środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział XIV


 
- A dokąd to, Patricia? – zapytał Jeff pojawiając się nie wiadomo skąd. – A to kto?
Obrzucił moją kuzynkę lubieżnym spojrzeniem, a ja się wzdrygnęłam. W mojej głowie pojawiła się myśl, że muszę ją bronić.
- Trish – szepnęła Clary drżącym głosem i pokazała za nas. Stali tam Toby i Bill.
- Uwierz mi, nie chcecie nic nam zrobić – powiedziałam i popatrzyłam na nich po kolei.
- Dlaczego? – zapytał ze śmiechem Jeff.
- Nie chcesz wiedzieć – ostrzegłam go.
- Chyba jednak zaryzykuję – powiedział Bill i zbliżył się do Clary. W ułamku sekundy znalazłam się obok niego i podcięłam go. Padł jak długi na ziemię i patrzył na mnie z gniewem. Uśmiechnęłam się.
- Któryś jeszcze?
W moją stronę szedł Jeff. Odwróciłam się w jego stronę. Podniósł ręce w geście kapitulacji.
- Dasz się zaprosić na kawę? – zapytał z uśmiechem.
- Pieprz się – warknęłam, chwyciłam Clary za rękę i poszłyśmy w stronę stołówki. Z tackami usiadłyśmy obok Lucasa. Widząc moją minę zmarszczył brwi.
- Jeff? – zapytał.
- Nie krasnoludki – warknęłam jeszcze zdenerwowana. Dopiero po chwili opanowałam się. – Przepraszam.
- Nic nie szkodzi – powiedział mój przyjaciel i lekko się uśmiechnął. – Mogę wpaść do ciebie po szkole?
- Pewnie, jeżeli Clary nie ma nic przeciwko – powiedziałam i odwróciłam się w jej stronę.
- Spoko, tylko musicie być cicho, bo mam zamiar się uczyć – powiedziała i wyszczerzyła się w uśmiechu.
- Masz to jak w banku – powiadomił ją Lucas. – A teraz drogie panie, udało mi się dla was wytargować budyń.
- Jej! Cas, uwielbiam cię! – krzyknęłam i przytuliłam go. Dostałam swój ulubiony, czyli waniliowy. Zadzwonił dzwonek na lekcje, więc pożegnaliśmy się i rozeszliśmy do klas.


Zaparkowałam Kawasaki w garażu, a chwilę potem na podjazd zajechało auto Lucasa. Zaprosiłam go do domu.
- Chcecie coś do picia? Jest cola, sok pomarańczowy… - zapytałam zaglądając do lodówki.
- Sok – powiedziała moja kuzynka wchodząc do kuchni. Podałam jej butelkę. – Dzięki, i miłej rozmowy.
Miałam jej odpowiedzieć, ale już jej nie było.
- Colę? – zapytałam Lucasa, gdy usiadł przy blacie. Pokiwał głową, a ja nalałam ja do dwóch szklanek. – A teraz co się dzieje?
- Czemu zakładasz, że coś się musiało stać? – zapytał. Wybuchnęłam śmiechem.
- Jesteś słabym kłamcą, Cas – powiedziałam z chichotem. – Mów.
Chłopak westchnął zrezygnowany.
- Trish, no wiesz… - zaczął.
- Jak bym wiedziała, to bym nie pytała – powiedziałam poważnie, a on obrzucił mnie twardym spojrzeniem. – Dobra, kontynuuj.
- Wiem, że jesteś inna – powiedział na jednym wdechu.
- Dlaczego? – zapytałam niepewnie. Milczał chwilę.
- Wiem, że nie jesteś po części człowiekiem – odparł niepewnie.
- Skąd…
- Trudno to wytłumaczyć – powiedział.
- To może najprościej – poleciłam mu lekko zdenerwowana.
- Jesteś zła – podsumował.
- Wcale nie – zaprzeczyłam spokojnym głosem.
- Czuję to dokładnie – powiedział po chwili namysłu.
- Jesteś cholernym elfem, czy co?! – warknęłam wkurzona jego zagadkami. Patrzył na mnie zaskoczony.
- Skąd ty… - zaczął pytanie Lucas.
- Zgadłam? – chciałam się upewnić, więc uspokoiłam się trochę.
- W połowie, bo moja mama jest człowiekiem – powiedział. – Ale skoro, ty wiesz czym jestem, to czym ty jesteś?
- Jestem dhampirem, który może używać magii – odparłam dopijając moją colę.
- Teraz to jest kompletny cyrk – stwierdził. – Powiedz mi jeszcze, że Clary nie jest normalna…
- Po części tak, bo jest kostuchą – powiedziałam z lekkim uśmieszkiem. Zrobił zdziwioną minę. – Acha i Jeff i jego paczka są wilkołakami.
Jak zobaczyła jego minę nie mogłam nie zacząć się śmiać.
- Wybacz, że na siebie krzyczałam – powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Spoko, też bym tak zareagował – powiedział. – To jedną sprawę mamy z głowy.
- Mam się bać? – zapytałam udając strach.
- Pamiętasz, jak przyszedłem do ciebie i powiedziałem, że jestem homo? – zapytał nie patrząc mi w oczy. Pamiętałam to dobrze, więc przytaknęłam. – No i niestety to nie jest prawda.
- Czekaj, czekaj, mówisz mi, że teraz jesteś hetero? – zapytałam z niedowierzaniem.
- No opamiętałem się po drugiej randce z Connorem – powiedział zażenowany. – I chciałem zapytać, czy mogę zaprosić Clary na letni bal?
- Jasne, że możesz – powiedziałam z uśmiechem, ale potem dodałam szeptem: - Wolę oddać ją w twoje ręce niż kogoś innego.
- Dzięki, Trish – powiedział i zapadła cisza. – Mogę…?
- Idź, tylko wytłumacz jej co i jak – poleciłam mu, a on poleciał do pokoju mojej kuzynki. Siedziałam tak, gdy nagle zadzwonił mój telefon.
- Halo?
- Cześć, skarbie – powiedział dobrze mi znany głos. – Masz ochotę na ciastko i kawę?
- Z przyjemnością – powiedziałam. – Przyjedziesz po mnie, czy mam jechać sama?
- Będę u ciebie za pół godziny – powiedział.
- Pa – powiedziałam i rozłączyłam się. Poszłam powoli na górę i zapukałam do pokoju Clary. Odczekałam chwilę i weszłam. Momentalnie odskoczyli od siebie jak poparzeni. Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się śmiać z ich czerwonych i zażenowanych twarzy.
- Możecie do tego wrócić jak wyjdę – zaczęłam i znacząco poruszałam brwiami. – Umówiłam się z Rasto i proszę cię Lucas, żebyś zajął się moją kuzynką.
- Nie jestem małym dzieckiem – naburmuszyła się Clar. Puściłam jej komentarz płazem. Popatrzyłam znacząco na Casa.
- Dobra, oglądniemy jakiś film, czy coś – powiedział.
- Dzięki – uśmiechnęłam się i wyszłam zamykając za sobą drzwi. Przebrałam się w czarną spódnicę przed kolano, do tego koszulkę z logo mojego ulubionego zespołu. Na nogi moje czarne botki. Spakowałam małą torebkę i zeszłam na dół. Akurat usłyszałam głos silnika na dworze. Wyszłam i wsiadłam do czarnego porsche mojego chłopaka. Pocałowałam go na powitanie.
- Tęskniłeś? – zapytałam, gdy ruszyliśmy.
- Bardzo, ale musisz mi opowiedzieć jak było u kuzynki – polecił. Jechaliśmy w milczeniu, aż dojechaliśmy do miłej kawiarenki. Zajęliśmy stolik i zamówiliśmy dwa serniki i kawę. - Dobra, mów.
No i zaczęłam mu opowiadać co robiłyśmy z Clary, pomijając oczywiście wątki paranormalne, doszłam do momentu dowiedzenia się, że moja rodzina nie żyje.
- Iść z tobą na pogrzeb? – zapytał z troską Rasto. Przytaknęłam.
- Mów co robiłeś jak mnie nie było – poleciłam mu.


W domu byłam około ósmej. Po kawie i ciastku poszliśmy razem z Rasto do kina na jakąś komedię romantyczną. Gdy weszłam do domu usłyszałam jakieś dźwięki dobiegające z kuchni. Powoli weszłam i zobaczyłam jak Gabe siedzi na krześle i popija wodę.
- Co tu robisz? – zapytałam sięgając po butelkę soku.
- John mnie przysłał, bo sam nie mógł przyjść – poinformował mnie.
- O co chodzi? – zapytałam. Nagle opamiętałam się, że Lucas i Clary są w domu. – Nie widzieli cię?
- Kto… Nie, siedzą i oglądają jakiś frajerski film – powiedział obojętnie. – A odpowiadając na twoje pierwsze pytanie, Starszyzna planuje cię zabić.
- Czekaj, co?! – zapytałam zaskoczona.
- Odbyło się spotkanie, na którym mistrzowie kłócili się co z tobą zrobić. John nie przyłożył do tego ręki. Powiedzieli, że będą próbowali cię zabić – poinformował mnie szczegółowo.
- Ok – powiedziałam spokojnie i zrobiłam kilka wolnych wdechów i wydechów. – Dlaczego chcą to zrobić?
- Prawdopodobnie boją się, że ich wszystkich pozabijasz – odparł Gabe. Zaczęłam chichotać.
- Będę się super bawić – powiedziałam z chytrym uśmieszkiem.
- Oczywiście nie muszą wysyłać wampirów, mogą też inne istoty – zmniejszył mój entuzjazm tą informacją. – Dobra, uciekam, bo mogą mnie zobaczyć.
- Dzięki i cześć – powiedziała, a on zniknął. Stałam na środku kuchni i zastanawiałam się, co moja rodzina im takiego zrobiła. Wtedy przypomniałam sobie, że zabiłam kilka wampirów. Na moją twarz mimowolnie wypłynął uśmiech. Po cichu weszłam na górę i zapukałam do pokoju Clary. Usłyszałam „proszę” i weszłam.
- Dobra, gołąbeczki, musimy pogadać – zaczęłam siadając na fotelu. Oboje utkwili swój wzrok we mnie. – Istoty nadnaturalne próbują mnie zabić.
Patrzyli na mnie jak na wariatkę, ale chwilę potem to zmieniło się w zaskoczenie.
- Czekaj…Co?! – zapytał lekko zdenerwowany Lucas.
- To co słyszałeś, ktoś targnie na moje życie – odparłam obojętnie.
- I ty przyjmujesz to z takim spokojem?! – pytał dalej chłopak, a ja wiedziałam, że jest na strasznie wkurzony.
- A co mam zrobić, zamknąć się w czterech ścianach i płakać?! – zapytałam wściekła.
- Jeżeli nie zrobią ci krzywdy, to czemu nie – warknął Lucas. Chwilę mierzyliśmy się wściekłymi spojrzeniami. Nastała pełna napięcia cisza, którą przerwała moja kuzynka.
- Wiesz jak się bronić? – zapytała cicho Clary. Oboje odwróciliśmy się w jej stronę zaskoczeni.
- Na razie tylko przed wampirami – odparłam jeszcze w szoku.
- To najwyższy czas nauczyć się jak zabić inne istoty – odparła spokojnie. Kompletnie mnie zamurowało, nie mogłam uwierzyć, że słyszę to z ust własnej kuzynki.
- Stajesz po jej stronie? – zapytał Lucas, jakby dopiero teraz otrząsnął się z zaskoczenia.
- Tak, czy siak, by nas nie posłuchała – odparła dziewczyna, a ja uśmiechnęłam się lekko. Chłopak głośno westchnął.
- Dobra, niech już będzie – powiedział zrezygnowany. – Jutro zaczynamy trening.
- Jaki trening? – zapytałam z ciekawości.
- Jak walczyć na miecze – odparł, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia.
- J-jak to? – wydukałam w szoku.
- Tak to, po prostu umiem walczyć mieczem – odparł z lekkim uśmieszkiem. Mam nadzieję, że mi się zdawało, bo poczułam, że moje zaskoczenie sprawia mu radość.
- Ok, to do jutra – powiedziałam i wyszłam od nich. Wskoczyłam w pidżamę i nie mogłam za chiny ludowe zasnąć. Wierciłam się z boku na bok. W końcu zrezygnowałam na razie z prób zaśnięcia. Podeszłam do laptopa z zamiarem znalezienia jakiegoś ciekawego filmu. W końcu coś włączyłam. Nawet nie wiedziałam, w którym momencie odpłynęłam w ramiona Morfeusza. Obudził mnie…
------------------------
Cześć!
Na początek, wybaczcie, że nie było rozdziału od dobrych dwóch tygodni. Byłam za granicą bez laptopa, więc sami wiecie... ;)
Jakoś nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału. Czekam na wasze zdanie na ten temat ;)

4 komentarze: