sobota, 12 września 2015

Rozdział XVI



- Patricio Delo Cooper – usłyszałam podniesiony głos swojej mamy. – Gdzie byłaś? Co się stało z moim wazonem?!
Głowa bolała mnie niemiłosiernie, a głos mamy jeszcze go potęgował.
- Nie krzycz – mruknęłam trzymając się za głowę. – Możemy porozmawiać później?
- A dlaczego nie teraz? – zapytała rozdrażniona.
- Bo podejrzewam u siebie lekki wstrząs mózgu i jestem totalnie zmęczona – odparłam z westchnieniem i weszłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko, co doprowadziło do kolejnej fali bólu i mdłości. Od razu zasnęłam.

Obudziłam się z wciąż bolącą głową. Zobaczyłam, że jest już dobrze po drugiej po południu. Powoli zgramoliłam się z łóżka i weszłam do łazienki. Wzięłam prysznic i postarałam doprowadzić się do porządku. Zawinięta w ręcznik wróciłam do swojego pokoju i przebrałam się w szare dresy i luźną białą koszulkę z krótkim rękawem. Rozczesywałam włosy, gdy moja komórka powiadomiła mnie o sms- ie. Okazało się, że zamiast jednego sms- a jest ich cztery! Pierwsza, którą odebrałam była od Lucasa. Pisał w niej: „Trish, czemu nie ma cię w szkole?”, a ja odpisałam mu tak: „Nic mi nie jest, po prostu trochę boli mnie głowa, ale to nic wielkiego ;) Miej oko na Clary”. Następne dwie wiadomości były od operatora sieci, a ostatnia, ku mojej radości, była od Rasta. „Hej, Kochanie, masz czas dzisiaj po południu na małą randkę? :*”, odpisałam natychmiast: „Pewnie, a przyjedziesz po mnie? ;)”, W następnej wiadomości od mojego chłopaka zgodził się po mnie przyjechać i podał mi godzinę, o której będzie. Telefon schowałam do kieszeni i niepewnie zeszłam do kuchni, bo mój żołądek dał o sobie znać. Weszłam do niej i odetchnęłam z ulgą, że nie zastałam tam mamy. Na blacie leżała kartka od niej. Bałam się trochę ją przeczytać, ale niestety musiałam się z tym zmierzyć.

Pogadamy jak wrócę z pracy.
                                            Mama.

Wzięłam głęboki oddech. Czekała mnie dość ciężka rozmowa z rodzicielką. Wzięłam się za jedzenie ulubionych płatków śniadaniowych, gdy dostałam sms od nieznanego numeru. „Witaj Patricia, mam nadzieję, że dasz radę przyjść jutro na trening o 18.00. Przyjdź od swoją szkołę. Quinn Clein.”. Miałam odpisać, skąd ma mój numer, ale zrezygnowałam z tego. Odpisałam tylko „Będę” i wróciłam do jedzenia. Zastanawiałam się czy powiedzieć mamie o spotkaniu z Clein’ em, czy przemilczeć to. Nie dane mi było dokończyć myśli, bo do domu weszła Clary z Lucasem.
- Cześć, gołąbeczki – krzyknęłam do nich z kuchni. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo okazało się, że się całowali.
- Hej, jak głowa? – zapytał mój przyjaciel, gdy weszli razem do kuchni.
- Lekko boli, ale wezmę aspirynę i przestanie – odparłam obojętnie. – Ominęło mnie coś w szkole?
Zapytałam, bo chciałam zmienić temat.
- Jeff i jego kumple zostali złapani na paleniu trawy przez najgorszą osobę w szkole – poinformował mnie Lucas.
- Czy mówimy właśnie, że przyłapał ich Grizzly we własnej osobie? – zapytałam, ale znałam już odpowiedź.
- Kim jest Grizzly? – zapytała moja kuzynka.
- Grizzly to pan Canavan, nauczyciel informatyki – poinformowałam ją.
- Ale dlaczego Grizzly?
- Bo jest strasznie cięty, jeżeli chodzi o przestrzeganie regulaminu i ocenianie – odparł Cas i lekko się wzdrygnął.
- Co dostali? – zapytałam zaciekawiona.
- Z tego co słyszałem, to naganę dyrektora i zawieszenie na dwa tygodnie – powiedział z uśmieszkiem. – Należało im się.
- Wiem – odparłam. – Muszę was przeprosić, ale umówiłam się na randkę z moim chłopakiem.
- W szkole nie byłaś, a teraz wychodzisz na ran de wu jak gdyby nigdy nic? – zapytała zdziwiona Clary. – Ty okrutniku, ja dla ciebie robiłam notatki, a ty leniuchowałaś w najlepsze, a teraz… - miała zamiar coś dodać, ale przerwałam jej.
- Macie cały dom dla siebie – powiedziałam.
- Dobra, już nie jestem na ciebie tak bardzo zła, jak wcześniej – mruknęła Clary. Uśmiechnęłam się szeroko i wyszłam zostawiając ich samych sobie.


Dwie godziny później wsiadałam do samochodu Rasto ubrana w zwiewną czarną sukienkę sięgającą mi do połowy ud.
- Cześć – powiedziałam i pocałowałam go na przywitanie.
- Hej – mruknął. – Gotowa?
- Na co?
- Na spotkanie z moimi rodzicami – odparł, a ja wlepiłam w niego zaskoczone spojrzenie.
- Czekaj… Co?!
- Jedziemy na kolację z moimi rodzicami – powiedział spokojnie.
- Czemu mi nie powiedziałeś, ubrałabym się bardziej elegancko… - powiedziałam z lekką urazą.
- Chciałem, żeby poznali cię taką jaką ja cię poznałem – odpowiedział i posłał mi olśniewający uśmiech. Westchnęłam zrezygnowana.
- Kolacja tylko z twoimi rodzicami? – zapytałam, by upewnić się, czy mam się jeszcze bardziej stresować.
- Z tego co powiedziała mi mama, na kolacji będzie: my, moi rodzice, moja młodsza siostra i twoja mama – powiedział poważnie.
- Moja mama?! – mój głos stał się piskliwy.
- Tak – odparł. Właśnie miałam zamiar go skrzyczeć, gdy zatrzymaliśmy się pod jego domem. Był to duży dom jednorodzinny wykonany w całości z cegły pomalowanej na biało i w niektórych miejscach na jasnoniebieski. Ręce trzęsły mi się strasznie ze zdenerwowania. Mój chłopak musiał to zauważyć, bo złapał mnie za jedną i lekko ścisną, z otuchą. Podeszliśmy pod drzwi, a Rasto otworzył je kluczem. Wzięłam głęboki oddech i weszłam.


- Dzień dobry – przywitałam się z państwem Martinez.
- Mamo, tato, to jest Patricia – moja dziewczyna – poinformował ich z dumą Rasto.
- Nareszcie cię poznałam – powiedziała wesoło jego mama. – Cały czas o tobie mówił.
- Miło mi państwa poznać – powiedziałam z uśmiechem.
- Może nie stójmy tak w progu, tylko przenieśmy się do salonu – zaproponował pan Martinez i wszyscy weszliśmy do dużego pokoju pomalowanego i umeblowanego w odcieniach zieleni i brązu. Usiadłam na jednej z kanap, mój chłopak obok mnie, a jego rodzice po przeciwnej stronie.
- Masz ochotę na coś do picia, Patricia? – zapytał pan domu.
- Mogłabym prosić szklankę wody? – zapytałam.
- Zaraz przyniosę – zaproponował Rasto i już go nie było. Zostałam sama z jego rodzicami. Powiedziałam sobie w duchu, że zrobię mu coś, jak będziemy sami.
- Uczysz się w liceum? – zapytała jego mama.
- Tak, został mi jeszcze jeden rok – odpowiedziałam uprzejmie.
- A co masz zamiar robić dalej? – zapytał pan Martinez.
- Chciałabym dostać się na jakiś dobry uniwersytet i studiować architekturę – poinformowałam ich. W tym momencie wrócił Rasto i podał mi szklankę. – Dzięki.
- Czy my jesteśmy straszni? – zadała pytanie pani Martinez. Zbiła mnie kompletnie z tropu.
- Nie – odparłam zgodnie z prawdą.
- To dlaczego jesteś cała spięta i przestraszona? – zadała pytanie jego mama, a ja wiedziałam, że mnie przejrzała. – Spokojnie, naprawdę cię polubiliśmy.
- Naprawdę?
- Tak – odpowiedziała, a ja odetchnęłam ulgą. Rozległ się dzwonek do drzwi, więc pan Martinez musiał nas opuścić. Nie wrócił sam, ale razem z moją mamą. Rasto poderwał się na równe nogi.
- Pani Cooper – powiedział. – Nazywam się Rasto i jestem chłopakiem pani córki.
Mina mojej mamy była bez emocji i nie dało się z niej nic wyczytać. W jednej chwili jej twarz się rozjaśniła i przytuliła serdecznie mojego chłopaka. Patrzyłam zaskoczona. Rzuciła mi spojrzenie, które mówiło „Musimy porozmawiać”. Lekko skinęłam głową.
- Patricia nie mogła trafić lepiej – powiedziała mama z szczerym uśmiechem. Odwróciła się do państwa Martinez. – Isabel Cooper.
- Joseph Martinez, a to moja żona Miriam – przedstawił ich jego ojciec. Dorośli rozmawiali o różnych sprawach, gdy do salonu wbiegła mała dziewczynka w różowej sukience. Wyglądała ślicznie z dwoma kucykami. Podeszła do mnie i wspięła mi się na kolana.
- Ty jesteś dziewczyną Rasta? – zapytała.
- Tak, a ty jak podejrzewam jesteś jego siostrą? – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Masz rację, mam na imię Sabine, a ty? – zadała kolejne pytanie.
- Ja nazywam się Patricia – odpowiedziałam.
- Jesteś śliczna – powiedziała dziewczynka przypatrując się mi dokładnie.
- Dziękuję, ty też jesteś śliczna – odparłam z uśmiechem.
- Kochasz mojego brata? – zapytała poważnie.
- Kocham – odpowiedziałam.
- To dobrze – powiedziała i przytuliła mnie mocno.

Nie wiedziałam jak mam zakończyć ten rozdział ;(
Jak wam się podoba? Liczę na szczere opinie oraz krytykę :)
Zachęcam do ankiety ;)

3 komentarze: