wtorek, 5 maja 2015

Rozdział III



Zbliżała się wiosna, a wraz z tym w-f na dworze. Uwielbiam ten czas, ponieważ kocham biegać i ogólnie sport kocham. Zapisałam się nawet na boks na siłowni.  Szłam akurat opuszczoną w porze lunchu częścią szkoły, gdy nagle przede mną wyłonił się Jeff – jeden z kolegów Erica. Poczułam na karku mrowienie.
- A dokąd to, Patricia? – zapytał z półuśmieszkiem.
- Na lunch, Jeff, więc spadaj – warknęłam i chcąc się udać w przeciwnym kierunku z zamiarem wyjścia, wtedy zobaczyłam, że drogę zagrodzili mi Bill i Toby.
- Nie tak prędko, złotko – powiedział Toby. – Spieszysz się? Chcieliśmy się tylko troszkę zabawić – wszyscy popatrzyli na mnie ze świecącymi się oczami. Zdenerwowałam się i odpowiedziałam:
- Serio? Małe dzieci nie mają co robić? – zapytałam z najsłodszym uśmiechem na jaki mogłam się w tej chwili zdobyć, w moich oczach nie było krzty  słodkości. – Wracajcie do piaskownicy.
Mówiąc to miałam zamiar wyminąć Jeffa, ale ten złapał mnie za nadgarstek i szepnął do ucha:
- Uważaj z kim zadzierasz, Cooper – wyrwałam mu się i poszłam w stronę sali chemicznej. Żeby tego było mało wylądowałam w parze z Billem.


Reszta dnia minęła jako tako spokojnie, pomijając uszczypliwe uwagi dotyczące mojej osoby. Po szkole około dziewiętnastej postanowiłam trochę pobiegać. Ubrałam adidasy, wzięłam telefon i napisałam mamie sms –a. Jest lekarzem, więc nie wiadomo kiedy wróci do domu. Gdy tylko przekroczyłam próg od razu owiało mnie chłodne, świeże, wieczorne powietrze. Ruszyłam truchtem w stronę parku. Słońce zaszło dobre pół godziny temu, a ja dalej widziałam wszystko dokładnie. Nagle poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Przystanęłam i wyciągnęłam słuchawki z uszu. Przelotnie zobaczyłam na wyświetlaczu, że dochodziła dziewiąta. Zaczęłam się rozglądać i nasłuchiwać . Przestraszyłam się, bo to uczucie dalej nie znikało. Nie namyślając się zbytnio ruszyłam najszybciej jak potrafiłam  w stronę domu. Po niespełna kilkudziesięciu minutach męczącego biegu brakło mi tchu. Resztę dystansu pokonałam wolnym truchtem i niekiedy marszem.


Wstałam około wpół do dziesiątej, ponieważ była sobota. Mama zostawiła mi notatkę, że idzie do pracy i zostawiła pieniądze na obiad. Po śniadaniu ubrałam moje ulubione jeansy, do tego czarną bluzę z kapturem i moje trampki. Przed obiadem wstąpiłam do biblioteki i oddałam książki. Nie wypożyczyłam nic, ponieważ nie było nowych ciekawych pozycji książkowych. Na obiad wpadłam do małej knajpki obok biblioteki, a potem po kawę do Starbucks’a . Było sobotnie popołudnie, nie miałam nic do roboty, więc postanowiłam iść do parku, bo miałam nie daleko. Usiadłam na ławce, wyciągnęłam swój zeszyt i zaczęłam rysować. Plastyka to moje drugie hobby zaraz po czytaniu książek i sporcie. Mało kto o nich wie, ponieważ prowadzę życie samotnika. Tak zatraciłam się w mojej pracy, że nie zauważyłam jak pojawili się kumple Erica z nim na czele. Obok niego jak rzep szła przytulona Meredith.
- O patrzcie, szmatka siedzi i coś bazgroli w zeszycie – odezwał się Toby . Wszyscy równo wybuchnęli śmiechem. Starałam się ich ignorować, miałam cichą nadzieję, że sobie pójdą, ale się myliłam. W ułamku sekundy Jeff wyrwał mi zeszyt i zaczął go oglądać .
- Zostaw! – zawołałam wstając. – Oddaj!
- Co my tutaj mamy? Jakieś dziwne rysunki… Jest nawet krótka notatka: „Jesteś moim marzeniem” – przeczytał, a reszta wybuchneła śmiechem.
- Dobra, chodźcie, bo się spóźnimy na seans – odezwał się Eric między chichotami. Jeff zamiast mi podać zeszyt wrzucił go do kałuży.
- Debilu, co zrobiłeś?! – warknęłam zła.
- Ups! Wypadł mi! – powiedział z krzywym uśmiechem i poszedł za resztą. Czym prędzej skoczyłam do zeszytu.
- Cholera – zaklnęłam pod nosem. Wzięłam go, okazał się okropnie przemoczony i brudny, usiadłam z powrotem na ławce. Schowałam zeszyt do torby i wtedy spostrzegłam, że łzy płyną mi po policzkach. Miałam tego dość


Nie wiedząc co robię wybrałam numer komórki Clary. Włączyła się poczta głosowa, więc zostawiłam jej wiadomość. Trochę nieprzytomna wróciłam do domu. Po drodze wstąpiłam do spożywczego i wzięłam sobie sok pomarańczowy i loda truskawkowego. Gdy tylko przeszłam przez hol pobiegłam czym prędzej do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam wrzeszczeć do poduszki. Żeby się uspokoić postanowiłam wziąć długą kąpiel z bąbelkami. To była jedna z najlepszych przyjemności w dniu dzisiejszym. Po odprężającej chwili przebrana w pidżamę siedząc na łóżku zastanawiałam się co zrobić w sprawie mojego zeszytu. Odłożyłam go do półki i poszłam do kuchni zjeść kolację. Karteczkę, z informacją, którą napisałam do mamy wyrzuciłam do kosza. Czułam się troszkę samotna o tej porze sama w domu. Podczas jedzenia zadzwonić do mamy. Niestety i tutaj jak w przypadku Clary włączyła się sekretarka. Nudziło mi się, więc włączyłam film pt. „Zmierzch”. Chyba pod  koniec filmu odpłynęłam do krainy snów i marzeń.

1 komentarz:

  1. Cudowny rozdział <3
    Czekam na więcej :*
    recenzje-ksiazki-zyciem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń