Strony

czwartek, 30 czerwca 2016

Rozdział XII



… jakiś wampir, którego nie znałam. Byłam lekko zdziwiona jego osobą, tak jak on moją. Po chwili otrząsnął się i przybrał maskę poważnego kolesia.
- Czego? – zapytał głosem wyzbytym z emocji.
- Ja do Johna Aptera – powiedziałam z powagą, ale w środku zwijałam się ze śmiechu. Nie lubię poważnej atmosfery, a jego zachowanie strasznie mnie rozbawiło.
- Następna fanatyczka – szepnął z westchnieniem, a ja popatrzyłam na niego zaskoczona. – Wybacz, ale John nie przemieni cię w wampira, ani nie życzy sobie żadnych fanek w swoim domu.
Tą odpowiedzią totalnie mnie zaskoczył. Patrzyłam na niego tępo i zastanawiałam się, co ten facet mówi?! Kiedy to do mnie dotarło, wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Powiedziałam sobie wtedy, że dowiem się, o co chodzi. Kiedy w miarę się opanowałam, popatrzyłam na wampira z uśmiechem.
- Możesz przekazać Johnowi, że przyszła Patricia Cooper? Byłabym wdzięczna – powiedziałam. Widziałam, że krwiopijca nie był do końca przekonany. – A co ci szkodzi?
Wzruszył ramionami i zniknął za drzwiami. Oparłam się o balustradę i czekałam. W między czasie zobaczyłam, że na każdym meblu ogrodowym jest pełno wszelkiego rodzaju kartek, plakatów z numerami telefonów, prezenty, kwiaty i nawet…. Staniki?! Teraz już musiałam się dowiedzieć, o co w tym chodzi. W końcu w drzwiach pojawił się, nie kto inny, jak John. Uśmiechnęłam się promiennie i uścisnęłam swojego niedoszłego ojczyma. Odwzajemnił uścisk z cichym śmiechem.
- Cześć, Patricia – powiedział i zaprowadził mnie do salonu. – Coś do picia?
- Sok, jeśli można – odpowiedziałam i usiadłam na kanapie. Po chwili dostałam szklankę z napojem. – Dzięki.
- Kiedy przyjechałaś? – zapytał mężczyzna, zająwszy miejsce naprzeciwko mnie.
- Dzisiaj, koło południa – odpowiedziałam. – Co tam słychać?
- Nie najgorzej – odparł wampir z lekkim uśmiechem.
- Dłużej nie wytrzymam! O co chodzi z tymi wszystkimi prezentami przed twoim domem? – zapytałam z nieukrywaną ciekawością.
- A to… Po prostu jakaś osoba zrobiła mi zdjęcie, jak pożywiałem się i wrzuciła na stronę, gdzie jest pełno miłośników wampirów, więc jestem odwiedzany przez fanatyków – odpowiedział, a ja zaczęłam chichotać i klaskać.
- Gratulację! – powiedziałam wesoło.
- Zmieńmy temat… Na długo przyjechałaś? – zapytał John.
- Powiem ci, że nie bardzo wiem… - zastanawiałam się, czy powiedzieć mu o Łowcach, ale szybko obaliłam ten pomysł. – Jakieś nowości w świecie nadnaturalnym Jackson?
- Jeszcze niektórzy pamiętają, o pewnej dziewczynie, która rozniosła część wampirów – odpowiedział z uśmiechem. – Ale oprócz tego zaczęli ginąć Łowcy i wilkołaki są jakieś dziwne.
- Jak to umierają Łowcy? – zapytałam z ciekawością, a w głębi obawiałam się o swoich znajomych z Rady.
- Coraz  częściej słyszę, że w mieście znajduje się coraz więcej zwłok i prawie dziewięćdziesiąt procent to członkowie Rady – odpowiedział John.
- A co z wilkołakami? – zapytałam, bo musiałam również przeprowadzić własne śledztwo, związane z pogróżkami.
- Moi informatorzy dowiedzieli się, że wilkołaki z Jackson zwołały zebranie i omawiali tam sprawę znieważenia, oszukania… - odpowiedział mężczyzna, a ja przełknęłam ślinę. Coś czułam, że to będzie najdłuższy okres w moim życiu.
- Muszę już uciekać, bo jutro od rana mam plany, a jestem padnięta – powiedziałam i wstałam z kanapy. – A takie dziwne pytanie, John, ile ty masz lat?
- Za dwa tygodnie wpadnie czwarta setka – odpowiedział z uśmiechem. – Dzięki za odwiedziny.
- Na pewno jeszcze przyjdę – powiedziałam i wsiadłam do swojego samochodu. Skierowałam się w stronę domu. Zatrzymałam się jeszcze przy sklepie, żeby zrobić zakupy. Zabrałam jakieś słodycze, trochę owoców, kawę i inne potrzebne produkty. Kiedy wychodziłam już ze sklepu usłyszałam czyjeś krzyki w uliczce obok, dlatego długo nie myśląc skierowałam się w stronę dźwięku. W zaułku jakiś facet chciał zgwałcić… Meredith?! Mój głos nie dałby mi żyć, jeżeli zostawiłabym ją tak, więc musiałam jej pomóc. Podeszłam do faceta i szturchnęłam go w ramię. Gdy ten odwrócił głowę w moją stronę, zarobił mocnego prawego w nos. Momentalnie polała się krew, a mężczyzna, wściekły, chciał mi oddać, ale byłam szybsza. Kopnięcie w krocze, uderzenie w brzuch i zbir zwijał się z bólu na ziemi. Zabrałam szybko Meredith z tego miejsca. Kiedy znalazłyśmy się w bezpiecznej odległości od bandyty, popatrzyłam na dziewczynę. Wyglądała okropnie, brudne, poszarpane ubranie, rozmazany makijaż… Jak nie ona! Gdy mnie poznała, jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
- Nic ci nie zrobił? – zapytałam rzeczowym tonem.
- Nie i… Dzięki, że mnie uratowałaś, Patricia – odpowiedziała zachrypniętym głosem. – Ja… Chciałabym cię… przeprosić…
Teraz to ja byłam zaskoczona. Ona, Meredith Weiner, przeprasza mnie, dziewczynę, którą nękała całą szkołę średnią?! Byłam totalnie zbita z tropu.
- … Chciałam to zrobić wcześniej, ale wyjechałaś zaraz po rozdaniu dyplomów… Zrozumiałam, że Eric jest idiotą, który wiecznie kłamie i oszukuje… Jeszcze raz, przepraszam… - tak zakończyła swoje wytłumaczenie blondynka. Nie wiedziałam co powiedzieć. „Powiedz, że jej wybaczasz” – rzucił mój głos. Wzięłam głęboki wdech.
- Wybaczam, dawne dzieje, o których już prawie zapomniałam – powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam, było mi jakoś lżej na sercu. W oczach Meredith pojawiły się łzy. Rzuciła mi się na szyje.
- Patricia, nawet nie wiesz, jak ci dziękuję! – powiedziała z uśmiechem. – Ja bym miała problem, żeby wybaczyć takie świństwa.
- Kiedyś musiałam ci wybaczyć… Podrzucić cię do domu? – zapytałam, zanim pomyślałam. Mój głos zaczął chichotać.
- Jakby to nie był kłopot – powiedziała i otarła łzy. Skierowałam się w stronę mojego samochodu. Włożyłam zakupy na tylne siedzenie, a sama zajęłam miejsce kierowcy. Meredith usiadła obok i zapięła pasy.
- A tak swoją drogą, to co u Sofie i Jessie? – zapytałam, bo zdziwiło mnie trochę, kiedy nie zobaczyłam ich razem.
- Wredne suki… Sorry za wyrażenie, ale nie można ich delikatniej nazwać – powiedziała dziewczyna.
- Co takiego zrobiły? – zapytałam już naturalnie ciekawa.
- Oszukiwały, kłamały… Spały nawet z Eric’ iem! – powiedziała zdenerwowana. – Jak się dowiedziałam, to zrobiłam im taki wykład, że obie wyjechały zaraz po zakończeniu szkoły.
- Zrobiłabym tak samo – powiedziałam z chichotem. – Pod dom rodziców?
- Nie, wyprowadziłam się, teraz mieszkam w mieszkaniu w centrum – odpowiedziała. Wiesz, żeby mieć bliżej na uczelnie.
- A co studiujesz? – zapytałam, starając się ukryć moje zdziwienie.
- Dostałam się na ekonomię, czyli tak jak radził mi ojciec – powiedziała dziewczyna.
- Z tego co pamiętam, miałaś… nie za dobre oceny z matematyki w szkole – powiedziałam zaskoczona.
- Udawałam tylko, żeby nie wyjść na kujonkę. W domu brałam korki, więc z matmy byłam do przodu – rzuciła z lekkim uśmiechem. – Odkąd zerwałam z Eric’ em, postanowiłam wziąć się za naukę, żeby w końcu być kimś, a nie rozwydrzoną dziewczynką z bogatej rodziny.
Nie poznawałam jej, to na pewno nie była ta sama Meredith, którą znałam i nienawidziłam. Resztę drogi pokonałyśmy w milczeniu. Zatrzymałam się pod jednym z bloków.
- Dzięki, za wszystko – powiedziała blondynka z uśmiechem. – Miałabyś ochotę wyskoczyć ze mną kiedyś na kawę?
- Po przemianie jaką zobaczyłam dzisiaj, chętnie – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Zdzwonimy się jeszcze, dzięki i dobranoc – powiedziała i poszła.
- Dobranoc – rzuciłam i pojechałam do domu.

Położyłam się na łóżku i myślałam o dzisiejszym dniu… Odwiedziłam Clark’ a, który ma się dobrze, Candy zerwała z Derek’ iem i została instruktorką Łowców, John został hitem stron dla miłośników wampiryzmu, państwo Martinez jakoś sobie radzą, Sabine rozrabia za dwóch, Meredith przeprosiła mnie, a Rasto pewnie jest tak gdzieś i śmieje się, że wszystko, z moimi oprawcami z czasów szkolnych, się ułożyło…
Ułożyłam się wygodnie i z myślą, że jutro muszę spotkać się z Quinn’ em, zasnęłam…

Przepraszam! Sorry! 
Miesiąc przerwy, to zdecydowanie za długo xD 
Mam nadzieję, że mi wybaczycie... Ale w końcu są wakacje, czyli czas na pisanie, odpoczywanie, czytanie... :) Rozdział inny... Bardziej zaskakujący xD 
Jeszcze raz bardzo Was przepraszam! 

Wasza, Patrycja ;)

2 komentarze:

  1. Ciekawa ta sprawa... hmmm... pisz szybko ;)
    Czemu zmieniłaś złe charaktery? :(
    Rozdział świetny- warto było czekać miesiąc ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu ich zmieniłam...
      Bo poczułam wewnętrzną potrzebę wybaczenia Meredith... No i Patricia ma już za dużo wrogów, by przyjmować się oprawcami ze szkoły xD

      Usuń