sobota, 30 lipca 2016

Rozdział XIV



Kiedy ocknęłam się, poczułam, że siedzę na jakimś krześle, a moje nadgarstki są mocno ściśnięte stalowymi kajdankami. W pomieszczeniu panowała totalna ciemność, ale wiedziałam, że nie jestem sama. Poczułam znajomy dla wampirów, zimny dreszcz. Spróbowałam uwolnić ręce, ale porywacz wiedział, do czego jestem zdolna.
- Przerwiesz w końcu tą ciszę? – zapytałam z westchnieniem i położyłam głowę na oparciu mebla. Niestety odpowiedziało mi milczenie. – To może ja zacznę… Nazywam się „Jak się uwolnię, to ci przywalę”.
Po mojej wypowiedzi usłyszałam cichy chichot. Lekko uniosłam kąciki ust. Wiedziałam już, że wampir jest mężczyzną z bardzo melodyjnym głosem.
- Ooo.. Widzę, że humorek dopisuje – rzucił mężczyzna. – Chociaż nie wiem, czy cieszyłbym się na twoim miejscu.
- Od zawsze byłam wyjątkowa – powiedziałam z uśmiechem. – A co takiego chcesz ze mną zrobić?
- Prywatnie, czy oficjalnie? – zapytał rzeczowo wampir.
- Chyba obie wersje – odparłam z lekkim strachem.
- Oficjalnie mam cię zabić, a prywatnie nie muszę ci chyba opisywać – odpowiedział z chichotem. – Ale niestety muszę wykonać wersję oficjalną, chociaż żałuję.
Kiedy poczułam ruch z drugiego końca pokoju, szybko podskoczyłam na krześle i jakimś cudem, udało mi się je złamać. Wstałam w wampirzym tempie i przestawiłam ręce w kajdankach przed siebie. W momencie mojego obrotu poczułam zimno sztyletu na szyi. Podniosłam ręce w geście kapitulacji.
- I mój majestatyczny plan poszedł w niwecz – powiedziałam z udawanym smutkiem.
- Cóż, takie jest życie, nie zawsze możemy mieć wszystko – powiedział mężczyzna i mocniej przycisnął narzędzie do mojej skóry. – Jakieś ostatnie słowa?
- Powiesz mi, jak jest w piekle – powiedziałam z szyderczym uśmiechem. – Pa,pa.
W jednej chwili zabrałam jego sztylet i rzuciłam w jego stronę. Chciałam zyskać czas, by pozbyć się kajdan.
- Suka  – warknął mężczyzna.
- Och, mógłbyś się trochę wysilić – powiedziałam z lekkim uśmiechem. – Uwierz, nazywano mnie gorzej.
Wampir rzucił się w moją stronę z wściekłym rykiem. Zrobiłam teatralny unik i zaczęłam oglądać swoje paznokcie. Mężczyzna popatrzył na mnie z wrogością. W końcu udało mi się wyswobodzić dłonie, przetapiając atal. Rozgrzałam nadgarstki i popatrzyłam prosto w oczy wampira.
- Z tego co zauważyłam jesteś szurniętym i odważnym wampirem-łowcą, który ma zboczone zapędy – stwierdziłam, pozbywając się resztek metalowych elementów z rąk.
- Po czym to wydedukowałaś? – zapytał z udawaną ciekawością.
- Bo nikt o zdrowych zmysłach, a na pewno nie wampir, którym skopałam dupę ostatnim razem, nie atakowałby hybrydy – powiedziałam i moja prawa dłoń zajęła się ogniem. – Jak już mam ginąć, to w walce… Aha, a z kim mam koszmarność?
- Victor Glank, do usług – odpowiedział i w ciemności widziałam, że teatralnie się ukłonił.
- Ty już zapewne wiesz jak się nazywam, ale kultura zawsze na pierwszym miejscu – powiedziałam z uśmieszkiem. – Patricia Cooper, niemiło poznać.
Nie lubiłam siedzieć w ciemności, więc wytworzyłam małe kuleczki światła i rozstrzeliłam je po całym pokoju. Teraz widziałam mojego oprawcę bardzo wyraźnie. Dyszał wściekle i próbował zabić mnie wzrokiem.  Ubrany w czarną podkoszulkę, sprane jeansy i trampki. Złote włosy, miał w nieładzie, a brązowe oczy patrzyły na mnie z wściekłością i nienawiścią. Musiałam przyznać, że był przystojny. W ułamku sekundy rzucił we mnie czterema sztyletami.
- Cholera, mogłeś uprzedzić, że zaczynamy – warknęłam starając się powstrzymać uśmiech. Uniknęłam każdego ostrza puszczonego w moją stronę z dziecinną łatwością. Oczy wampira pokazywały zdziwienie. – Zaskoczony? Cóż, takie życie hybrydy.
