sobota, 17 października 2015

Rozdział XIX



… zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni i zobaczyłam na wyświetlaczu „Gabe”. Odebrałam.
- Patricia musisz uważać na…
- Trójkę wilkołaków, która targnie na moje życie? – dokończyłam za niego. – Dzięki, ale już ich spotkałam.
- Nic ci nie jest? – zapytał z troską w głosie.
- Nic, ale jestem trochę zmęczona – rzuciłam.
- Ok. Cześć – powiedział i się rozłączył. Ja zdjęłam buty i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam czystą bieliznę i poszłam wziąć kąpiel. Leżąc w wannie spokoju nie dawało mi zachowanie tajemniczego „Danny’ ego”. Główne pytanie brzmiało: Dlaczego mi pomógł? Na to pytanie nie znałam odpowiedzi… jeszcze. Gdy wyszłam z łazienki dopadło mnie nieuniknione zmęczenie. Położyłam się na łóżku i zasnęłam.

Stałam na łące , gdzie po raz pierwszy spotkałam Johna. Zastanawiałam się, co ja tu robię. Odpowiedź na to pytanie pojawiła się szybko. Z lasu wyszedł mój ojczym w towarzystwie małej obstawy.
- Co ja tu robię? – zapytałam.
- Cóż… Musimy porozmawiać o czymś dla mnie ważnym – powiedział.
- A mianowicie…
- O twoim szkoleniu u Łowców – odparł John.
- Nie pytam skąd wiesz – rzuciłam obojętnie. - Dlaczego chcesz o tym rozmawiać?
- Po prostu, chciałem cię prosić, żebyś uważała na siebie – odpowiedział poważnie. – Z tego co dowiedzieli się moi informatorzy, to Clein nie wie, że jesteś istotą nadnaturalną.
- Uf! Całe szczęście! Już myślałam, że chcesz mnie od tego odciągnąć – powiedziałam z ulgą.
- Patricia, nawet jakbym prosił cię o rezygnację z nauki, to nie posłuchałabyś mnie – powiedział z lekkim uśmiechem.
- W tym masz rację – rzuciłam z uśmiechem. – Chciałabym wrócić spać, więc cześć.
- Obiecaj, że będziesz na siebie uważać – rzucił.
- Obiecuję – powiedziałam i zapadła ciemność.

Obudziłam się z uczuciem ciepła na sercu, z powodu troski Johna. Zobaczyłam na zegarku, że jest dopiero druga w nocy, więc postanowiłam spać dalej…

Wstałam równo ze słońcem. Było lato, więc dni były dłuższe, a noce krótsze. Skorzystałam z łazienki i wzięłam się za odrabianie zadań. Trochę mi to zajęło, bo gdy skończyłam było jeż za dziesięć ósma. Pozbierałam książki i zeszłam do kuchni. Zrobiłam sobie śniadanie i przeczytałam notatkę zostawioną na stole. Okazało się, że Clary jedzie do szkoły z Lucasem, a potem mają zamiar coś porobić i ma nie być ich w domu. Skończyłam śniadanie i pojechałam do szkoły.

Dzień w szkole minął dość spokojnie, bo mało kiedy zostałam zaczepiona. Weszłam do domu i skierowałam się prosto do kuchni. Na blacie teraz zamiast kartki od Clary była kartka napisana pismem mojej mamy. Podeszłam do blatu i zaczęłam czytać.

„Patricio i Clary, będę w pracy do rana, więc nie roznieście domu.
                                Mama i Ciocia Isabel”
Na dzisiejszy wieczór zostałam sama. Wiedziałam, że na osiemnastą mam być pod szkołą. Zrobiłam sobie jakiś obiad i zabrałam się za zadania domowe. Dwie godziny przed umówionym spotkaniem przebrałam się w czarne dresy i bokserkę w tym samym kolorze. Do torby spakowałam sobie wodę mineralną i jakiś owoc. Ubierałam adidasy, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. To co zobaczyłam kompletnie mnie zaskoczyło. W progu stał mój wybawca Danny. Szybko otrząsnęłam się z szoku i wtedy zobaczyłam, że wilkołak jest cały we krwi. Wprowadziłam go do domu i położyłam na kanapie w salonie, ale najpierw narzuciłam na nią koc. W tempie ekspresowym dotarłam do apteczki. Usiadłam na kolanach obok niego. Położyłam swoją dłoń do jego czoła i poczułam, że chłopak ma gorączkę. Pobiegłam do łazienki i przyniosłam wodę z ręcznikiem. Obmyłam mu delikatnie twarz. Otworzył na chwilę oczy, ale zaraz je zamknął.
- Co się stało? – zapytałam spokojnie.
- W-wyczuli, ż-że cię u-uratowałem – wycharczał Danny.
- Co za dranie – warknęłam wkurzona, ale zaraz wróciłam do pomagania wilkowi. – Gdzie masz największą ranę?
Chłopak powoli z cichym jękiem odwrócił się na bok i pokazał mi dość głęboką ranę szarpaną na prawym boku. Wciągnęłam niespokojna powietrze. Wzięłam do ręki płyn odkażający i powoli zaczęłam oczyszczać ranę. Przelotnie zobaczyłam, że dochodzi wpół do szóstej. Szybko wzięłam telefon i zadzwoniłam do Cleina. Odebrał po drugim dzwonku.
- Halo?
- Cześć, Quinn, tu Patricia. Słuchaj mogę się spóźnić z godzinę, więc mógłbyś mi wysłać sms z adresem, gdzie mam się pojawić? – zapytałam szybko.
- A co się stało? – czułam, że zada to pytanie, więc wymyśliłam coś na poczekaniu.
- Miałam mały wypadek przy robieniu prania – powiedziałam.
- To coś poważnego? – zapytał Clein.
- Dość poważne uszkodzenie, więc wyślesz mi ten adres? – kłamałam jak z nut.
- Za chwilę dostaniesz sms i powodzenia – powiedział.
- Dzięki i do zobaczenia – rzuciłam i się rozłączyłam. Wróciłam do opatrywania wilkołaka. Chciał być silny, ale za każdym razem, gdy polewałam ranę środkiem odkażającym, słyszałam ciche jęki. Wiedziałam, że go to boli, ale jakoś musiałam mu pomóc. Gdy oczyściłam ranę wzięłam się za szycie. Ręka mi się nie trzęsła, więc zrobiłam to sprawinie. Na koniec przykleiłam na nią duży plaster, tak, że zakrywał całą ranę. Z boku przeniosłam się na twarz. Oczyściłam ranę na łuku brwiowym i użyłam tymczasowych szwów.
- Masz jeszcze jakieś rany? – zapytałam głosem wypranym z emocji.
- N-nie, d-dziękuję – powiedział cicho. – Chyba jesteśmy kwita?
Przypomniałam sobie, że on uratował mi życie, a ja jemu teraz.
- Chyba tak – powiedziałam z uśmiechem. – Masz ochotę na kanapkę i herbatę?
Przytaknął, a ja poszłam do kuchni wszystko przygotować. Wszystko zaniosłam do salonu. Podałam chłopakowi kubek z herbatą i talerz z kanapkami.
- Mieszkasz gdzieś niedaleko? – zapytałam, bo miałam nadzieję go odprowadzić zanim pojadę na trening.
- Tak, w mieszkaniu na skrzyżowaniu – powiedział. Zjadł wszystko i od razu było widać, że mu się polepsza. Zaniosłam naczynia do kuchni, a gdy wróciłam do salonu Danny już stał na własnych nogach. Zaczął składać koc z kanapy. Wzięłam to do niego i zaniosłam do łazienki. Weszłam z powrotem do pokoju i zaczęłam sprzątać apteczkę.
- Dziękuję ci jeszcze raz, za uratowanie życia – powiedział i stanął przed drzwiami.
- Nie ma za co, ale uważaj na ranę na boku, bo mogą popękać ci szwy, gdy za bardzo przesilisz bok – poinstruowałam go.
- Dobrze, pani doktor – powiedział. – Dzięki i pa.
- Pa – rzuciłam i wróciłam do domu po torbę i telefon z adresem miejsca mojego treningu. Zamknęłam dom i wyjechałam na Kawasaki na ulicę.

Jest następny! Udało mi się go jakoś napisać, ale nie wiem jak ;P
Oczywiście zachęcam do komentowania i dzięki wielkie wam wszystkim, którzy skomentowali opowiadanie "To" i ostatni rozdział ;)

5 komentarzy:

  1. Zaskoczyłaś ^^
    Nie spodziewałam sie, że ten wilkołak jeszcze raz sie jej ukaże! ;o Jestem ciekawa, jak będzie na treningu ^^
    Czekam na next i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojojoj...Danny jest kochany!
    Szalona ja umie rymować. ..hahaha :)
    Rozdział cudowny,a zwłaszcza Danny :*
    Danny,Danny jest zakochany!hahah...wiem jestem rąbnięta....hahaha....
    Przypływu weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Danny :3 nie ukrywam iż bardzo podoba mi się ta postać ^^ mam nadzieję, że jeszcze nie raz się pojawi ;) weny :*
    Nominowałam Cię do LBA

    OdpowiedzUsuń
  4. Danny jest świetny :) Naprawdę fajna postać! Niesamowity rozdział :3 Weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. To ja Dominik .... Weny !!!!! Kuzynko ! ;) Świetnie ci to idzie .... :)

    OdpowiedzUsuń