Kiedy się
ocknęłam spostrzegłam, że leżę na kanapie w swoim salonie. Chciałam podnieść
się do pozycji siedzącej, ale przeszkodził mi w tym okropny ból brzucha.
Syknęłam i spróbowałam zrobić to bardzo powoli. W końcu udało mi się wstać.
Skierowałam się w stronę łazienki. Wychodząc po schodach prawie krzyczałam z cierpienia
jakie zadawało mi bolące miejsce. Wreszcie dotarłam do pomieszczenia i wyjęłam
z szafki apteczkę. Położyłam ją na umywalce i zdjęłam z siebie podkoszulek. Na
moim brzuchu widziałam kilka dużych siniaków, które nie zaczęły jeszcze znikać.
Wyjęłam z opakowania bandaż i najdelikatniej jak potrafiłam zaczęłam zawijać
bolące miejsce. Gdy skończyłam się bandażować, można powiedzieć, że nie bolało już
tak bardzo jak wcześniej, ale nadal go odczuwałam. Wyszłam z łazienki i weszłam
do swojego pokoju, gdzie ubrałam luźną czarną koszulkę, a dresy zmieniłam na
jakieś jeansy. Zgramoliłam się jakoś do kuchni, a tam zaczęłam robić sobie
kawę, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Ostrożnie podeszłam do nich, i aby nie
popełnić tego samego błędu, co ostatnim razem, teraz spojrzałam w wizjer.
Otworzyłam je, a moim oczom ukazała się uśmiechnięta Candy.
- Cześć,
nie przeszkadzam? – zapytała dziewczyna, a ja lekko się uśmiechnęłam.
- Nie, no
coś ty! Wchodź – powiedziałam i trochę za szybko odsunęłam się jej z drogi, bo
z moim ust wyrwał się niekontrolowany jęk.
- Trish, co
się stało? – zapytała fioletowowłosa troską.
- Nic mi
nie jest… Po prostu przesadziłam trochę na siłowni i mięśnie brzucha dają się
we znaki – skłamał z lekkim uśmiechem. Czułam się okropnie oszukując
przyjaciół. – To co masz w tej torbie?
- A coś
dobrego – odparła dziewczyna ze śmiechem. – Ale na pewno, nic ci nie jest?
- Na pewno
– odpowiedziałam z westchnieniem. – Chciałbyś kawy?
- Z
przyjemnością – powiedziała Candy, a ja wróciłam do kuchni, by zrobić napoje.
Siedziałyśmy
w salonie, popijając kawę i jedząc pyszne słodkości, jakie moja przyjaciółka
miała w swojej torbie.
- Patricia,
a jak ty się czujesz… no wiesz, wracając tutaj po tym wszystkim? – zapytała
Candy, a ja westchnęłam.
- Los
potrafi być okropny, wiesz? – powiedziałam, a ona przytaknęła. – W dzień
przyjazdu stwierdziłam, że przejdę się do miasta coś zjeść. Przechodząc obok
jakieś ciemnej uliczki zobaczyłam, jak jacyś chłopcy chcą pobić małą
dziewczynkę. Momentalnie zareagowałam i kiedy ją uratowałam zobaczyłam, że ma
te oczy… jego oczy…
Zamilkłam,
bo przypomniałam sobie, jak kiedyś mogłam patrzeć w te oczy godzinami. Wzięłam
głęboki wdech i kontynuowałam opowieść.
- Okazało
się, że to była Sabine, siostra Rasto – rzuciłam. – Potem musiałam odwieźć ją
do domu, więc…
- Rozumiem –
powiedziała dziewczyna po chwili ciszy. – Podejrzewam, że musiało być to dla
ciebie trudne…
- I było,
ale teraz nie mam kiedy o tym myśleć – powiedziałam. – Tutaj szkolenie, tam
sprawa Łowców…
- Jaka
sprawa Łowców? – zapytała fioletowogłowa, a ja przeklęłam się w duchu za mój za
długi język.