- Jak to zrobiłaś? – zapytał w końcu wampir. Westchnęłam głośno.
- Sama nie wiem… Mam swego rodzaju nadwampirzy refleks i te sprawy – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. – My tu gadu – gadu, a ja mam robotę do zrobienia.
Przygotowałam ogień w jednej ręce, a w drugiej ziemię. Teraz czekałam tylko na ruch mojego przeciwnika.
- Skoro, tak szybko chcesz umierać – stwierdził pewny siebie. W wampirzym tempie znalazł się przede mną, a ja byłam na to przygotowana. Podcięłam go i uderzyłam kulą z ziemi. Ale on nie pozostał mi dłużny. Również wylądowałam na ziemi. Chciałam się szybko podnieść, ale niestety Victor był szybszy. Teraz siedział na mnie i przyciskał sztylet do mojej szyi.
- A mogło być tak pięknie – stwierdził z westchnieniem. Zaczęłam chichotać, na tyle ile pozwalało mi narzędzie przy mojej szyi.
- Mnie się podoba taka perspektywa – powiedziałam i wskazałam na jego klatkę piersiową. Moja dłoń była dokładnie w miejscu serca. – Ty zginiesz, ja zmartwychwstanę… Kusząca propozycja.
- Jednak nie jesteś tak tępa, za jaką brałem cię na początku – stwierdził głosem, w którym można było wyczuć strach, ale szybko zastąpiła go zimna bezwzględność.
- Uważałeś mnie za głupią?! Złaź do cholery! – warknęłam wściekła i zaczęłam się rzucać.
- Jakoś podoba mi się, jak jest – odpowiedział z chytrym uśmieszkiem.
- Misie, to są w lesie – warknęłam i spróbowałam znowu go z siebie zrzucić. Jak na złość, nie dałam rady. Rzuciłam z westchnieniem: - Zejdziesz w końcu?
- Nie – powiedział z tym swoim szelmowskim  półuśmieszkiem. Usłyszałam chichot mojego głosu. „Może byś się tak przestał śmiać i mi pomógł?” – zapytałam zła. „Dobra, tylko się nie denerwuj. Masz w kieszeni mały sztylet, którego zapomniał ci wyjąć” – powiedział mój głos, za co byłam mu wdzięczna. Pod pretekstem skrzyżowania rąk, wyjęłam narzędzie i w mgnieniu oka, wbiłam je w serce wampira. Skorzystałam z jego dezorientacji, i zrzuciłam go z siebie. Otrzepałam się i skierowałam do drzwi, które po chwili otworzyłam. Odwróciłam się jeszcze na chwilę w jego stronę.
- Żegnaj krwiopijco – powiedziałam z uśmiechem. –  Do zobaczenia w piekle!
Za pomocą magii przekręciłam sztylet i z wampira została kupka popiołu. Wyszłam z pomieszczenia i jakimś cudem udało mi się wrócić do swojego domu. Zamknęłam drzwi na klucz i postanowiłam zmyć z siebie cały dzisiejszy dzień. Wskoczyłam do wanny i zaczęłam analizować pierwszorzędne sprawy. Wychodziło na to, że muszę znaleźć sprawców morderstw Łowców, wyszkolić trzy osoby i odkryć, kim jest „W.”… Zapowiada się szalony miesiąc. Kiedy skończyłam się myć, wskoczyłam do łóżka i odpłynęłam do krainy snów.


Cześć Wam! 
Co sądzicie o nowej postaci? Może pamiętacie go z epilogu pierwszej części... ;) 
Mam kilka spraw, 
po pierwsze, wyjeżdżam na tydzień nad morze, więc rozdział pojawi się z niewielkim opóźnieniem...
po drugie, co sądzicie o nowym wyglądzie bloga?
po trzecie, życzę wam miłego OSTATNIEGO miesiąca wakacji! xDD

Pozdrawiam, Patrycja :)

4 komentarze:

  1. Szkoda, że go nie zabiła :/ ciekawi mnie kto mu zlecił zabicie Patrici i czy ma to związek coś ze sprawą zabójstw łowców?
    czekam na next ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapraszam również do siebie na nowy rozdział ^^ http://rezerwatweben.blogspot.com/

      Usuń
  2. Łoł, sporo mnie ominęło podczas mojej nieobecności :D Nie mogę się doczekać następnego i zapraszam do siebie (tak, znowu wróciłam ;p)
    krwawekrysztaly.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie dość, że przystojny, to jakie cudowne imię ^^ już go lubię ;D
    Udanego wyjazdu ;)

    OdpowiedzUsuń