wtorek, 19 maja 2015

Rozdział V


    Dzień moich urodzin przypadał na piątek. W szkole nikt nie wie, że mam urodziny. Chciałabym ten dzień przeżyć spokojnie. Na szczęście mamy skrócone lekcje, więc w domu będę szybciej. Gdy tylko otworzyłam moją szafkę wypadła z niej koperta. Zaciekawiona podniosłam ją. Było na niej napisane „DLA TRISH”. Schowałam kopertę do torby i poszłam na lekcje. Tak jak mówiłam, nikt nie pamiętał o moich urodzinach.
   Pierwsze co zrobiłam po wejściu do domu to zobaczyłam co jest w kopercie. Znalazłam tam karteczkę, na której było napisane:

„Spotkajmy się dziś o 20.00
 w parku na ławce”.


   Ciekawa byłam czy to jakiś żart czy co. Postanowiłam iść. Około siedemnastej wróciła mama.

- Wszystkiego najlepszego, kochanie! – zawołała i ucałowała mnie w policzek.

- Dzięki, mamo – odpowiedziałam z uśmiechem.

- Ale to jeszcze nie wszystko – powiedziała mama z szelmowskim uśmieszkiem.

- Mamo, co ty kombinujesz? – zapytałam z udawanym przerażeniem.

- Wyjrzyj przez okno – zrobiłam tak jak powiedziała. Na podjeździe stał czarny Kawasaki ZZR1400. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Nie czekając na pozwolenie skoczyłam do niego.

- T-to dla mnie? – wykrztusiłam, by się upewnić.

- Tak, skarbie. Jest twój, tylko pamiętaj… - nie zdążyła skończyć, ponieważ rzuciłam się jej na szyję.

- Dziękuję – powiedziałam z uśmiechem.

- Nie ma za co – udawała skromną.

- Mogę się przejechać – zapytałam nieśmiało.

- Oczywiście, jest twój, ale weź prawo jazdy i kask – pouczyła mnie mama. Czym prędzej wzięłam potrzebne rzeczy i odpaliłam to cudo.

   Licznik pokazywał 120 km/h. Nie przeraziłam się, ponieważ o tej porze w mieście jest mały ruch. Silnik pracował bez zarzutu. Mój „mały” skarb świetnie i lekko wchodził w  zakręty. Robiło się późno, a ja nie chciałam się spóźnić na spotkanie. Zawróciłam w stronę parku. Na ławce siedziałam już z dobre dziesięć minut, gdy usłyszałam za sobą odgłos łamanej gałązki. Automatycznie odwróciłam się w stronę dźwięku.

- Hej – powiedział Lucas, wychodząc z za drzewa. – Nie chciałem cie przestraszyć.

- Cześć, to ty chciałeś się spotkać? Po co? – zapytałam.

- Ponieważ cię lubię i masz dzisiaj urodziny – powiedział nieśmiało.

- Dzięki, ale skąd wiedziałeś ? – zapytałam.

- Ma się  wtyki w sekretariacie – odparł tajemniczo.

- Dasz się zaprosić innym razem na kawę – zapytał z półuśmieszkiem.

- Wybacz, Lucas, ale nie jesteś w moim typie – powiedziałam lekko się czerwieniąc.

- To na kawę po przyjacielsku – zaproponował.

- Może uda ci się zrehabilitować – zaczęłam – Pewnie. Po przyjacielsku.

- Super… Acha, prawie bym zapomniał. To dla ciebie – ze zdziwieniem otworzyłam usta, gdy zobaczyłam małe pudełeczko, a w nim wisiorek z moim imieniem.

- Dziękuje, a tak w ogóle to co na to twoi kumple? – zapytałam zaciekawiona.

Nic nie wiedzą, a jak się dowiedzą to wcisnę im jakiś kit – odparł obojętnie. Nie wiem co zrobiłam przed chwilą, ale pocałowałam  Lucasa w policzek.

- Jesteś super przyjacielem – powiedziałam. – Jeszcze raz dzięki.

Zapadło dłuższe milczenie.

- Ok… To ja może już pójdę – mówiąc to miałam zamiar wstać, ale Lucas chwycił mnie za nadgarstek.

- Chciałem ci jeszcze powiedzieć, że masz świetnego prostego.

- Dzięki i pa.

Pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoja stronę. Zastanawiałam się, czy może on jest inny niż Jeff i reszta.

   Dowiedziałam się w mieście, że dziś wieczorem jest wyścig. Nie maiłam co robić w sobotni wieczór, więc wybrałam się na tę „imprezę”. Ludzie o niewiele starsi ode mnie brali w nim udział. Miałam przecież siedemnaście lat, więc postanowiłam sprawdzić się w jednym wyścigu.

- Chciałabym się zapisać – zagadnęłam do organizatora.

- Nie jesteś może trochę za mała, kotku? – zapytał z uśmiechem. Odpowiedziałam tym samym. – Dobra, wyścig rozpocznie się za dziesięć minut.

Startowałam z samymi chłopakami. Jeden z nich, blondyn o błękitnych oczach ścigał się na niebieskiej Yamaha YZF – R125. Dwoje z nich miało BMW. Niestety nie mogłam poznać modeli. Ostatni, wysoki chłopak z czarnymi jak smoła włosami jechał na czerwonym Suzuki GSX650F. Naprawdę ładne cacuszka. Gdy tylko usłyszałam „ start ” puściłam gaz do dechy. Wygrałam o sekundy  z czarnowłosym. Wszyscy zrobili wielkie oczy, a w szczególności uczestnicy wyścigu.

- Kim ty jesteś? Aniołem czy demonem? – pytali.

- Chyba tak pomiędzy – odpowiedziałam z uśmiechem odbierając swoją nagrodę w wysokości czterech tysięcy dolarów.

   Do domu wróciłam około dwudziestej trzeciej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz