W
poniedziałek pojechałam na moim motorze do szkoły. Gdy tylko zaparkowałam przed
budynkiem szkoły, od razu zleciało się dużo uczniów klas mniejszych i wyższych.
-
Wow, co za maszyna. Skąd masz? – zapytał ktoś.
-
Dostałam na urodziny – odpowiedziałam zabierając rzeczy i idąc w stronę
wejścia. Gdy dotarłam do swojej szafki pierwsze co rzuciło mi się w oczy to
była karteczka z napisem
„Zemszczę
się, Cooper”
Czytając
to wybuchnęłam cichym śmiechem. Zastanawiałam się, co Jeff i jego kumple mogą
mi zrobić. Zabrałam swoje książki i poszłam na lekcje.
Wychodząc
ze szkoły po ostatniej lekcji zobaczyłam, że obok mojego motoru zgromadziło się
zbiorowisko. Gdy podeszłam bliżej o mało nie dostałam zawału. Cała obudowa była
zrysowana napisami typu „szmata”, „wywłoka” itp. Nie panowałam nad swoim
ciałem. Całe zaskoczenie zmieniło się w gniew. Poszłam zdenerwowana w stronę
Jeff ’a, który głupkowato się uśmiechał.
-
Debilu, co zrobiłeś?! – wrzasnęłam na niego.
-
Widziałaś prezent – powiedział. Akurat zdjęli mu bandaż z nosa, a ja korzystając
z okazji, a dokładnie skorzystała na tym moja ręka, walnęłam do znowu.
Odwróciłam się z półuśmieszkiem. Poczułam za sobą ruch, chyba Jeff chciał mnie
uderzyć, ale w porę kucnęłam i podbiłam mu nogi.
-
Następnym razem uważaj z kim zadzierasz – warknęłam na niego. Odeszłam w stronę
motoru. Chyba pieniądze z wyścigu będę musiała przeznaczyć na renowację
karoserii.
Drogę
do domu pokonałam zastanawiając się co ja mam począć z Jeffem. Dojechałam około
piętnastej, wzięłam pieniądze i pojechałam do mechanika.
-
Co pani zrobiła? – zapytał pracownik, gdy tylko zobaczył mój skarb.
-
Podpadłam jednemu gościowi w szkole – odpowiedziała. – Dostał już za swoje.
Uśmiechnął
się i zaczął pracę. W czasie naprawy poszłam do kawiarenki po drugiej stronie
ulicy i zamówiłam kawę. Czekanie minęło mi szybko, ponieważ wzięłam ze sobą
książkę. Weszłam do warsztatu, gdy mechanik kończył pracę.
-
Poprawiłem pani jeszcze hamulce – powiadomił mnie.
-
Dziękuje bardzo – powiedziałam z uśmiechem i zapłaciłam.
-
Polecam się na przyszłość.
Wyjechałam
z warsztatu i zaczęłam się zastanawiać co mam teraz robić. Gdy licznik
pokazywał 100 km/h olśniło mnie i skierowałam się w stronę domu. Wskoczyłam do
niego tylko po torbę z rzeczami.
Po
półgodzinnej jeździe byłam już na miejscu, a mianowicie przed siłownią Clarka.
Clark to facet po czterdziestce, kiedyś był zawodowym bokserem, ale doznał
kontuzji i ożenił się. Trenował mnie od przeszło trzech miesięcy.
-
Cześć, Clark – przywitałam się z lekkim uśmiechem.
-
Hej, Patricia – powiedział odwzajemniając uśmiech. – Ciężki dzień?
-
Nawet nie wiesz jak – odpowiedziałam i weszłam na ring. Zaczęliśmy powoli, a ja
opowiedziałam Clarkowi o wydarzeniach dzisiejszego dnia.
-
Zarobił dobrze wyprowadzonego prostego – powiedziałam lekko zdyszana.
-
Uuu… To musiało boleć – odpowiedział i się wzdrygnął.
-
Szczerze, to drugi raz już mu przywaliłam – stwierdziłam.
-
Za co pierwszy raz? – zapytał, a ja wymierzyłam kilka mocnych uderzeń.
-
Dobierał się do mnie w szkole – powiedziałam obojętnym tonem.
-Czekaj,
czekaj, co robił?! - zapytał wzburzony i
obniżył rękawice.
-
Dobierał się do mnie – poinformowałam Clarka. – W nagrodę złamałam mu nos.
-
No i dobrze mu tak – stwierdził wesoło. – Szczerze sam bym mu przetrzepał
skórę.
Ucieszyłam
się w duchu, że Clark się o mnie martwi.
-
Mogę teraz poćwiczyć z przeciwnikiem? – zapytałam po chwili przerwy.
-
Ok, tylko nie zrób mu krzywdy – polecił z uśmiechem.
Naprzeciwko
mnie stanął chłopak starszy ode mnie o około dwa lata.
-
Patricia – przedstawiłam się.
-
Rasto – rzucił z uśmiechem. – Będę delikatny.
-
Ja nie, miałam fatalny dzień – zaczęłam – muszę się na kimś wyżyć.
Rasto
był wyższy ode mnie o mniej więcej trzydzieści centymetrów. Dobrze zbudowany, z
tego co wiem od Clarka to młody mistrz. Całość dopełniało to, że był brunetem o
szmaragdowych oczach. Moim skromnym zdaniem był naprawdę przystojny. Zaczęliśmy
od wyprowadzenia kilku lekkich prostych. Co jakiś czas wyleciałam z jakimś
mocniejszym ciosem. On tez nie próżnował. Skończyło się na remisie.
-
Nie spotkałem jeszcze osoby na podobnym poziomie co ja – powiedział z
uśmiechem.
-
Dzięki, bardzo mi pomogłeś – poinformowałam go z uśmiechem.
-
Poszła byś ze mną na kolację w piątek wieczorem – zapytał nieśmiało Rasto. Na
jego piękne kości policzkowe wypłynął lekki rumieniec.
-
Pewnie, gdzie i o której? – zapytałam.
-
Może w tej knajpie niedaleko stąd?
-
Nie wiem gdzie to jest – przyznałam się lekko się czerwieniąc.
-
Ok… To spotkajmy się to o 19.00 – powiedział.
-
Dobra, do zobaczenia – powiedziałam i pojechałam do domu. Idę na pierwszą
randkę od czasów Erica. Cóż za emocje. Mam cichą nadzieję, że się zbłaźnię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz