piątek, 6 maja 2016

Rozdział X



Jechałam autostradą z 130 km/h, słuchając przy tym swojej ulubionej playlisty. Za około godzinę miałam dotrzeć do celu, czyli Jackson. Śpiewałam ze swoim ulubionym zespołem, kiedy dostałam sms – a do Quinna.
„Nie musisz się spieszyć, bo miałem pilny wyjazd i będę dopiero jutro rano” – taką treść zawierała wiadomość. Czyli miałam prawie cały dzień dla siebie. Przyspieszyłam, bo miałam już kilka planów na dzisiejszy dzień.
Zajechałam pod swój dom rodzinny i zabrawszy walizki, weszłam do środka. Uderzył mnie zapach… domu. Stęskniłam się za tym miejscem. Zamknęłam drzwi nogą i skierowałam się schodami do swojego pokoju. Zostawiłam tutaj większość rzeczy, więc sypialnia wyglądała jak przed przeprowadzką. Rzuciłam się na łóżko i westchnęłam. Dochodziła dwunasta, a ja poczułam, jak burczy mi w brzuchu. Wyjęłam z torby portfel i telefon. Pogoda była nawet w miarę, więc postanowiłam zrobić sobie spacer do jakieś restauracji. Jesień w Jackson nic się nie zmieniła, przez te dwa lata.
Przechodząc obok jednego z zaułków usłyszałam jak ktoś komuś grozi. Spojrzałam i zobaczyłam, jak dwaj dwunastolatkowie próbują okraść jakąś małą dziewczynkę. Ruszona tą sytuacją, podeszłam do dzieciaków.
- Nie ładnie, to tak okradać słabszych – powiedziałam i podniosłam chłopców za kołnierze. – Żebym was więcej nie widziała.
Kiedy ich puściłam, pobiegli czym prędzej przed siebie. Uśmiechnęłam się i odwróciłam w stronę dziewczynki. Miała spuszczoną głowę, więc kucnęłam przed nią.
- Nic ci nie jest? – zapytałam przyjaźnie, a dziewczynka podniosła na mnie wzrok szmaragdowych oczu. Były takie same, jak… Rasto. – Sabine?
- Skąd znasz moje imię? – zapytała lekko przestraszona dziewczynka.
- To ja, Patricia – powiedziałam i po chwili poczułam, jak Sabine przytula się do mnie.
- Tęskniłam, wiesz? – powiedziała uśmiechnięta dziewczynka.
- Ja za tobą też – rzuciłam i wstałam. – Idziesz ze mną na obiad, a potem odprowadzę cię do domu, dobra?
- Tak – powiedziała uradowana i trzymając się za ręce poszłyśmy do jakieś knajpki.

Kiedy zjadłyśmy, musiałam odprowadzić dziewczynkę do domu. Trochę obawiałam się spotkania z państwem Martinez. Stojąc przed drzwiami, przełknęłam głośno ślinę. W drzwiach stanął pan Martinez i jego wyraz twarzy wyrażał zaskoczenie.
- Tato, pamiętasz Patricię, uratowała mnie dzisiaj! – zawołała ucieszona Sabine, a ja uśmiechnęłam się lekko.
- Dzień dobry, panie Martinez – powiedziałam uprzejmie.
- Patricia, nie poznałem cię, wybacz – powiedział i zaprosił mnie do środka.
- Za to pan nic się nie zmienił – powiedziałam z uśmiechem o weszłam do domu.
- Kochanie, kto przyszedł? – zapytała z kuchni pani Martinez.
- Wyjdź, to sama się przekonasz – odparł tajemniczo jej mąż. Kobieta stanęła w drzwiach i była tak samo zaskoczona jak pan Martinez.
- Dzień dobry – powiedziałam z uśmiechem. Chwilę potem zostałam zamknięta w uścisku przez mamę Sabine.
- Patricia, miło cię widzieć! Chcesz herbatę, czy kawę? - zapytała uśmiechnięta kobieta.
- Kawę, poproszę – odpowiedziałam i udałam się razem z Sabine i jej tatą do salonu. Po kilku minutach dołączyła do nas jej mama. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, którą przerwała pani Martinez.
- Co u ciebie słychać? – zapytała.
- Przyjechałam do Jackson na jakiś czas – odpowiedziałam. – A u państwa?
- W tym domu jest teraz inaczej, ale nie możemy się nudzić, bo Sabine rozrabia za dwoje – powiedział z lekkim uśmiechem pan Martinez. – A o co chodziło, że uratowałaś ją dzisiaj?
- Dopiero co przyjechałam i zrobiłam się głodna, postanowiłam się przejść i w jeden z bocznych uliczek jakiś dwóch chłopców chciało okraść Sabine, ale zdążyłam zainterweniować w odpowiedniej chwili i nic się nikomu nie stało – streściłam im całe zdarzenie.
- Dziękujemy ci bardzo – powiedziała z wdzięcznością w głosie pani Martinez.
- Nie ma za co – rzuciłam z miłym uśmiechem. – A jak się państwo trzymają po…
Nawet po dwóch latach przez gardło nie może mi przejść „śmierć Rasto”.
- Tęsknimy za nim i to bardzo, ale nie będziemy rozpaczać całe życie – odpowiedział pan Martinez. – Mamy jeszcze Sabine, a ona rozrabia za dwoje.
Uśmiechnęłam się lekko, kiedy wyobrażałam sobie, jaką rozbójniczką musi być dziewczynka.
- A ty jak się trzymasz? – padło pytanie ze strony mamy Rasto.
- Po zakończeniu roku, totalnie się załamałam i odcięłam do rodziny i przyjaciół… Ale zrozumiałam, że muszę żyć dalej – odpowiedziałam po chwili. Nastała cisza, w której zajęłam się swoją prawie dopitą kawą.
- Dziękuję, za kawę, ale muszę już uciekać, bo mam jeszcze jedno spotkanie dzisiaj – powiedziałam i powoli podniosłam się z kanapy.
- To my dziękujemy, że pomogłaś Sabine – powiedział mężczyzna z uśmiechem.
- Jeżeli będą państwo czegoś potrzebować, proszę dzwonić – powiedziałam i skierowałam się do wyjścia. – Do widzenia.
Kiedy znalazłam się za drzwiami wzięłam głęboki oddech. W momencie wejścia do domu Martinezów, uderzyły mnie wszystkie wspomnienie. Pomimo tych dwóch lat, dalej czułam lekki ból w sercu na każde wspomnienie Rasto.
Skierowałam się do domu, ponieważ musiałam odwiedzić jeszcze jedno miejsce zanim pojadę do Quinna.

Przebrałam się w dresy i jakiś luźny top. Zabrałam torebkę, do której włożyłam ręcznik z butelką wody. Zgarnęłam kluczyki i wsiadłam do samochodu. Skierowałam się w stronę miejsca, gdzie pierwszy raz zobaczyłam Rasto, czyli do Clarka.
Jechałam dobrze znaną mi drogą, aż w końcu zaparkowałam przed budynkiem. Nic się nie zmieniło. Dalej ten sam szyld, ta sama elewacja… Weszłam do środka i zobaczyłam, że nie ma wielu osób. Było dość wcześnie, więc pewnie to było powodem takich „pustek”. Zaczęłam wypatrywać właściciela siłowni. Szłam powoli i stwierdziłam, że wszystko wygląda tak, jak dwa lata temu. Znalazłam Clarka, kiedy stał tyłem do mnie i oglądał zdjęcia swoich najlepszych uczniów i wychowanków.
Na całej ścianie znajdowały się zdjęcia z podpisami i krótkimi opisami. Po cichu podeszłam do niego i stanęłam obok. Centralnie przede mną wisiała moja fotografia, z czasów liceum.
- Nie miałeś lepszego zdjęcia? – zapytałam z lekkim uśmieszkiem, który powiększył się, kiedy Clark podskoczył ze strachu.
- Jakiego zdj… - nie dokończył, bo kiedy mnie zobaczyła zamarł. – Patricia…?
- We własnej osobie – potwierdziłam z uśmiechem. Po chwili mężczyzna otrząsnął się i zamknął mnie w żelaznym uścisku. – Dusisz!
- Och! Wybacz, tęskniłem – powiedział i mnie puścił. – Gdzieś ty się podziewała?
- Musiałam trochę odreagować –odpowiedziałam obojętnie. – Ale na razie jestem w Jackson.
- Chciałabyś potrenować? – zaproponował mężczyzna z błyskiem w oku.
- Już myślałam, że nie zapytasz – rzuciłam z uśmiechem. – Musimy się policzyć za zdjęcie.
- To było jedyne, do jakiego miałem dostęp! – tłumaczył się Clark. – Koniec gadania, czas dać ci wycisk, jak za dawnych lat. Zachichotałam i ubrałam rękawice. Ustawiłam się w pozycji wyjściowej i zaczęłam się lekko rozgrzewać, wyprowadzając kilka prostych.
- Zapuściłaś się, moja panno! – krzyknął z wrednym półuśmieszkiem Clark. – Postaraj się!
Zaczęłam atakować bardziej agresywnie, ale to i tak nie było najlepiej. Po kilkunastu minutach opuściłam ręce zdyszana. Przez studia straciłam kondycję i siłę.
- Co ci jest? – zapytał z troską w głosie mężczyzna.
- Nic, po prostu rozleniwiłam się trochę – odpowiedziałam, na co on zaczął się śmiać.
- To widzę, ale co się stało z twoją kondycją?!
- To przez studia – odparłam i zdjęłam rękawice. – Ale spokojnie, mam zamiar, po dzisiejszym treningu znowu wziąć się za siebie.
- Dobrze dla ciebie, że sama doszłaś do takiego wniosku – rzucił Clark ze śmiechem. – Już miałem ci głosić kazanie.
- Może innym razem, bo mam jeszcze jedno spotkanie, więc będę się zbierać – powiedziałam i skierowałam się pod prysznic. Odświeżona wsiadłam do samochodu i pojechałam prosto do siedziby Łowców. Ciekawiło mnie, jak diabli, czego chce Clein. Już za chwilę miałam się tego dowiedzieć.

Cześć! 
Wybaczcie, że rozdział tak późno i jeszcze taki krótki, ale nie miałam kiedy go napisać i brakowało mi pomysłu... Ale następny będzie trochę śmieszny/dłuższy/wyjaśniający :)
A tak w ogóle, co sądzicie? Jak wrażenia?

Pozdrawiam, Patrycja :)

1 komentarz:

  1. Rozdział jak zawsze świetny ;) dobrze, że spotkała się z rodziną zmarłego... i że uratowała Sabine ^^ i dobrze, że poszła na trening ;)
    Już nie mogę doczekać się next ;D
    Pozdrawiam i weny ;*

    OdpowiedzUsuń