Zaparkowałam
przed dużym budynkiem z czerwonej cegły, w ścianach znajdowały się okna,
przysłonięte ciemnymi kotarami, a przed drzwiami stał wysoki i muskularny
mężczyzna z wygoloną głową. Po prawej stronie od ochroniarza ciągnęła się
bardzo długa kolejka czekających na wejście ludzi.
-
Dziewczyny musimy chwile poczekać, bo ma nam towarzyszyć mój przyjaciel –
powiedziałam, a chwile potem obok nas zaparkował samochód, z którego wysiadł
uśmiechnięty Alex ubrany w przylegającą niebieską koszulkę, na ramionach miał
czarną marynarkę z szarymi łatami na łokciach. Całość stroju dopełniały czarne
sprane jeansy i niskie trampki. – O wilku mowa.
- O jakim
wilku? – zapytał z uśmiechem chłopak podchodząc do nas. – Wyglądacie pięknie, a
swoją drogą, jestem Alex.
- Dzięki, a
to są moje przyjaciółki Candy i Meredith – przedstawiłam dziewczyny, które
uśmiechnęły się do niego. – To wchodzimy!
Kiedy to
powiedziałam, chciałam skierować się na koniec kolejki, ale blondynka chwyciła
mnie za ramię i poprowadziła nas do ochroniarza.
- Cześć
Boody – powiedziała z uśmiechem do mężczyzny, a on odpowiedział tym samym. –
Mógłbyś nas wpuścić?
- Dobra
Meredith – powiedział. – Tylko żebym nie musiał nikogo z was wyprowadzać z
klubu.
- Tak jest
– zasalutowała i zachichotała. Mężczyzna otworzył przed nami drzwi i pozwolił
nam wejść do środka, co spotkało się z niezadowoleniem reszty czekających.
Kiedy
przekroczyliśmy próg, do moich nozdrzy dotarł zapach papierosów. Na środku
pomieszczenia ludzie tańczyli otumanieni alkoholem i pewnie też nielegalnymi
używkami. Blondynka przepychała się przez tłum, aż dotarła do strefy na VIP-ów.
Tam również pogadała ze znanym tylko sobie ochroniarzem, który bez problemu
przepuścił nas dalej. Zajęliśmy miejsce w pustej loży, a Alex poszedł po
drinki.
- Skąd ty
znasz tych wszystkich bramkarzy? – zapytała Candy. Blondynka uśmiechnęła się i
odpowiedziała:
- To dobrzy
znajomi mojego starszego brata.
Widziałam,
że fioletowogłowa chciała jeszcze o coś zapytać, ale Alex wrócił z drinkami.
Wypiliśmy je, porozmawialiśmy, a teraz trzeba było podbić parkiet. Nachyliłam
się w stronę Alex’ a i wyszeptałam mu do ucha:
- Candy
przeżywa poważne rozstanie i trzeba ją trochę rozruszać, tylko trochę.
- Nie ma problemu, na mnie zawsze można liczyć
– rzucił i już zmierzał z dziewczynami na parkiet. Poszłam za nimi i dałam
porwać się w wir muzyki. Tańczyłam kilka piosenek razem z moimi przyjaciółmi,
ale potem tańczyłam z każdym, kto miał ochotę ze mną potańczyć. Ruszałam się w
rytm muzyki, czasami nawet śpiewałam i bawiłam się naprawdę… dobrze! Chyba
pierwszy raz od śmierci Rasto czułam się szczęśliwa i pełna energii. Po
dłuższej chwili zabawy musiałam iść do łazienki, żeby zobaczyć w jakim stanie
jest wygląd. Przecisnęłam się przez tłum, co jakiś czas tańcząc albo podrygując
w takt muzyki. W końcu dotarłam do drzwi wychodzących na niewielki korytarz z
kilkoma drzwiami. Skierowałam się w stronę drzwi damskiej toalety. Pchnęłam
ciemne drzwi i podeszłam do lustra. Przyglądnęłam się sobie. Włosy miałam lekko
zmierzwione, szminka zeszła całkowicie z moich ust, ale na szczęście oczy się
nie rozmazały. Uśmiechałam się i nie był to wymuszony uśmiech, tylko w całości
szczery. W moich oczach nie chował się fałsz, tylko sama radość. Gdzieś w
podświadomości miałam myśl, że Rasto cieszy się teraz razem ze mną.
Poprawiłam
tylko szybko włosy i w dobrym nastroju chciałam wrócić na parkiet, ale nie było
mi to dane. Kiedy przechodziłam obok nieoznakowanych drzwi, jakaś ręka
wciągnęła mnie do tego pomieszczenia.
- Co do
diabła?! – warknęłam, a potem przyjrzałam się wszystkim w pokoju. Z tego co
wywnioskowałam, stałam na środku składziku, a otaczali mnie sami mężczyźni. Coś
zaczęło wrzeć pod moją skórą. Przyglądnęłam się każdemu z osobna, ale
zatrzymałam dłużej wzrok na jednym z nich, którego skądś kojarzyłam.
