wtorek, 12 maja 2015

Rozdział IV



Stałam na środku łąki. Była noc, gwiazdy i księżyc świeciły bardzo jasno. Nie widziałam nic bardziej pięknego. Niestety to tylko powierzchowność… Zaraz z lasu wyszły wilki. Ich sierść lśniła w blasku księżyca. Po drugiej stronie polany wyszły jakieś blade jak śnieg postaci. Starałam się nie wydawać żadnych dźwięków. Sekundę potem usłyszałam trzask łamanej gałązki. Przeszedł mnie zimny dreszcz i ukłucia jakby igły na przedramionach. Podniosłam wzrok i napotkałam spojrzenia wszystkich istot znajdujących się na polanie. W ułamku sekundy rzuciły się na mnie i …

Obudziłam spocona. Serce waliło mi masakrycznie. Dochodziła północ. Zobaczyłam, że ktoś wyłączył film, podejrzewałam, że mama wróciła z pracy. Senna wzięłam swoje rzeczy i poczłapałam do swojego pokoju, od razu zasnęłam tym razem normalnym snem.


Zaczął się kwiecień. Już niedługo moje siedemnaste urodziny. Zbierałam na motor, ponieważ prawo jazdy zrobiłam już w tamtym roku. Zbliża się koniec roku, więc muszę wziąć się za naukę przedmiotów ścisłych. Coś musiało się stać, ponieważ coraz mniej osób mi dokucza. Marzenia się spełniają? Może tak, może nie… Miałam historię, więc pośpieszyłam do klasy zająć swoje miejsce. Gdy wypakowywałam książki zadzwonił dzwonek i  do klasy zaczęli wlewać się uczniowie. Jak zwykle siedziałam sama, gdy piętnaście minut po rozpoczęciu lekcji do klasy wparował nasz wychowawca pan Varn. Był to człowiek powszechnie szanowany i lubiany. Wysoki mężczyzna około pięćdziesiątki z krótko ściętymi kasztanowymi włosami, gdzie nie gdzie przeplatane siwizną.
- Dzień dobry, młodzieży – przywitał nas jak zwykle. – Mam dla was pewną niespodziankę…
- Nie ma lekcji  - krzyknął ktoś z tyłu, przerywając nauczycielowi wypowiedź.
- Nie – powiedział. Usłyszałam ciche jęki. -  Poznajcie proszę nowego kolegę. Panie Pierce.
Do klasy wszedł chłopak około metra dziewięćdziesiąt wzrostu, z krótko ściętymi kruczoczarnymi włosami i nieziemskimi zielonymi oczami. Z taką urodą mógłby zostać super modelem.
- Dzień dobry – przywitał się. Miał bardzo męski i melodyjny głos. Słyszałam jak niektóre dziewczyny zaczęły cicho wzdychać, ale nie ja. Może i jest przystojny, ale ja przejechałam się na chłopakach.
- Witam, usiądź na miejscu obok Patricii – powiedziała nasza nauczycielka. Szkoda, że nie widziałam jakie miny mają dziewczyny z klasy.
- Lucas – przedstawił się. – Co przerabiamy?
- Trish. Nasz kraj w XVIII wieku. – odparłam nie podnosząc głowy z nad lektury. Lucas skumał się z paczką Erica.


Idąc na lunch opuszczonym korytarzem natknęłam się na Jeffa, Billa i innych z paczki Erica.
- O proszę, proszę! Kogo my tu mamy? – zapytał z szelmowskim półuśmieszkiem.
- Spadaj, Jeff – warknęłam, gdy nagle poczułam rękę na pośladku.
- Chcemy się tylko troszkę zabawić. Słyszeliśmy od Erica, że cudnie wyglądasz bez ubrań – mówiąc to przyparł mnie do ściany. Automatycznie zwinęłam rękę w pięść  i najmocniej jak potrafiłam przywaliłam mu w nos. Od razu wiedziałam, że złamałam mu nos.
-Suka – warknął i poszedł wraz ze swoją paczką. Przystanął nagle. – Popamiętasz mnie – zagroził. Wybuchłam cichym  chichotem i poszłam do stołówki.


Chwilę potem siedziałam pod gabinetem dyrektora i czekałam na moją kolej.
- Patricia Cooper – powiedziała sekretarka. Słysząc swoje imię i nazwisko wstałam i udałam się do pomieszczenia. Pan Smith siedział za swoim biurkiem.
- Usiądź, drogie dziecko – powiedział dyrektor. – Opowiedz m dokładnie jak to było z tym incydentem – polecił mi. Streściłam mu wszystko, a szczególnie podkreśliłam fakt, że się do mnie dobierali. Dyrektor wysłuchał wszystkiego co miałam do powiedzenia.
- Podsumowując, działałaś w obronie własnej – przytaknęłam. – Nie mam zamiaru drążyć tej sprawy. Należało się Jeffowi. Dostaniesz tylko upomnienie, ale proszę nie rób tego więcej – powiedział dyrektor.
- Obiecuję i dziękuję – odpowiedziałam uprzejmie. – Mogę już iść?
- Możesz – odpowiedział. Po wymianie uprzejmości wyszłam z jego gabinetu. Kiwnęłam głową pani sekretarce i skierowałam się w stronę wyjścia ze szkoły. Gdy tylko wyszłam na dziedziniec szkoły zobaczyłam Jeffa z bandażem na nosie i o mało nie wybuchnęłam śmiechem. Na szczęście mnie nie zauważył. Jedyną osobą, która na mnie patrzyła był Lucas. Uśmiechnął się do mnie, a ja odpowiedziałam tym samym. Poszłam na autobus w stronę domu.

1 komentarz: