedział obojętnie.
- Ooo… A z jakiej to okazji? – zapytałam i odwróciłam się w jego stronę.
- Kazał ci to dać – podał mi książkę. Na pierwszy rzut oka wyglądała jak normalna książka, ale w środku była spisana w nieznanym mi języku.
- Co to za język? – zapytałam.
- Fiński – stwierdził. – I uprzedzam twoje następne pytanie. Nie, nie wiem o czym ona jest.
- Ok – powiedziałam. Wystawiłam rękę w jego stronę. – Pomożesz?
Gabe chwycił moją dłoń i pociągnął mnie do góry. Podczas wstawania potknęłam się o kamień i upadłam na niego.
- Sorry – powiedziałam lekko się rumieniąc. – Możesz mnie już puścić.
Gdy tylko mnie puścił pomaszerowałam w stronę mojego motoru. Wiedziałam, że Gabe idzie za mną. Ściągając gałęzie z Kawasaki przerwał ciszę.
- Masz ładny charakter pisma.
- Dzięki – wsiadłam na motor. – Cześć.
Pojechałam w stronę domu. Byłam masakrycznie zmęczona, więc od razu zasnęłam na kanapie.


Wstałam z bolącym karkiem. Okazało się, że to był zły pomysł z tym spaniem w ubraniu. Poczłapałam w stronę swojego pokoju. W między czasie masowałam swój kark. Wzięłam kąpiel i o mało bym nie zasnęła w wannie. Woda była cudownie ciepła. Gdy weszłam do pokoju przelotnie zobaczyłam, że dochodzi jedenasta. W konkursie na coś do zjedzenia wygrała kanapka z szynką. Gdy zamierzałam powiesić swoją kurtkę wypadła z niej ta książka, którą dał mi wczoraj Gabe. Zaciekawiona zaczęłam to tłumaczyć na Google. Po przeczytaniu kilku pierwszych stron odkryłam, że jest to historia wampirów i dhrampirów. Postanowiłam przetłumaczyć jeszcze trochę jutro. Z rozmyślań wyrwał mnie telefon.
- Cześć, skarbie – powiedział Rasto.
- Hej, co tam? – zapytałam. Cieszyłam się, że zadzwonił.
- Dogadałem się z trenerem i wracam jeszcze dzisiaj – powiedział,
- Cieszę się, będziesz u mnie dzisiaj czy jutro? – zapytałam szczęśliwa. Strasznie za nim tęskniłam.
- Przylatuje dzisiaj o dwudziestej – odparł.
- A co powiesz na romantyczny wieczór przy świetle gwiazd? – zapytałam.
- Z tobą? Zawsze – powiedział. Wiedziałam, że się uśmiechnął.
- To może o dwudziestej pierwszej pod siłownią Clarka – zaproponowałam. – Znam fajne miejsce.
- Nie mogę się doczekać. Muszę kończyć. Całuję.
-  Pa – powiedziałam  i rozłączyłam się. Byłam taka szczęśliwa. Zaczęłam robić listę zakupów. Postanowiłam przygotować tosty z szynką i serem, a do picia sok pomarańczowy. Jako przekąskę postanowiłam uciec kruche ciastka z marmoladą. Zaczęłam od słodkości. Gdy skończyłam przygotowywać jedzenie zastanawiałam się co założyć. Stanęłam przed szafą i w oczy rzuciła mi się spódnica w kolorze mocnej czerwieni. Do tego ubrałam koszulkę na ramiączkach i sweterek. Obie te rzeczy oczywiście czarne. Ponieważ miałam spódnicę i bagaż musiałam zamówić taksówkę. Przyjechała po około dziesięciu minutach.
- Dobry wieczór, Do siłowni u Clarka – powiedziałam kierowcy.
- Na co pani ten koszyk? – zapytał.
- Mój chłopak dziś przyjeżdża i umówiliśmy się – poinformowałam go.
- A jak się pani nazywa?
- Cooper. Patricia Cooper – powiedziałam i odwróciłam się w stronę okna. Po kilku minutach milczenia kierowca przerwał ciszę.
- Przepraszam, że pytam, ale czy pani chłopakiem nie jest przypadkiem Rasto Loftin? – przytaknęłam. – To naprawdę pani?!
- We własnej osobie – powiedziałam z uśmiechem.
- Kumple będą mi zazdrościć – mruknął. – Jesteśmy na miejscu.
- Ile się należy?
- Pięć dolarów – podałam mu pieniądze i wysiadłam. Porsche Rasto już stało na parkingu. Gdy tylko pojawiłam się w zasięgu  jego wzroku wysiadł z auta i skierował się w moją stronę. Wziął mnie w ramiona i podniósł do góry. Pocałowałam go.
- Cześć – powiedziałam z uśmiechem. – Stęskniłeś się?
- Bardzo – odparł i pocałował mnie. – Co tam masz?
- Zobaczysz, a teraz daj mi rękę – poleciłam i wystawiłam swoją. Splótł swoje palce z moimi i zaczęłam zmierzać na polankę z jeziorem. Szliśmy w milczneiu.
- Zamknij oczy – poleciłam.
- Bawimy się w to samo co ja z tobą na pierwszej randce? – zapytał z uśmieszkiem.
- Może – odpowiedziałam tajemniczo. Weszliśmy na polanę. – Stań tutaj, tylko nie podglądaj.
Wyciągnęłam z koszyka ciastko i pomachałam mu przed nosem.
- Co tak pięknie pachnie? – zapytał rozmarzonym głosem.
- Otwórz buzię – powiedziałam, a on posłusznie ją otworzył. Włożyłam mu ciastko do ust.
- Pyszne – powiedział z pełnymi ustami i otworzył oczy. Uśmiechnęłam się.
- Pomożesz mi rozłożyć koc? – zapytałam.
Usiedliśmy przytuleni do siebie i zajadaliśmy się ciastkami. Nie wiem jak on to zrobił, ale w jednej chwili siedziałam na nim okrakiem.
- Co ty robisz? – zapytałam z uśmiechem.
- Mam dla ciebie prezent – powiedział i wyciągnął z kieszeni małe, czarne pudełeczko. Wyprostowałam się i je wzięłam.
- Co to jest? – zapytałam zaciekawiona.
- Otwórz, a się dowiesz – powiedział tajemniczo. Gdy tylko je otworzyłam moim oczom ukazała się srebrna bransoletka z serduszkiem.
- Jaka ona piękna – wyszeptałam. Nie mogłam się skupić na podziwianiu jej, ponieważ Rasto lekko łaskotał moje udo. – Tak chcesz pogrywać.
Powiedziawszy to zaczęłam go łaskotać. On też nie próżnował. Nagle znalazłam się pod nim, a on oparł ręce obok mojej głowy.
- Czemu się tak patrzysz? – zapytałam z uśmiechem.
- Zastanawiam się jaka moc mi cię zesłała – powiedział. Czułam, że ma zamiar powiedzieć coś więcej, ale nie dałam mu szansy. Pocałowałam go czule.
- Nie mów nic więcej, bo się popłacze – wyznałam mu.
- Ok – przytaknął i pocałował mnie.


Około północy Rasto odwiózł mnie do domu. Położyłam się około wpół do pierwszej. Miałam zamiar spać do dziewiątej, gdy nagle…

 

Cześć, na wstępie chciałabym Wam podziękować za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Chciałabym Was przeprosić, że tak długo nie było rozdziału. Byłam za granicą i nie miałam ze sobą laptopa. Zachęcam do komentowania :)