Dzisiaj nadszedł dzień, w którym
spróbuje odbić Finally i Juliett. Postanowiłam to zrobić pod osłoną nocy, gdy
wszyscy „będą” spać, ale nie miałam pewności, czy mi się uda. Odrzuciłam szybko
pesymistyczne myśli i zaczęłam pakować swoje sztylety m. in. do butów, pod
bluzę, do kieszeni.
Gotowa stanęłam przed lustrem, by
zobaczyć siebie w całej okazałości oraz, by dodać sobie otuchy. Czarne
legginsy, czarna bluza z kapturem, rękawiczki, trampki.
„Głosie, będziesz mi dziś pomagał?” –
zapytałam przeczuwając, jaka będzie odpowiedź.
„Zawsze i wszędzie” – odparł z powagą
mój głos, wierny przyjaciel i sprzymierzeniec.
Wzięłam jeszcze kilka głębokich wdechów
i zeszłam po cichu na dół. Otworzyłam drzwi wejściowe, a za nimi oparty o
balustradę stał… Lucas. Po jego prawej stronie siedział Danny, a na ławeczce
siedział John. Gdy otworzyłam szerzej drzwi, swoje spojrzenia wbili we mnie.
- Co wy tu robicie?! – zapytałam ostrym
szeptem, by mama nie usłyszała z sypialni.
- Gdy powiedziałem ci o Finally i
Juliett, wiedziałem, że coś kombinujesz – odszepnął spokojnie Danny.
- Gdy wilkołak opowiedział mi, co ci
powiedział, czułem, że spróbujesz im jakoś pomóc, ale nie spodziewałem się, że
będziesz chciała pchać się w gniazdo szerszeni – szepnął Lucas z lekkim
gniewem.
- Dobra, ale to nie tłumaczy, dlaczego
tu jesteście – powiedziałam zamykając cicho drzwi.
- Nie myślałaś chyba, że puścimy cię
samą w paszczę lwa – rzucił Danny z lekkim zaskoczeniem. Patrzyłam na nich
zdziwiona. John do tej pory siedział cicho, ale w końcu zabrał głos.
- Patricia, jesteś w poważnych tarapatach
– zaczął spokojnie wampir. – Mistrzowie prawdopodobnie powiedzieli o tobie
Werdowi i możliwe, że wyznaczyli za ciebie nagrodę… - przerwał na chwilę. – Gdy
elfik zadzwonił do mnie, chociaż dalej nie wiem, skąd wziął mój numer… ale do
rzeczy, powiedział, że masz zamiar ratować rodzinę jakiegoś wilkołaka z klanu
Werda… Myślałem, że krew mnie zaleje – powiedział szeptem, ale słychać w nim
było nuty gniewu. Westchnęłam i w jednej chwili dostałam olśnienia.
- Czyli wszyscy idziecie ze mną? –
zapytałam, a oni pokiwali głowami. – To mam genialny plan.
- Już się boję – mruknął Lucas.
Uśmiechnęłam się lekko.
- I powinieneś… Danny, czy możesz iść
do domu tego całego Werda?
- Powinni mnie wpuścić, a co?
- Danny, otworzysz nam drzwi, a my pod
osłoną, jaką wytworzę wejdziemy za tobą do środka – poinformowałam ich. – Ja,
Lucas i John pójdziemy poszukać Finally i Juliett, a Danny w tym czasie będzie
musiał zagadać Werda, jak długo się da.
- Ok, ale jak wyprowadzisz moją żonę i
córkę? – zapytał wilkołak.
- Wytworzę im osobną osłonę i wypuszczę
w noc, gdzie będzie na nie czekał jeden z zaufanych wampirów Johna –
powiedziałam podkreślając słowo „zaufanych”.
- Najbardziej zaufana osoba stała się
popiołem – rzucił ze smutkiem mój ojczym. – Ale powinienem kogoś znaleźć.
- Ja jestem gotowa, a wy? – zapytałam zatrzymując
wzrok na każdym z nich. – Lucas, wiesz, że jeśli ci się coś stanie, Clary mnie
zabije?
- Sam bym to zrobił, zaraz, gdy
dowiedziałem się o twoim samobójczym pomyśle – odpowiedział chłopak z lekkim
uśmiechem. Odpowiedziałam tym samym.
- Przedstawienie czas zacząć –
powiedziałam, a w moich oczach pojawiły się dziwne iskierki. Całą czwórką
wkroczyliśmy w ciemność nocy.
Staliśmy za Danny’ m na werandzie
starej, ale zadbanej willi. Wilkołak zadzwonił dzwonkiem i czekał, aż mu
otworzą. Wytworzyłam tarczę, dzięki której, byliśmy niewidzialni, niesłyszalni
i niewyczuwalni. W jednej chwili drzwi stanęły otworem i ukazał się nam dość masywny
wilkołak z dużą blizną przez całe oko. Mimowolnie przełknęłam ślinę.
- Przyszedłem do Werda – powiedział rzeczowym
tonem Danny.
- Powiem, ci, że twoje żoneczka jak na
tak długi pobyt tutaj dalej walczy – powiedział z obleśnym uśmieszkiem wilkołak.
Pewnie bym mu przywaliła w twarz, gdyby Lucas nie przytrzymał mojej ręki.
Widziałam, jak Danny zaciska szczęki.
- Wpuścisz mnie, czy mam tak stać jak
słup soli? – zapytał chłopak lodowatym głosem. Mięśniak przesunął się, by Danny
mógł przejść. Musieliśmy się śpieszyć, by zdążyć zanim wilkołak zamknie drzwi.
Danny, gdy przechodził obok mężczyzny walnął go z barku, tak, że tamten
zapomniał na chwilę o drzwiach. Wślizgnęliśmy się do środka.
- Trafisz chyba – rzucił mięśniak. –
Piesku…
Wyzwisko powiedział po cichu, tak by
nikt, go nie usłyszał, ale słyszał to wampir, elf i hybryda. Gdy przechodziliśmy
obok grubasa pokazałam mu język. Czułam, jak John kręci zrezygnowany głową.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Zacznijmy zabawę – powiedziałam cicho
do swoich towarzyszy. „To będzie nieziemska zabawa.” – powiedział mój głos. „Wiem.”.
Wytworzyłam każdemu z nas osobną tarczę. – Jeżeli ktoś je znajdzie, mówi, a
usłyszymy to tylko my.
Pokiwali twierdząco głowami i zniknęli,
każdy w innej części domu. John poszedł sprawdzić piwnicę, Lucas cały parter, a
ja musiałam sprawdzić piętro i strych. Wyjęłam dwa sztylety i weszłam po
schodach na górę.
Było tam pełno drzwi, tego samego
koloru i rozmiaru. Na szczęście każde drzwi były podpisane, więc nie musiałam
sprawdzać wszystkich. Jedne z drzwi na końcu były podpisane „GABINET SZEFA”.
Usłyszałam zza nich głos Danny’ ego i prawdopodobnie Werda. Nie miałam czasu,
by podsłuchać o czym rozmawiają, bo miałam na uwadze życie Finally i Juliett.
Na piętrze nie znalazłam dziewczyn, więc została możliwość, że są na strychu.
Weszłam powoli na górę pojedynczymi
schodami. Na ich końcu stały drzwi, których pilnował jakiś przysypiający młody
wilkołak. Podeszłam do niego po cichu. Nie miałam ochoty kończyć jego życie,
więc zgodnie z instrukcją mojego głosu rzuciłam coś w stylu zaklęcia, które
spowodowało, że chłopak zasnął. Wyjęłam z jego ręki klucz i otworzyłam nimi drzwi.
Zaskrzypiały cicho, na co się lekko skrzywiłam.
Wewnątrz pomieszczenia panował półmrok.
Jedynym źródłem światła była mała lampka nocna położona na stoliku obok łóżka.
W łóżku spały Finally i Juliett. Zamknęłam za sobą drzwi i zniknęłam osłonę.
Podeszłam do łóżka i szturchnęłam lekko jasną blondynkę. W jednej chwili
obudziła się i przygarnęła, jak przypuszczałam Juliett, do swojej piersi.
- Spokojnie, Finally, jestem tu, by was
uwolnić – poinformowałam ją szeptem.
- Stąd nie da się uciec – powiedziała cicho
kobieta ze strachem w oczach.
- Przyszłam tutaj z twoim mężem, Danny’
m i kilkoma znajomymi, by was wyciągnąć – powiedziałam cicho i spokojnie.
- Skąd znasz Danny’ ego? – zapytała Finally.
- Uratował mi kiedyś życie, a potem ja
jemu i tak się poznaliśmy – odpowiedziałam.
- Skąd mam wiedzieć, czy nie chcesz
poderwać mojego męża? – zapytała z lekką nutą zazdrości w głosie kobieta.
Zaczęłam cicho chichotać.
- Nie mam zamiaru rozwalać waszej
rodziny, bo mam chłopaka – odparłam z uśmiechem. – Ale to jest rozmowa na
dłuższy czas, którego mamy teraz zbyt mało.
- Jak chcesz nas stąd wyprowadzić?
- Wytworzę dla ciebie, siebie i twojej
córki osłonę i wyprowadzę was na zewnątrz, gdzie będzie czekał na was jeden z
zaufanych wampirów mojego ojczyma. Nazywa się Hyde i musisz powiedzieć już na
dworze jego imię, a on przyjdzie i odprowadzi was do samochodu, który zawiezie
was w bezpieczne miejsce – poinformowałam ją. – Rozumiesz?
- Tak – odpowiedziała i wstała z łóżka
wraz z Juliett. Ubrały się, pozbierały swoje rzeczy i stanęły naprzeciwko mnie.
Wymamrotałam jakieś zaklęcie i wszystkie miałyśmy już osłony. Ostrożnie
otworzyłam drzwi. Wilkołak jeszcze spał, więc wypuściłam dziewczyny pierwsze, a
ja zamknęłam drzwi na klucz, który później włożyłam do ręki wilkołakowi.
Pstryknęłam palcami obok jego głowy, a on momentalnie się obudził. Nie wiedział
nas, więc spokojnie zeszłyśmy schodami na parter.
- Znalazłam je, akcja zakończona
sukcesem – powiedziałam, by poinformować mojego przyjaciela i ojczyma.
Podeszłyśmy do drzwi frontowych, przy których siedział mięśniak. Bałam się go
trochę, ale musiałam przełamać swój strach. Musiałam wymyślić, jak go
podpuścić, żeby otworzył drzwi. Wpadłam na pewien pomysł.
- Zaczekajcie tu, a gdy drzwi się
otworzą, biegnijcie ile sił w nogach – poinstruowałam je.
- A co z tobą? – zapytała z troską
Finally.
- Jakoś sobie poradzę – rzuciłam z
uśmiechem i zniknęłam jej z pola widzenia. Zauważyłam, że w salonie było
otwarte okno, tak, bym mogła się zmieścić. Dziękowałam losowi, za jego
przychylność. Cicho wygramoliłam się z domu i stanęłam przed drzwiami
frontowymi. Wzięłam głęboki wdech.
- Chłopaki, ustawcie się obok drzwi, a
gdy się otworzą wychodźcie – powiedziałam zdeterminowana.
Zadzwoniłam dzwonkiem i czekałam. Gdy drzwi
się otworzyły wytworzyłam wiatr, chociaż wtedy nie wiedziałam za bardzo, jak to
zrobić. Ale mimo to osiągnęłam swój cel. Wilkołak cofnął się do tyłu otwierając
szerzej drzwi. Widziałam, jak wszyscy wychodzą z domu. Wszyscy, oprócz Danny’
ego. Gdy wyszli i grubas miał zamykać
drzwi szybko wbiegłam do środka. Musiałam wyciągnąć stąd wilkołaka.
Pobiegłam na górę i zatrzymałam się
przed drzwiami gabinetu Werda. Słyszałam w środku głos Danny’ ego, który był przepełniony
gniewem. W tem przypomniałam sobie, że mam numer mężczyzny i nie czekając
dłużej zaczęłam dzwonić. Zza drzwi słychać było jego dzwonek.
- Halo?
- Cześć, przyjacielu, słuchaj, jest
taka sprawa – zaczęłam kłamać jak z nut. – Coś jest nie tak z moim motorem i
czy mógłbyś na niego spojrzeć?
- Pewnie, ale musi to być teraz? –
zapytał świetnie wpasowując się w swoją rolę.
- No wiesz… Mam dzisiaj jeszcze jeden
wyścig i nie chciałbym, w najlepszym przypadku, trafić do szpitala –
powiedziałam.
- Zobaczę co da się zrobić - powiedział.
– Teraz muszę kończyć, mam ważne spotkanie.
- Dzięki wielkie i do zobaczenia.
Rozłączyłam się i zaczęłam podsłuchiwać
rozmowę zza drzwi.
- Przepraszam, Werd, ale muszę pomóc
przyjaciółce z motorem, ale to zapewne słyszałeś – powiedział Danny.
- Nic nie szkodzi, ale będziemy musieli
dokończyć naszą rozmowę – powiedział drugi wilkołak. Usłyszałam, że wstają i
mają zamiar wychodzić. Pognałam schodami w dół i ustawiłam się pod drzwiami, by
w szybkim tempie opuścić to miejsce.
Danny stanął obok mnie, kompletnie
nieświadomy mojej obecności.
- Dogadałeś się? – zapytał od niechcenia
mięśniak.
- Tak jakby, ale jeszcze was odwiedzę –
odparł wilkołak. Otworzył drzwi i wyszedł z domu, a ja za nim. Odetchnęłam z
ulgą, gdy siedzieliśmy wszyscy w samochodzie w drodze do mojego domu.
- Dlaczego nie jedziemy do mnie? –
zapytał Danny po długiej chwili ciszy.
- Ponieważ, gdyby Werd znalazł nas u
ciebie, pozabijałby nas jak kaczki – powiedziałam spokojnie. On przytaknął i
resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu.
Weszliśmy do mojego domu. Wprowadziłam
wszystkich do kuchni.
- Musimy być cicho, żeby nie obudzić
mojej mamy i kuzynki – powiedziałam szeptem. – Danny, musicie wyjechać stąd jak
najszybciej.
- Wiem, ale musimy się jeszcze spakować
– powiedział wilkołak.
- Pojedziecie do domu razem z Hyde’ em,
jako obstawą – powiedziałam poważnie. – Weźmiecie najpotrzebniejsze rzeczy i
wyjedziecie.
- Dobra – przytaknął Danny.
- A dostanę sms z miejscem waszego
pobytu? – zapytałam z lekkim uśmieszkiem.
- Dowiesz się pierwsza i jedyna –
odpowiedział wilkołak z uśmiechem.
John został w kuchni razem z Lucasem, a
ja poszłam pożegnać się z rodziną Danny’ ego.
- Nawet nie wiesz, jak wielki mam dług
u ciebie – powiedział chłopak. – Dziękuję.
Przytulił mnie, a jego miejsce zajęła
jego żona Finally.
- Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy
– powiedziała z uśmiechem. – Dziękuję i z całego serca.
- Na pewno się zobaczymy – powiedziałam
z uśmiechem i objęłam kobietę. – I nie ma za co.
Poczułam lekkie ciągnięcie za spodnie.
Zobaczyłam w dół, gdzie Juliett patrzyła na mnie oczami w tym samym kolorze co
swojego taty.
- Dziękuję – powiedziała dziewczynka i
mocno mnie przytuliła, gdy kucnęłam przed nią. – Znowu mogę być z mamą i tatą.
Uśmiechnęłam się i puściłam
dziewczynkę.
- Uważajcie na siebie – powiedziałam za
nimi. Poczekałam, aż odjadą i wtedy weszłam do domu. Z mojej twarzy nie znikał
uśmiech. W oczach była ulga i radość, że nam się udało. Wszyscy, którzy brali
udział w akcji ratunkowej byli świadomi, że możemy zostać zdemaskowani, a wtedy
byłoby bardzo źle.
Pożegnałam Lucasa oraz Johna. Wyszłam
na górę do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic i zasnęłam prawie od razu.
Co sądzicie o tym rozdziale?
Chciałam Was przeprosić, że nie dodałam rozdziału w sobotę, ale jestem uzależniona od gier komputerowych, więc można powiedzieć... zagrałam się ;P
Powiem Wam, że następny rozdział będzie bardziej romantyczny...., ale więcej dowiecie się jeszcze w tym tygodniu ;)
Zachęcam do komentowania i wyrażania swojej opinii ;P
Warto było tak długo czekać na ten rozdział :) Wyszedł super :D
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać na dalszą część! Weny życzę :)
Oh...jak się cieszę,że ta akcja szczęśliwie się skończyła.
OdpowiedzUsuńBałam się,że koś zginie(za dużo się naczytałam mang).
Mam nadzieję,że rodzina Dannego będzie żyła szczęśliwie i że Patrycji się nic nie stanie.
Pozdrawiam :)
świetny rozdział, masz prawdziwy talent *,* Zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuń