W ten weekend Rasto musiał wyjechać, ponieważ miał walkę o mistrzostwo stanu. Powiedział mi, że będzie w telewizji, i że mam go oglądać o dwudziestej pierwszej. To właśnie miałam zamiar dzisiaj robić. Naszła mnie straszna ochota na popcorn. Wyjęłam opakowanie z szafki i wpakowałam je do mikrofalówki.
Na styk zdążyłam usiąść na kanapie, bo zaraz potem rozpoczęła się walka. Przeciwnikiem Rasto był ciemnoskóry mężczyzna. Na oko miał może dwadzieścia parę lat. Mój skarb zaczął od wyprowadzenia kilku wolnych
prostych. Po około
minucie jego przeciwnik leżał
już na deskach. Zaskoczona wytrzeszczyłam oczy. Walka dobiegła końca już po trzeciej rundzie. Wszystkie wygrał Rasto. Byłam z niego strasznie dumna. Nagle stanął na środku ringu i wziął mikrofon. Wszystkie kamery skierowały sięna jego postać.
- To zwycięstwo dedykuję osobie, dzięki której mogłem tutaj dzisiaj być – zaczął. – Nie miała najmniejszej ochoty się ze mną rozstawać. Nauczyła mnie, że mimo przeciwności losu nigdy nie warto się poddawać. Tą osobą jest moja kochana dziewczyna Patricia
Cooper –
patrzyłam zaskoczona. –
Do zobaczenia w poniedziałek.
Kocham Cię –
tak zakończył swoją wypowiedź mój chłopak. Dopiero po chwili ocknęłam się ze staniu „uśpienia”. W szybkim tempie
dopadłam telefon i wybrałam numer Rasto. Odebrał po drugim dzwonku.
- Kocham Cię – wypaliłam na wstępie.
- Patty, skarbie. Cześć – przywitał się, a ja oczami wyobraźni widziałam jak się uśmiecha.
- Jesteś najlepszy, Rasti –
powiedziałam.
Poszłam na górę do swojego pokoju. –
Jak na to wpadłeś?
- Intuicja i ptaszek – odparł z cichym śmiechem.
- A kim jest ten ptaszek? – zapytałam zaciekawiona.
- Wybacz, kochanie. Tajemnica – odparł. – Muszę kończyć, Patty. Zobaczymy się w poniedziałek. Całuję.
- Cześć, kocham – powiedziałam i rozłączyłam się. Przebrałam się w moją ulubioną pidżamę z Ciasteczkowym Potworem. Wskoczyłam na łóżko i z myślą, że mam najlepszego chłopaka na świecie zapadłam w sen.
Znowu stałam na łące, na której widziałam mojego „ojca”.
- John Apter – krzyknęłam imię i nazwisko mojego ojczyma. Z lasu za
mną wyszła jakaś postać. Gdy się zbliżyła widziałam już, że mam styczność z wielką miłością mamy.
- Patricio, jak miło cię widzieć – powiedział głębokim głosem.
- Cześć, ale ja nie w odwiedziny. Mam prośbę – odpowiedziałam obojętnie.
- A mianowicie? – zapytał John.
- Czy mógłbyś nie przysyłać Gabe’ a i innych wampirów
do mojego domu? – zapytałam.
- Jakich innych wampirów? – zaciekawił się ojciec.
- Oprócz Gabe’ a była jeszcze jedna kobieta, która
mi groziła – odparła znudzona przypominając sobie wydarzenia tamtego wieczoru.
- Zrobiła ci coś? – zapytał zaniepokojony. Zaskoczyło mnie to.
- Poza tym, że musiałam po niej posprzątać, to nic – odpowiedziałam.
- Gdzie się udała? – dopytywał się John.
- Do krainy jednorożców – powiedziałam sarkastycznie. –
Jasne, że na tamten świat.
John wybuchnął śmiechem.
- Charakterek masz po mamie – powiedział. – Powiem Gabe’
owi, żeby następnym razem się zapowiedział.
- Dzięki – powiedziałam. – Teraz idę spać.
W połowie drogi przypomniałam sobie coś.
- Mam ostatnie pytanie – zwróciłam się do ojczyma. –
A mianowicie, jak działa
moja strona dhampira?