- W sumie,
i tak miałam cię wziąć do grupy – stwierdziłam po chwili. – Jest jedna sprawa
związana z zaginięciami członków organizacji, dlatego Clein poprosił mnie o
zbadanie tej sprawy… I muszę zorganizować sobie zespół, który będzie mi pomagał
rozwiązać tą zagadkę… Czy chciałabyś dołączyć do niej?
- Pewnie –
powiedziała moja przyjaciółka z promiennym uśmiechem. – Ale o co chodzi
dokładnie?
- To powiem
ci, jak już będzie cała grupa – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. Candy
spojrzała na zegarek.
- Już tak
późno?! Zasiedziałam się trochę… Muszę uciekać, bo moja mama będzie się martwić
– powiedziała i zaczęła wstawać, a ja razem z nią. Syknęłam cicho z bólu, ale
na szczęcie dziewczyna tego nie słyszała.
- Dzięki,
że przyszłaś – powiedziałam uśmiechnięta i uściskałam ją.
- To ja
dziękuję ci, bo gdyby nie ty pewnie już siedziałabym w gabinecie psychologa –
rzuciła ze śmiechem moja przyjaciółka. – Do zobaczenia.
- Cześć –
powiedziałam i zamknęłam drzwi. Weszłam do salonu z zamiarem posprzątania,
dlatego zaczęłam zbierać kubki po kawie. Kiedy sięgałam po drugie naczynie
poczułam, że jakiś wampir stoi w korytarzu i patrzy na mnie. Zdenerwowałam się,
ponieważ oni nigdy nie pukają i nie wchodzą drzwiami.
- Czy nie
nauczono cię, że się puka?! – warknęłam i nie wiem, jakim cudem, ale przy
pomocy mojej mocy wypchnęłam intruza za drzwi wejściowe. – Miło by było,
gdybyście się nauczyli pukać.
Zaniosłam
naczynia do zlewu i myłam je, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Wiedziałam, że to
ten wampir, dlatego postanowiłam trochę się z niego ponabijać. Otworzyłam drzwi
i uśmiechnęłam się promiennie.
- O jej,
jak miło, że przyszedłeś, wejdź, proszę – powiedziałam słodkim głoskiem i wpuściłam
go do środka. Zaprosiłam go do salonu, a sama usiadłam, trochę za szybko,
ponieważ jęknęłam z bólu, na kanapie.
- Boli cię
to? – zapytała mężczyzna.
- Nie,
cholera, łaskocze – warknęłam, ale poczułam się głupio, dlatego po chwili
spokojniej dodałam:
-
Przepraszam, nie powinnam się wyżywać na innych – rzuciłam z głośnym
westchnieniem i zamknęłam na chwile oczy. – Co cię sprowadza?
- Sprawdzam,
jak się czujesz – rzucił obojętnie wampir, a ja prychnęłam.
- Jak miło,
że najpierw doprowadzasz mnie do takiego stanu, a potem się martwisz – rzuciłam
z chichotem.
- Ja się
nie martwię – warknął mężczyzna, a ja otworzyłam oczy.
- Ta,
jasne, a mnie wcale nie boli – odpyskowałam mu. – Jakbyś się nie martwił, to
byś tutaj nie przychodził.
- Ja tylko
sprawdzam twój stan – warknął lekko zdenerwowany.
-
Sprawdzanie mnie jest równe z martwieniem się – rzuciłam z chytrym uśmieszkiem,
bo wiedziałam, że już wygrałam tą bitwę na argumenty.
- Eh, no dobra,
uznajmy, że się martwię – powiedział zrezygnowany, a ja uśmiechnęłam się
szeroko.
- To jak
się nazywasz, nieznajomy? – zapytałam z oficjalnym tonem, a mężczyzna
uśmiechnął się lekko pod nosem.
- William,
o pani – wstał i ukłonił się dostojnie, a ja zaczęłam się śmiać. Jakoś ode
chciało mi się go zabijać… wydawał się sympatyczny, jeżeli wampir może być
sympatyczny.
- Patricia,
miły panie – powiedziałam i spróbowałam się ukłonić na siedząco i przy tym nie
narazić się na ból. Musiało wyglądać to przekomicznie, ponieważ William zaczął
się melodyjnie śmiać z moich poczynań. – Och, nie nabijaj się już, bo zachce mi
się ciebie zabić.
- A nie
chciałaś? – zapytał zdziwiony, ale po chwili na jego usta wypłynął
półuśmieszek.
- Jakoś na
razie nie pociąga mnie ta opcja – powiedziałam i spróbowałam podnieść się z
kanapy, ale to zaowocowało kolejną falą bólu. Zacisnęłam szczękę, tak, aby nie
wydać z siebie dźwięku, ale nie wyszło mi to zbyt dobrze. Wampir, widząc mój
ból, podszedł do mnie szybko, wziął na ręce i skierował się na górę.
- Co ty do
cholery robisz?! – warknęłam zaskoczona jego zachowaniem. Popatrzył na mnie z
góry i uśmiechnął się z politowaniem.
- Wynoszę
cię na górę, bo jak tak dalej pójdzie, to dostaniesz jakiegoś krwotoku – odpowiedział
spokojnie William, a ja westchnęłam i dałam się nieść. – Który twój pokój?
- Drugie
drzwi na lewo – odparłam i oparłam głowę o jego ramię. Kiedy weszliśmy do mojej
sypialni, delikatnie położył mnie na łóżku.
- Gdzie
masz apteczkę? – zapytał rzeczowo, a ja popatrzyłam na niego dziwnie… Po co mu
była apteczka?
- W szafce
w łazience – odpowiedziałam niepewnie. Po chwili William wrócił i ukląkł
obok mojego łóżka. Chciał ponieść moją
koszulkę, ale przybiłam mu ręce.
- Co ty
robisz?! – zapytałam zła, że chce się do mnie dobrać.
- Chcę
zobaczyć, jak bardzo to jest poważne – mówiąc to wskazał na mój brzuch.
- No dobra –
westchnęłam zrezygnowana, bo nawet jeżeli bym się kłóciła, to pewnie zrobiłby
to siłą. Podwinęłam koszulkę, a on zaczął odwiać bandaże. Kiedy skończył nadal moja dolna część była pokryta
siniakami.
- Nie
wygląda to zbyt dobrze – stwierdził wampir.
- Co ty nie
powiesz, Sherlocku – powiedziałam sarkastycznie, a on posłał mi obojętne
spojrzenie.
- Tabletki
przeciwbólowe? – zadał pytanie.
- W kuchni
nad piekarnikiem – odparłam i odchyliłam głowę z westchnieniem. Nie minęło
kilka sekund, a on był z powrotem z dwiema tabletkami i szklanką wody.
- Zażyj –
polecił, a ja niepewnie wzięłam tabletki do ust. – Zajrzę jeszcze kiedyś, a
teraz odpoczywaj.
- Dobra…
Cześć – powiedział, a ja zaczęłam się robić senna. Zamknęłam oczy i odpłynęłam
w świat marzeń.
Cześć!
Przychodzę z nowym rozdziałem, na który musieliście długo czekać... Za co Was bardzo przepraszam!
Co sądzicie? Jak wrażenia? Zachęcam do komentowania :)
Pozdrawiam, Patrycja
William? *landface*
OdpowiedzUsuńNo,no,no może w końcu będzie czas na romanse :D
Tylko szkoda,że nadal nie potrafi zapomnieć o swoim chłopaku,nadal mam nadzieję,że to tylko taki żart czy coś i on tak naprawdę przeżył ;o
Weny!
Zdradzę ci, że na początku myślałam o zmartwychwstaniu Rasto, ale potem stwierdziłam, że wyszedłby z tego kiczowaty romans, kiedy musiałaby wybrać między nim, a Williamem xD
UsuńAle pojawi się jeszcze :)