- Mało ci
po ostatnim razie? – zapytałam z wrednym uśmieszkiem mężczyznę, któremu podczas
pewniej imprezy w moim studenckim mieście przyłożyłam z otwartej dłoni w twarz.
- Chciałbym
czegoś więcej niż tylko krótka rozmowa – odpowiedział z pożądaniem w oczach. –
Mam tyle pomysłów, jak wykorzystać nasze spotkanie, że aż nie wiem od czego
zacząć.
Kiedy to
mówił przybliżał się do mnie, a ja cofałabym się, gdyby reszta mężczyzn nie
trzymałaby mnie dość mocno. Gniew rozlewał się już po moim wnętrzu. Chwycił
mnie za podbródek i zmusił do patrzenia sobie w oczy.
-
Jakbyś nie uciekła ostatnim razem,
mogłoby być przyjemnie, ale niestety kara musi być – powiedział i zjechał ręką
na mój tyłek i dość mocno go ścisnął. Zaczęłam się wyrywać, a on zaśmiał się
paskudnie. Przycisnął mnie do siebie tak, że mogłam poczuć jego męskość.
Warknęłam, a on popatrzył w moje oczy i cofnął się ze strachem wymalowanym na
twarzy.
- Twoje
o-oczy… Są czerwone! – wykrzyczał z przerażeniem, a ja popatrzyłam na niego jak
na idiotę.
- Co ty
gadasz?! – powiedziałam z wściekłością w głosie.
- Ale nie
martw się, nie zniszczy nam to zabawy – z wcześniejszych emocji nie zostało już
nic, teraz wręcz rozbierał mnie wzrokiem. Zaczął zbliżać się bardzo powili, a
ja wraz z zmniejszeniem dzielącego nas dystansu wyrywałam się coraz zajadlej i
udało mi się przyłożyć jednemu z nich w twarz, ale otrząsnął się i chwycił mnie
jeszcze mocniej.
-
Puszczajcie mnie! – krzyczałam, mając cichą nadzieję, że ktoś usłyszy moje
wrzaski między piosenkami. Czułam jakby moja krew bulgotała i za kilka chwil
miała osiągnąć punkt kulminacyjny. Mój oprawca przybliżył się do mnie i położył
rękę na moim odsłoniętym udzie i powoli zaczął jechać w górę w miejsce mojej
kobiecości. Szarpałam się, wierzgałam i wrzeszczałam, ale nie miałam jak wyrwać
się z tego pomieszczenia. W jednej chwili z mojego gardła wydarł się głośny krzyk,
a w raz z nim z mojego wnętrza wystrzeliła potężna chmura energii, która
przeszła przez wszystkich mężczyzn. Zaczęli krzyczeć i krztusić się, a potem
wybuchli. Tak po prostu całe pomieszczenie i ja było we krwi i szczątkach tych
ludzi.
Potem
nastała cisza. Upadłam na kolana i zadrżałam na samą myśl o tym, co zrobiłam i
co oni chcieli mi zrobić. Niepewnie spróbowałam wstać z ziemi, gdzie nadal
pływała krew. Zachwiałam się lekko na nogach, ale udało mi się utrzymać w
pionowej pozycji. Poczłapałam do drzwi i położyłam rękę na klamce. Wzięłam
głęboki oddech i powiedziałam: „Lun, mógłbyś powiedzieć Alex’ owi, że źle się
poczułam i wróciłam do domu oraz, żeby odwiózł dziewczyny do domu?”.
„Oczywiście” – rzucił i poczułam, jakby na chwile znikał z mojej głowy.
Nacisnęłam klamkę i rozejrzałam się po korytarzu, w myślach mieć nadzieję, że
nikt tędy nie przyjdzie, i będę mogła spokojnie wymknąć się tylnym wyjściem.
Odetchnęłam głośno, kiedy skierowałam się pustym korytarzem do drzwi. Udało mi
się opuścić klub bez żadnego incydentu. Podeszłam do mojego samochodu, wsiadłam
i oparłam głowę na kierownicy. Nie czułam nic, absolutnie nic. Żadne emocje nie
rozbrzmiewały w moim wnętrzu, jedyne co czułam, to obojętność.
Z taką
pustką w głowie wróciłam do domu. Nawet nie zauważyłam, kiedy zamknęłam za sobą
drzwi i chciałam przejść kawałek, ale upadłam. Leżałam na ziemi, jak szmaciana
lalka, niezdolna do niczego. Poczułam, że po policzkach płyną mi łzy, ale nie
miałam siły żeby je otrzeć.
- Patricia,
co się stało?! – dotarł do moich uszu głos, ale nie zareagowałam. Poczułam, że
ktoś przytula mnie do swojej piersi i kołysze lekko, jakbym była przerażonym
zwierzęciem. Nie panując nad sobą wtuliłam się w jego tors i zaczęłam szlochać.
Cisza była przerywana tylko moim płaczem i delikatnym uspokajaniem przez…
Williama. Popatrzyłam w jego niebieskie oczy i zapłakałam jeszcze raz. Okryłam
się własnymi ramionami, jakbym budowała wokół siebie mur. Silne ręce wampira,
nawet na chwile nie wypuściły mnie. Stanowiły kolejną ochronę przed okrutnym
światem.
Zaczęłam
się uspokajać i wyczerpana oparłam głowę o klatkę piersiową czarnowłosego.
Pogłaskał mnie czule po głowie i wyszeptał:
- Co się
stało, królewno?
Zachichotałam
i popatrzyłam na niego szklistymi oczami.
- Nigdy
więcej nie mów do mnie „królewno” – wychrypiałam z uśmiechem, który chyba
bardziej przypominał grymas, bo wampir zaczął się śmiać. – Mogę ci wszystko
opowiedzieć, jak zmyje to z siebie.
- Czy
to…krew? – zapytał, a ja przytaknęłam. – Jest twoja?
- Nie, ale
to długa historia – odparłam i spróbowałam się podnieść, ale upadłabym, gdyby
William nie podtrzymał mnie w tali.
-
Zaprowadzę cię do łazienki – powiedział i wziął mnie na ręce i w szybkim tempie
postawił mnie na środku mojej łazienki. Zostawił mnie samą, a ja zdjęłam z siebie
wszystkie ubrania i weszłam pod prysznic. Woda przybrała przez chwile kolor
krwi. Kiedy się szorowałam, ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. Chciałam pozbyć
się dotyku tych oprychów. Kiedy byłam już umyta wytarłam i owinęłam się w długi
ręcznik, by wyjść po rzeczy na przebranie. Wyszłam z łazienki, a na łóżku
siedział William i przyglądał mi się dokładnie. Na moje policzki wypłynął
rumieniec, więc szybko podeszłam do swojej szafy, by odwrócić się do niego
plecami. Zabrałam pierwszą lepszą bieliznę, do tego jakieś spodnie od dresu i
przylegającą koszulkę z długim rękawem. Szybko wróciłam do łazienki, zarzuciłam
na siebie ubranie i wyszłam z powrotem.
- Teraz
opowiesz co się stało, królewno? – zapytał z półuśmieszkiem, a ja mordowałam go
wzrokiem za nazwanie mnie „królewną”.
- Nie
jestem żadną królewną – odparłam i usiadłam na łóżku. Podkuliłam kolana pod
brodę i westchnęłam ciężko. – Pojechałam z przyjaciółmi do klubu. Bawiliśmy się
świetnie, ale musiałam wyjść do toalety. Kiedy chciałam wrócić na salę, jacyś
faceci wciągnęli mnie do kantorka sprzątacza. Chciałam się wyrwać, ale… było
ich dużo i trzymali bardzo mocno…
Głos mi się
złamał, a po policzkach popłynęły łzy. Zrozumiałam, co mogli by mi zrobić,
gdybym ich… No właśnie, co ja z nimi dokładnie zrobiłam? Poczułam, że William
przytula mnie po raz kolejny tej nocy.
- Zrobili
ci coś? – zapytał z troską w głosie, ale po chwili wyczułam w jego gniew. –
Znajdę ich i pozabijam.
Zaśmiałam
się gorzko, a on popatrzył na mnie dziwnie.
- Możesz
znaleźć ich szczątki w tym kantorku w klubie – odpowiedziałam i zadrżałam na
samo wspomnienie tego pomieszczenia umazanego krwią i resztkami tkanek tych
mężczyzn. – To było okropne… Oni tak po prostu… wybuchli.
- Co
zrobili? – zapytał zaskoczony wampir.
- Oni
chcieli mnie… - nie potrafiłam wypowiedzieć tego słowa. Przełknęłam głośno
ślinę i wytarłam łzy wierzchem dłoni. – Chciałam stamtąd uciec, ale nie dałam
rady… Poczułam jakby coś chciało wyjść z mojego wnętrza… Kiedy jego ręka… na
moim udzie… Powiedział, że moje o-oczy… były czerwone…
-
Spokojnie, już nic ci nie zrobią – uspokajał mnie chłopak, głaszcząc mnie po
głowie i lekko kołysząc.
- Poczułam
jak… wylatuje ze mnie chmura jakieś energii… Ci faceci zaczęli, tak
przeraźliwie… k-krzyczeć… Potem nastała… cisza, a ja byłam cała we k-krwi –
dokończyłam swoją opowieść przerywaną szlochami i łapaniem oddechu. Wiedziałam,
że tak szybko nie pozbędę się tego wspomnienia. Nadal miałam wrażenie, że czuję
palący dotyk tego oprycha na mojej nodze.
- Nie martw się, nikt cię już nie dotknie –
powiedział z determinacją w głosie. – Obiecuję.
- Dziękuję,
że jesteś teraz ze mną – wyszeptałam i wtuliłam się w niego. Poczułam, jak
rozluźniają się moje napięte mięśnie i powoli odpływałam, by po chwili zasnąć
na dobre.
Cześć i przepraszam!
Wiem, że jestem okropna. Nie było rozdziału, bo oddałam laptop do naprawy, a potem pojechałam na wakacje i wiecie jak to jest... Jeszcze raz Was przepraszam.
Pozdrawiam, Patrycja