- Och! Dziecko to jest rozmowa na inny
wieczór – odparł
wymijająco. – Dobranoc.
Wypowiedział te słowa, a mi zrobiło się ciemno przed oczami.
Obudziłam się około wpół do szóstej. „Czyli
jednak będę musiała tam wrócić”
–
stwierdziłam.
Leżałam na łóżku jeszcze z dobre dwadzieścia minut i zastanawiałam się co mam zamiar dzisiaj zrobić. Rasto wraca dopiero w poniedziałek, więc nie mam zbytnio co robić. Ubrałam się i zeszłam do kuchni coś zjeść. Na blacie zobaczyłam dwie karteczki. Na jednej pisało:
„Misiu, musiałam wyjechać do końca weekendu.
Praca.
Całuję, Mama
W puszcze po kawie
masz mały prezent.”
Zostałam sama na resztę tygodnia, ponieważ Lucas też wyjechał. Na drugiej zaś widniał o taki:
„Przyjdę o 23.00
G.”
„Przyjść zawsze może” – pomyślałam. – „Ale czy mnie zastanie?”
–
chciałabym zobaczyć minę Gabe’ a, gdy okaże się, że nie ma mnie w domu. Uśmiechnęłam się na samą myśl. Teraz pozostawało pytanie co mam robić do tego czasu. Przelotnie zobaczyłam, że dochodzi jedenasta. Wzięłam plecak i wpakowałam do niego książki z biblioteki. Otworzyłam lodówkę i zaczęłam spisywać listę zakupów. Gdy już wszystko miałam zerknęłam co jest w puszce po kawie. Zobaczyłam tam dość pokaźny rulon zrobiony z dwudziestodolarówek.
„Kocham
Cię, Mamo” – pomyślałam i wyjęłam pieniądze z puszki. Zabrałam kask, kluczyki i pojechałam do biblioteki. Byłam trochę zasmucona, że nie miałam czego wypożyczyć. Zakupy zrobiłam w pobliskim supermarkecie. Po drodze
do domu postanowiłam
wstąpić do Starkbruks’
a. Gdy tylko przekroczyłam
próg,
od razu doszedł do
mnie śmiech Meredith.
- Cholera – zaklęłam pod nosem. Modliłam się w duchu, by mnie nie widziała. Stojąc w kolejce poczułam mrowienie na karku, więc pewnie Jeff był z nią. Znając życie, byli wszyscy.
- Hej, Trish – nagle usłyszałam za sobą głos Connora.
- Cześć, Con – przywitałam się i uśmiechnęłam. – Co tam?
- Smucę się, bo Lucas musiał wyjechać do babci –
powiedział i
posmutniał
jeszcze bardziej.
- Ej, nie smutaj – poleciłam. – Rasto też wyjechał i jestem sama.
- Widziałem jego wczorajszą walkę – stwierdził. – Jesteś prawdziwa szczęściarą.
- Co podać? – zapytała sprzedawczyni.
- Kawę Latte – powiedziałam. Gdy otrzymałam swoją poranną dawkę energii i zapłaciłam, poczekałam na Connora.
- Wiem – powiedziałam z uśmiechem. – Nie masz ochoty pomóc mi w
zrobieniu kawału
koledze? – zapytałam, gdy staliśmy obok mojego motoru.
- Szczerze nie mam co robić, więc chętnie – powiedział i uśmiechnął się szelmowsko.
- Na początek musisz jechać ze mną o dwudziestej pierwszej na wyścig – powiedziałam.
- Ty się ścigasz?! – zapytał zaskoczony Con.
- Niespodzianka – powiedziałam. – Dasz mu karteczkę, gdy już tam dotrze.
- Kiedy ją dostanę? – zapytał.
- Wyślę i sms – em treść, a ty mógłbyś to przepisać na kartkę – powiedziałam i zrobiłam maślane oczka.
- Spoko, czyli podsumowując, jadę na wyścig i mam dać temu koledze karteczkę – podsumował. – Teraz najważniejsze, jak on wygląda?
- Wysoki koleś, krótko ścięte brązowe włosy i oczy w tym samym kolorze –
powiedziałam.
–
Acha, i jest strasznie blady.
- Powinienem go znaleźć.
Przelotnie zobaczyłam, że dochodzi czternasta.
- Muszę się zbierać – powiedziałam. – Czekaj na sms.
- Cześć i do zobaczenia – powiedział.
- Pa – pożegnałam się i pocałowałam go w policzek. Wsiadłam na motor i pognałam w stronę domu. Rozpakowując zakupy zastanawiałam się, co napisać na kartkach do kawału dla Gabe’ a. Usiadłam przy blacie i na pierwszej karteczce napisałam:
„Hej, Gabe. Znajdź mnie!
P.S. Masz
podpowiedzi.
Podpowiedź 1.
To miejsce jest związane z prezentem od mojej mamy na moje
siedemnaste urodziny. ;)
Patricia”
W głowie zaczęłam już klecić trasę mojej zabawy. W sms –
ie do Connora napisałam
tak:
„ To jest mój
przyjaciel Connor.
Podpowiedź 2.
Mam ich pełno w pokoju…
P.S. On nic nie wie
:)
Trish”
Pisząc to mimowolnie się uśmiechnęłam. Wysłałam mu sms i pisałam dalej. Wiadomość Cona ma związek z biblioteką. Następna informacja:
„Jeśli to czytasz, to znaczy, że jesteś już w połowie drogi! :D
Podpowiedź 3.
Tam biegam tam co
drugi dzień.
P.”
Na myśli miałam oczywiście park. Kolejna karteczka ma związek z siłownią Clarka. Tam znajduje się ostatnia wiadomość. Już nie mogłam się doczekać tego kawału.
Dnie są coraz dłuższe, a noce krótsze,
więc nie spieszyłam się z wybraniem stroju. W końcu postanowiłam ubrać czarne rurki, szarą bokserkę i skórzaną kurtkę. Tradycyjnie na nogi moje kochane
trampusie. Do kieszeni kurtki wpakowałam prawo jazdy, telefon i kartki do
gry. Około dwudziestej wyszłam z domu i przykleiłam pierwszą kartkę na drzwiach. Wsiadłam na motor i pojechałam na miejsce rozpoczęcia wyścigu. Gdy dotarłam na miejsce od razu rzuciła mi się w oczy blond czupryna Connora. Podeszłam do niego.
- Hej – przywitałam się.
- Cześć, Trish. Mam karteczkę – powiedział z uśmiechem.
- Wielkie dzięki – powiedziałam. – Tylko uważaj na niego.
- Spoko loko – odparł. – Chyba zaczyna się wyścig – powiedział po chwili Con. Podeszłam do swojego motoru i gdy tylko usłyszałam „start” wystrzeliłam jak z procy. Wygrałam z przewagą dobrych kilku sekund.
- Wow, jesteś naprawdę dobra – stwierdził Connor, gdy podeszłam do niego po odebraniu nagrody w
wysokości pięć i pół tysiąca dolarów.
- Dzięki – powiedziałam. – Muszę spadać. Nie zapomnij o kartce.
- Ok, pa – powiedział. Wsiadłam na Kawasaki i pojechałam w stronę biblioteki. Na miejscu zobaczyłam, że dochodzi wpół do jedenastej. Przykleiłam informacje na drzwiach i pojechałam dalej. W parku i u Clarka zrobiłam to samo. Miejscem, gdzie Gabe miał mnie znaleźć była polanka w lesie za siłownią . Pojechałam w jej stronę. Mój skarb zostawiłam pod drzewem i na wszelki wypadek
zakryłam go gałęziami. Przedzierałam się przez gęsty las i zakrywałam swoje ślady. Polana była z trzech stron otoczona lasem, a z
jednej jeziorem, którego tafla odbijała blask gwiazd i księżyca. Położyłam się na trawie. Przelotnie zobaczyłam, że jest już pięć po jedenastej. Zastanawiałam się, patrząc w gwiazdy, ile czasu zajmie Gabe’ owi
dotarcie tutaj. Na razie miałam czas, by odpocząć i pomyśleć. Po mniej więcej pół
godzinie poczułam
zimny dreszcz.
- Myślałam, że będziesz szybciej – stwierdziłam patrząc w niebo.
- Mogłem być wcześniej, ale musiałem biegać po całym mieście – powiedział Gabe.
- Tak to już jest ze mną – powiedziałam z półuśmieszkiem. – a tak w ogóle, po co chciałeś się spotkać?
- John mnie przysłał – odpowiedział obojętnie.
- Ooo… A z jakiej to okazji? – zapytałam i odwróciłam się w jego stronę.
- Kazał ci to dać – podał mi książkę. Na pierwszy rzut oka wyglądała jak normalna książka, ale w środku była spisana w nieznanym mi języku.
- Co to za język? – zapytałam.
- Fiński – stwierdził. – I uprzedzam twoje następne pytanie. Nie, nie wiem o czym ona
jest.
- Ok – powiedziałam. Wystawiłam rękę w jego stronę. – Pomożesz?
Gabe chwycił moją dłoń i pociągnął mnie do góry.
Podczas wstawania potknęłam
się o kamień i upadłam na niego.
- Sorry – powiedziałam lekko się rumieniąc. – Możesz mnie już puścić.
Gdy tylko mnie puścił pomaszerowałam w stronę mojego motoru. Wiedziałam, że Gabe idzie za mną. Ściągając gałęzie z Kawasaki przerwał ciszę.
- Masz ładny charakter pisma.
- Dzięki – wsiadłam na motor. – Cześć.
Pojechałam w stronę domu. Byłam masakrycznie zmęczona, więc od razu zasnęłam na kanapie.
Wstałam z bolącym karkiem. Okazało się, że to był zły pomysł z tym spaniem w ubraniu. Poczłapałam w stronę swojego pokoju. W między czasie masowałam swój kark. Wzięłam kąpiel i o mało bym nie zasnęła w wannie. Woda była cudownie ciepła. Gdy weszłam do pokoju przelotnie zobaczyłam, że dochodzi jedenasta. W konkursie na coś do zjedzenia wygrała kanapka z szynką. Gdy zamierzałam powiesić swoją kurtkę wypadła z niej ta książka, którą dał mi wczoraj Gabe. Zaciekawiona zaczęłam to tłumaczyć na Google. Po przeczytaniu kilku
pierwszych stron odkryłam,
że jest to historia wampirów
i dhrampirów. Postanowiłam przetłumaczyć jeszcze trochę jutro. Z rozmyślań wyrwał mnie telefon.
- Cześć, skarbie – powiedział Rasto.
- Hej, co tam? – zapytałam. Cieszyłam się, że zadzwonił.
- Dogadałem się z trenerem i wracam jeszcze dzisiaj – powiedział,
- Cieszę się, będziesz u mnie dzisiaj czy jutro? –
zapytałam szczęśliwa. Strasznie za nim tęskniłam.
- Przylatuje dzisiaj o dwudziestej –
odparł.
- A co powiesz na romantyczny wieczór
przy świetle gwiazd? – zapytałam.
- Z tobą? Zawsze – powiedział. Wiedziałam, że się uśmiechnął.
- To może o dwudziestej pierwszej pod siłownią Clarka – zaproponowałam. – Znam fajne miejsce.
- Nie mogę się doczekać. Muszę kończyć. Całuję.
- Pa – powiedziałam i rozłączyłam się. Byłam taka szczęśliwa. Zaczęłam robić listę zakupów. Postanowiłam przygotować tosty z szynką i serem, a do picia sok pomarańczowy. Jako przekąskę postanowiłam uciec kruche ciastka z marmoladą. Zaczęłam od słodkości. Gdy skończyłam przygotowywać jedzenie zastanawiałam się co założyć. Stanęłam przed szafą i w oczy rzuciła mi się spódnica w kolorze mocnej czerwieni. Do
tego ubrałam
koszulkę na ramiączkach i sweterek. Obie te rzeczy
oczywiście czarne. Ponieważ miałam spódnicę i bagaż musiałam zamówić taksówkę. Przyjechała po około dziesięciu minutach.
- Dobry wieczór, Do siłowni u Clarka – powiedziałam kierowcy.
- Na co pani ten koszyk? – zapytał.
- Mój chłopak dziś przyjeżdża i umówiliśmy się – poinformowałam go.
- A jak się pani nazywa?
- Cooper. Patricia Cooper – powiedziałam i odwróciłam się w stronę okna. Po kilku minutach milczenia
kierowca przerwał
ciszę.
- Przepraszam, że pytam, ale czy pani chłopakiem nie jest przypadkiem Rasto
Loftin? – przytaknęłam.
– To naprawdę
pani?!
- We własnej osobie – powiedziałam z uśmiechem.
- Kumple będą mi zazdrościć – mruknął. – Jesteśmy na miejscu.
- Ile się należy?
- Pięć dolarów – podałam mu pieniądze i wysiadłam. Porsche Rasto już stało na parkingu. Gdy tylko pojawiłam się w zasięgu jego wzroku wysiadł z auta i skierował się w moją stronę. Wziął mnie w ramiona i podniósł do góry. Pocałowałam go.
- Cześć – powiedziałam z uśmiechem. – Stęskniłeś się?
- Bardzo – odparł i pocałował mnie. – Co tam masz?
- Zobaczysz, a teraz daj mi rękę – poleciłam i wystawiłam swoją. Splótł swoje palce z moimi i zaczęłam zmierzać na polankę z jeziorem. Szliśmy w milczneiu.
- Zamknij oczy – poleciłam.
- Bawimy się w to samo co ja z tobą na pierwszej randce? – zapytał z uśmieszkiem.
- Może – odpowiedziałam tajemniczo. Weszliśmy na polanę. – Stań tutaj, tylko nie podglądaj.
Wyciągnęłam z koszyka ciastko i pomachałam mu przed nosem.
- Co tak pięknie pachnie? – zapytał rozmarzonym głosem.
- Otwórz buzię – powiedziałam, a on posłusznie ją otworzył. Włożyłam mu ciastko do ust.
- Pyszne – powiedział z pełnymi ustami i otworzył oczy. Uśmiechnęłam się.
- Pomożesz mi rozłożyć koc? – zapytałam.
Usiedliśmy przytuleni do siebie i zajadaliśmy się ciastkami. Nie wiem jak on to zrobił, ale w jednej chwili siedziałam na nim okrakiem.
- Co ty robisz? – zapytałam z uśmiechem.
- Mam dla ciebie prezent – powiedział i wyciągnął z kieszeni małe, czarne pudełeczko. Wyprostowałam się i je wzięłam.
- Co to jest? – zapytałam zaciekawiona.
- Otwórz, a się dowiesz – powiedział tajemniczo. Gdy tylko je otworzyłam moim oczom ukazała się srebrna bransoletka z serduszkiem.
- Jaka ona piękna – wyszeptałam. Nie mogłam się skupić na podziwianiu jej, ponieważ Rasto lekko łaskotał moje udo. – Tak chcesz pogrywać.
Powiedziawszy to zaczęłam go łaskotać. On też nie próżnował. Nagle znalazłam się pod nim, a on oparł ręce obok mojej głowy.
- Czemu się tak patrzysz? – zapytałam z uśmiechem.
- Zastanawiam się jaka moc mi cię zesłała – powiedział. Czułam, że ma zamiar powiedzieć coś więcej, ale nie dałam mu szansy. Pocałowałam go czule.
- Nie mów nic więcej, bo się popłacze – wyznałam mu.
- Ok – przytaknął i pocałował mnie.
Około północy Rasto odwiózł mnie do domu. Położyłam się około wpół do pierwszej. Miałam zamiar spać do dziewiątej, gdy nagle…
Cześć, na wstępie chciałabym Wam podziękować za wszystkie komentarze pod ostatnim
rozdziałem. Chciałabym Was przeprosić, że tak długo nie było rozdziału. Byłam za granicą i nie miałam ze sobą laptopa. Zachęcam do komentowania :)
Wow!
OdpowiedzUsuńRasto taki romantyczny^^
I ta zabawa z Gabe'm^^
Cudny rozdział!
czekam na nn I weny życzę! :*
Dzięki wielkie ;)
UsuńŚwietna zabawa z Gabe'em ;) a Rasto i Trish tacy słodcy *.* ^^ świetny rozdział :D czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńMeega! Świetne! *.* To było taakie romantyczne ^^ Nie mogę się doczekać dalszego ciągu. Musisz urywać, akurat w takim momencie? ;c
OdpowiedzUsuńCzekam na next ;) Weny!
http://mojeniepenosci.blogspot.com/
Świetny rozdział :) jak zawszę. Weny życzę :p
OdpowiedzUsuń