Rozległ się
dźwięk budzika. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam, kiedy wyjeżdżałam.
Niechętnie zwlekłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki. Odświeżyłam się ubrałam w czarne rurki, białą koszulkę i moją
kochaną skórzaną kurtkę. Zeszłam do kuchni, i zjadłszy śniadanie,
pojechałam pod budynek Łowców. Ciekawość
mnie zżerała, czemu Quinn potrzebuje mojej pomocy. Zaparkowałam i zadzwoniłam
dzwonkiem.
Kiedy byłam
już w środku, skierowałam się prosto do gabinetu Clein’ a. Zapukałam i kiedy
usłyszałam „proszę” weszłam do pomieszczenia. Nic się nie zmieniło, od mojego
pierwszego pobytu tutaj.
- Dobry –
powiedziałam i przyjrzałam się człowiekowi siedzącemu za biurkiem. Na jego
głowie pojawiło się kilka siwych włosów, na twarzy kilka zmarszczek, ale oczy
dalej były pełne energii i czujne.
- Witaj,
Patricia – powiedział mężczyzna i uścisnął mi rękę. – Siadaj, bo mamy dużo do
omówienia. Kawy?
- O niczym
innym nie marzę – rzuciłam z uśmiechem. Chwilę potem miałam już filiżankę w
ręce. – Dobra, to co to za sprawa niecierpiąca zwłoki?
- Niestety
jest więcej spraw do przedstawienia – zaczął – po pierwsze, chciałbym prosić
cię o totalną dyskrecję w tych zadaniach.
- Dobrze –
powiedziałam i poczułam lekki niepokój.
- Chodzi o
to, że tylko moi najbardziej zaufani ludzie wiedzą, że przez ostatnie pół roku
Łowcy zaczęli ginąć w niewyjaśnionych okolicznościach – powiedział, a ja nie
dałam po sobie poznać, że wiem coś na ten temat.
- Rozwiń to
proszę – powiedziałam poważnie. Gdzieś w podświadomości włączyła mi się
kontrolka, że muszę chronić moich przyjaciół. Obawiałam się, że następna może
być Candy lub nawet Derek
- Osoby
ginęły najczęściej podczas rutynowych patroli po okolicy. Nawet nie wiemy, kto
na nich napadał, bo nikt nie przeżył jeszcze takiego spotkania i tutaj jest
prośba skierowana do ciebie i zespołu, który sama wybierzesz, chciałbym, abyś
rozwiązała sprawę tych morderstw – powiedział Quinn z powagą w głosie.
- Dobrze, a
ile osób nie żyje? – zapytałam, żeby mieć jakieś rozeznanie.
-
Znaleźliśmy łącznie 35 trupów – odpowiedział mężczyzna ze smutkiem.
- Mogłabym
dostać listę osób zamordowanych? – zapytałam i po chwili trzymałam już kartkę w
ręce. Przeglądając tak listę natrafiłam na jedno nazwisko, które spowodowało
spłynięcie łzy po moim policzku… Carlos Derkil, mój trener i mentor. Znalazłam
jeszcze imię asystentki Clein’ a. Zrobiło mi się smutno. Powiedziałam sobie, że
odnajdę osoby za to odpowiedzialne.
- Dobra,
następna sprawa – powiedziałam i popatrzyłam na mężczyznę. Chciałam jeszcze nie
myśleć o sprawie mordowania Łowców.
- Chciałbym,
abyś została trenerem jednej z grup Łowców. Ich instruktor niestety padł ofiarą
ataku – powiedział poważnie i z nutą nadziei w głosie.
- Masz jakąś
ich kartotekę, czy coś w tym stylu? – zapytałam, ponieważ chciałam trochę
dowiedzieć się o moich nowych wychowankach. Clein podał mi trzy teczki.
- Nie wiem,
czy ci to będzie pasowało, ale cała trójka to mężczyźni – powiedział mężczyzna,
a ja głośno westchnęłam. Zaczęłam przeglądać ich teczki… Jeremy, Mike i Filon…
Czułam, że to będzie świetna zabawa.
- Dobra,
muszę ich sprawdzić, a ty mi w tym pomożesz – powiedziałam do Quinna i zaczęłam
tłumaczyć mu swój plan.
Weszłam do,
opustoszałej teraz, Sali treningowej. Przede mną stało trzech mężczyzn,
czarnowłosy, blondynek i facet o jasnobrązowych włosach. Patrzyli na mnie
zaskoczeni, a ja starałam się udawać strach. Z punktu obserwacyjnego zabrzmiał
głos Clein’ a:
- Chłopaki,
wasz nowy trener chce zobaczyć, co potraficie – zaczął, tak jak go prosiłam. –
Za zadanie macie, pokonać tą dziewczynę.
Udawałam
strach, a oni patrzyli na mnie lekceważąco i ze współczuciem.
- Łatwizna!
Zrobię to z palcem w dupie – rzucił czarnowłosy z pobłażliwym uśmiechem.
- Co taka
dziewczynka może mi zrobić? – powiedział blondyn z pogardliwym prychnięciem. Za
wszelką cenę starałam się nie wybuchnąć, ale powoli kończyła mi się
cierpliwość.
- Trzeba
przygotować chusteczki, bo ktoś będzie płakać… Ale na pewno nie ja! – rzucił
ostatni z chłopaków. „Lekceważą cię” – powiedział mój głos z udawanym
współczuciem. „Podstawowy błąd” – odparłam i ledwo powstrzymałam uśmiech.
„Zacznijmy zabawę!” – krzyknął mój wewnętrzny przyjaciel.
Jak na
zawołanie w moim kierunku poleciał sztylet. Szybko mu umknęłam, ale znowu musiałam
unikać pocisków z pistoletów. Zbliżałam się coraz bardziej do mężczyzn. Każdy
starał się mnie zranić, ale nie pomyśleli, żeby pracować w grupie. Westchnęłam
zrezygnowana i postanowiłam to skończyć, żeby nie kaleczyć swojej
podświadomości.
Podbiegłam
szybko do rzucającego sztylety. Podcięłam mu nogi i wbiłam sztylet razem z
ubraniem w ziemię. Zabrałam kilka jego sztyletów i skierowałam się w stronę
pistoletów. Rzuciłam dwoma sztyletami, czym wytrąciłam mu pistolety z rąk.
Podbiegłam do niego i tak jak pierwszego, przypięłam sztyletem do ziemi.
Wykonałam uniki od strzał, które łucznik wysyłał w moją stronę. Szybko
wyrzuciłam mu łuk z ręki i przyszpiliłam do podłogi.
- QUINN! –
wrzasnęłam, bo wiedziałam, że planuje się ulotnić. - Nawet nie waż się stąd iść!
- Coś się
stało, Patricia? – zapytał spokojnie mężczyzna, a we mnie zaczęło wrzeć.
- Kogo ty mi
dałeś do wytrenowania?! Oni olewają podstawowe zasady! – krzyknęłam lekko
zdenerwowana. – Potrzebuję wolnej sali konferencyjnej. Muszę pogadać z moimi
wychowankami.
- Sala 4
jest wolna – powiedział z lekkim strachem w głosie Clein.
- Jak tam
dojść? – zapytałam już spokojniejsza.
- Ostatnie
drzwi po lewej na końcu korytarza – poinstruował mnie mężczyzna.
- Wy –
wskazałam na leżących mężczyzn – za pięć minut w sali numer 4.
Kiedy
wyszłam z pomieszczenia zaczęłam chichotać, a głos razem ze mną. „To ich
nastraszyłaś” – powiedział mój głos ze śmiechem. „Wiem, wiem” – rzuciłam i
skierowałam się do wskazanej przez Quinna sali. Kiedy sprawdziłam, że w
pomieszczeniu nie ma kamer, usiadłam na końcu stołu i czekałam na moich
podopiecznych. Dokładnie minutę przed końcem wyznaczonego czasu, do
pomieszczenia wgramolili się moi podopieczni.
- Siadać –
poleciłam poważnie, miałam taką wielką chęć zrobienia sobie z nich żartu. Ci
wykonali moje polecenie bez słowa. – Nazywam się Patricia Cooper i od dziś
jestem waszym nowym trenerem. Który z was, to Jeremy Cenel?
- To ja –
powiedział nieśmiało czarnowłosy.
-
Preferujesz tylko sztylety? – zapytałam rzeczowo, a on przytaknął. – Podczas
naszych treningów poćwiczymy z inną bronią. Mike Dinter?
- Ja –
rzucił blondynek, a ja powstrzymywałam uśmiech.
- Przy
strzelaniu brakuje ci precyzji i spokoju – powiedziałam. – Strzelasz jak typowy
Amerykanin, ale nauczymy cię angielskiego wyrafinowania.
- Więc ty
musisz być Filon Hunde? – zwróciłam się do ostatniego mężczyzny, a on
potwierdził to skinieniem głowy. – Celność w normie, ale musimy popracować nad
szybkością.
- Tak jest –
powiedział brązowowłosy, a ja się lekko uśmiechnęłam.
- Praktycznie
podczas naszej potyczki, wszyscy już bylibyście martwi – stwierdziłam. –
Musicie nauczyć się pracować w grupie. Zauważyłam, że każdy z was chciał
pokonać mnie samodzielnie, a to nie jest mądre – przerwałam na chwilę. –
Samemu, to możecie się od razu z życiem pożegnać.
- To kiedy
pierwszy trening? – zapytał Jeremy.
- Za
dokładnie dziesięć minut na sali treningowej – powiedziałam i wstałam ze
swojego miejsca. – Każda minuta spóźnienia, to kara.
Wyszłam z
pomieszczenia i pomaszerowałam prosto do szatni. Przebrałam jeansy na dresy i
włosy związałam w kitkę. Zobaczyłam, że zostało mi jeszcze pięć minut, więc
wygrzebałam z torebki słuchawki i schowałam je do kieszeni. Skierowałam się do
pokoju treningowego. Kiedy weszłam, zobaczyłam, że Candy ma ćwiczenia po
drugiej stronie pomieszczenia. Zobaczyła mnie i pomachała. Uśmiechnęłam się i
odwzajemniłam gest. Podeszłam do, czekających już na mnie, mężczyzn.
- Panowie,
dzisiaj pokażę wam, jak usłyszeć i sparować cios przeciwnika – powiedziałam. – Usiądźcie
na ziemi i skrzyżujcie nogi. Sama
zrobiłam to samo.
- Wyczyśćcie
umysł. Zdajcie się na słuch – powiedziałam powoli i dzięki temu uchyliłam się
przed sztyletem Candy. – Właśnie tak będziecie robić, bo wyćwiczeniu.
- Sorki,
Trish – krzyknęła fioletowowłosa.
- Nic mi nie
jest – odkrzyknęłam i popatrzyłam na swoich podopiecznych, których oczy, były
niczym spodki. – No co? Kiedyś dacie radę.
I tak
wałkowałam z nimi przez dwie godziny tajniki sztuki słuchania. Rzucałam w nich
piłeczkami do baseball’ a . Na początku się nie przykładali, ale jak dostali
kilka razy piłką w głowę, to wzięli sprawę na poważnie. Po jakieś półtorej
godzinie udało się im złapać po jednej piłce. W końcu skończyłam z nimi trening
i zapowiedziałam, że jutro mają tu być na godzinę jedenastą. Zanim opuściłam
siedzibę Łowców musiałam jeszcze dopytać się Clein’ a o moją grupę do sprawy
zamordowanych osób. Zapukałam do jego gabinetu i po chwili weszłam.
- Quinn, mam
do ciebie kilka próśb – zaczęłam. – Możesz mi jutro pokazać najświeższe ciało
jednego z Łowców?
- Jeżeli
pomoże ci to w śledztwie – odpowiedział smutno.
- I do mojej
grupy wsparcia mogę wziąć tylko zaufane osoby? – zapytałam, bo musiałam jakoś
zebrać drużynę.
- Tak, ale
to muszą być naprawdę zaufane osoby – odparł poważnie Quinn.
- Ok, dzięki
i do zobaczenia jutro – powiedziałam i wyszłam z kwatery Łowców. Wsiadłam do
swojego samochodu i pojechałam w stronę domu. Kiedy miałam zamiar już wchodzić
do domu, dostałam czymś ciężkim w głowę i straciłam przytomność.
Cześć Wam!
Sorka, że rozdział tak późno, ale nie wiedziałam za bardzo, jak rozwinąć go, żeby był dłuższy... A jak wymyśliłam wyszło aż 1400 słów xD
Wprowadzam zmianę, Alex nie jest jednak piksem, tylko demonem... A dlaczego, dowiecie się w przyszłości :) Zachęcam do komentowania ;)
Patrycja ;P
Rozdział super *.*
OdpowiedzUsuńWróciłam, do żywych, zapraszam na nowy rozdział :)
Cieszę się i dziękuję, oraz zaraz czytam ! :)
UsuńCiekawią mnie te morderstwa...
OdpowiedzUsuńI niech Trish pokaże tym facetom, że to ona ma jaja xD
Pozdrawiam i również wróciłam do żywych :)
Co raz ciekawsze masz te rozdziały :3 Mam nadzieję, że porządnie wytrenuje tych chłopaków, chociaż wątpię że dojdą do jej poziomu ;p
OdpowiedzUsuńczekam na next ^^