Strony

piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział III



Moim oczom ukazało się ogromne pomieszczenie z regałami do samego sufitu. Na każdej półce leżały książki, księgi, zwoje i różne luźne papiery. Na pierwszy rzut oka widać, że dawno biblioteka nie była używana. Weszłam głębiej w pokój. Dopiero teraz zauważyłam schody prowadzące na górę. Skierowałam się w tamtą stronę. Na piętrze znalazłam mały salonik. Sofy w szkarłatnych obiciach, stolik z prawie centymetrową warstwą kurzu i stara lampa z kremowym abażurem. Odstawiłam na stolik kieliszek w winem i podeszłam do pierwszego lepszego regału. Wyjęłam jakąś starą książkę, która, jak podejrzewałam, była oprawiona w skórę jakiegoś zwierzęcia.
Popatrzyłam na okładkę, ale nic nie zobaczyłam, by zasłaniał mi brud i kurz. Dmuchnęłam, by się ich pozbyć i dopiero po fakcie zauważyłam, że naprzeciwko mnie stoi Alex. Dostał w twarz kurzem i zaczął śmiesznie kichać. Zaczęłam chichotać i wyjęłam z kieszeni paczkę chusteczek. Podałam mu jedną z nich.
- Dzięki – powiedział, dalej kichając.
- Alergia? – zapytałam odkładając książkę na półkę.
- My nie miewamy alergii – odpowiedział, zanim ugryzł się w język. Chciałam mu trochę podokuczać.
- Co masz na myśli, mówiąc „my”? – zapytałam zaciekawiona.
- No… Wiesz… My… Ja… - zaczął się jąkać. Uśmiechnęłam się szeroko. Nie potrafiłam się tak długo droczyć z przyjacielem.
- Chodzi o to, że piksy nie mają alergii? – zapytałam, by się upewnić. Widząc jego zaskoczoną minę, zaczęłam się głośno śmiać.
- Skąd ty…? – wydusił z niedowierzaniem.
- Szczerze, też nie jestem zwykłym człowiekiem – odpowiedziałam tajemniczo. Chłopak w końcu się otrząsnął.
- To kim jesteś? – zapytał. Podeszłam do stolika i zabrałam z niego swój kieliszek i butelkę wina.
- Zgaduj – powiedziałam i poszłam na niższe piętro. Naszła mnie wielka ochota na zabawę w „chowanego”. Spacerem przemierzałam ścieżki między regałami i chłonęłam wzrokiem wszystko co widziałam. Usłyszałam po chwili od strony schodów:
- Jakieś podpowiedzi? – zapytał Alex.
- Odkryłam, że jesteś piksem i nie można mnie upić – odpowiedziałam z uśmiechem, którego nie mógł zobaczyć. Spacerowałam tak sobie, popijając alkohol i słuchałam, gdzie podziewa się chłopak.
- Używasz magii lub czarów? – padło pytanie.
- Tak – rzuciłam. Tanecznym krokiem skierowałam się w stronę przejścia na drugie piętro.
- Jesteś czarownicą – powiedział chłopak z drugiego końca pokoju.
- Nie – odpowiedziałam i weszłam po schodach na górę. Tutaj regały nie sięgały do samego sufitu, więc wpadłam na genialny pomysł. Podeszłam do jednego pod ścianą i wyskoczyłam na górę. Dmuchnęłam, by pozbyć się warstwy kurzu. Bezgłośnie dotknęłam podłogi i znowu wyskoczyłam. Usiadłam na półce i nalałam sobie wina do kieliszka.
- Wilkołak? – usłyszałam od strony schodów. Podwinęłam nogi pod brodę i tak siedziałam.
- Nie – rzuciłam z uśmiechem. Zauważyłam blond czuprynę Alex’ a. Skierował się w stronę, gdzie siedziałam.
- Wampir? – zapytał regał dalej.
- Nie do końca – powiedziałam. Usłyszał mój głos i pewny, że znajdzie mnie po drugiej stronie, wszedł w przejście. Postanowiłam zrobić mu mały żart. Machnęłam lekko ręką, by przywołać powietrzę i zrzuciłam na jego głowę pokaźnych rozmiarów kupkę kurzu. Zaczął kichać i popatrzył w górę. Uśmiechnęłam się promiennie.
- To w końcu, kim jesteś? – zapytał, przeczesując włosy. Bezgłośnie zeskoczyłam z regału. Zaczęłam kierować się w stronę sofy.
- Jestem istotą, która nie miała prawa się narodzić… Wynik połączenia się dwóch istot nadnaturalnych… Wybryk natury… Pół wampir, pół istota niewiadomego pochodzenia… Hybryda – powiedziałam mu ze smutnym uśmiechem. Usiadłam na sofie i wypiłam zawartość kieliszka jednym łykiem. Nalałam sobie i Alex’ owi trunku.
- Jestem inna, nie normalna, jeżeli bycie jakimkolwiek stworzeniem, jest normalne – skończyłam wyjaśniać.
- Nie jesteś nienormalna, jesteś wyjątkowa – powiedział Alex po kilku minutach ciszy. Uśmiechnęłam się lekko.
- Dzięki, Alex – powiedziałam. Chłopak usiadł obok mnie z westchnieniem. – Co jest?
- Teraz zrozumiałem, że z mojego planu nici – powiedział. – Miałem cię w sobie rozkochać i pocałować, byś została piksem i zarazem moją żoną, ale nie wyszło…
- Ty… - powiedziałam, szturchając go po żebrach. Uśmiechnęłam się. – Dobra zmieńmy temat, chcesz sam to wszystko posegregować?
- Chyba tak, bo na razie nie znalazłem chętnego do pomocy – odpowiedział i kichnął.
- Mogę ci pomóc, alergiku – powiedziałam z uśmiechem.
- Ja wcale nie mam… - kichnął. - …alergii.
Zaczęłam chichotać.
- To co, mogę ci towarzyszyć, przy sprzątaniu biblioteki? – zapytałam.
- Jeżeli tylko chcesz – rzucił, a ja go przytuliłam.
- Możemy zacząć od jutra? – zadałam pytanie już siedząc prosto.
- Po wykładach? – zapytał, a ja przytaknęła. – To jesteśmy umówieni.
- Postaraj się zdobyć, jakieś leki na alergię – powiedziałam poważnie.
- Ale mówię ci, że piksy nie miewają alergii – odpowiedział już po raz któryś tego dnia. Podniosłam ręce w geście kapitulacji.
- Rób jak chcesz – powiedziałam. Zerknęłam na zegarek i zobaczyłam, że jest już prawie dziesiąta. – Jak ten czas leci.
- Już jest tak późno?! Zaraz cię odwiozę do domu – powiedział i wstał z sofy. Ja również wstałam.
- Przygotuj na jutro odkurzacz, ściereczki, miskę z wodą i najlepiej kilka pędzli w kształcie kwadratu – powiedziałam, gdy ubieraliśmy się w holu. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do jego samochodu. W czasie drogi rozmawialiśmy o błahych sprawach. W końcu zatrzymaliśmy się przed moją kamienicą.
- Alex, mogę mieć do ciebie prośbę? – zapytałam, odwracając się w jego stronę.
- Jasne, o co chodzi?
- Mógłbyś nikomu nie wspominać, że jestem hybrydą? – zadałam pytanie patrząc na niego poważnie.
- Będę milczał jak zaklęty – powiedział z uśmiechem. Przytuliłam go i wysiadłam z auta.
- To jedziemy jutro po wykładach? – zapytałam, a on przytaknął. – To do zobaczenia.
Zamknęłam drzwi i weszłam do swojego budynku. Weszłam schodami na górę pod drzwi mojego mieszkania. Przekręciłam kluczyk i w ostatniej chwili uniknęłam sztyletu wycelowanego w moją głowę. Zamknęłam drzwi za sobą i skierowałam się w stronę ciemnej postaci. Skoczyłam na niego, bo to był mężczyzna, i przyszpiliłam do ziemi. Próbował się wyrwać, ale trzymałam bardzo mocno. Wyczułam, że to wilkołak.
- Czego chcesz? – warknęłam w jego stronę.
- Proszę, nie zabijaj mnie… Zostałem tylko wynajęty – wysapał mężczyzna.
- Kto cię wynajął? – zapytałam już trochę spokojniej.
- Wiem tyle, że mówią na niego… „Pan W.” – odpowiedział, a ja wyczułam, że mówi prawdę.
- Dobra, wypuszczę cię, ale masz nikomu nie mówić, gdzie mieszkam – powiedziałam i powoli zaczęłam uwalniać wilkołaka.
- I jeszcze jedno, przekaż Panu W., pozdrowienia – powiedziałam i wyrzuciłam go za drzwi. Zapaliłam światło w mieszkaniu i zaczęłam sprawdzać, czy przypadkiem nie zamontowali tutaj kamer. Na szczęście nie założyli. Wskoczyłam pod prysznic i przebrana w pidżamę z Ciasteczkowym Potworem położyłam się spać.

Na dźwięk budzika niechętnie wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Po porannej toalecie zrobiłam sobie śniadanie i kawę. Dzisiaj miałam zacząć pomagać
Alex’ owi w sprzątaniu biblioteki jego ojca. Miałam cichą nadzieję, że znajdę w niej jakieś informacje o moim pochodzeniu, gatunku i może nawet ojcu.
Najedzona wróciłam do sypialni i zaczęłam kompletować strój na dziś. Postawiłam na czarne dresy i białą koszulkę, na którą zarzuciłam czarny sweter. Włosy związałam w luźnego koka, oczy poprawiłam tuszem, a usta błyszczykiem, ubrałam jeszcze trampki i byłam już gotowa do wyjścia. Zabrałam jeszcze torbę i wyszłam z mieszkania.
Dzień zapowiadał się słonecznie. Wszędzie krążyli ludzie, spieszący się do pracy, szkoły i studia. Ja szłam niespiesznym krokiem, bo miałam jeszcze z pół godziny do rozpoczęcia wykładów. Postanowiłam, że na spotkanie z Alex’ em kupię sobie pędzle do czyszczenia ksiąg. Akurat po drodze miałam sklep budowlany, więc mogłam od razu kupić potrzebne rzeczy.
Wkroczyłam do sklepu i skierowałam się do działu z artykułami do malowania. Znalazłam odpowiednie pędzle i wróciłam do kasy. Zapłaciłam i zobaczyłam na zegarek. Było już za pięć dziewiąta… Pięć dziewiąta?! Miałam pięć minut, aby dotrzeć na uczelnię i nie zaliczyć spóźnienia. Biegłam, ile sił w nogach, w stronę uniwersytetu. Starałam się uważać na mijanych ludzi. Dotarłam w końcu na dziedziniec uczelni i zobaczyłam, że zegar wiszący na wieży wskazuje pięć po dziewiątej. Miałam nadzieję, że pan White – wykładał o postaci i formie książki. Był bardzo ostry i niezwykle czuły na punkcie  punktualności.
Dotarłam w końcu pod salę. Drzwi były uchylone, więc miałam nadzieję, że wślizgnę się niezauważona. Najciszej, jak potrafiłam przeszłam przez drzwi i skierowałam się w stronę trybun, gdy zatrzymał mnie głos i ukłucia igiełek na przedramionach.
- Nie tak prędko, panno Cooper – powiedział poważnie pan White. Wzięłam głęboki oddech i odwróciłam się w stronę nauczyciela. Był wilkołakiem, więc mimo wieku trzymał się dobrze. Miał białe włosy, na nosie okulary i przenikliwe spojrzenie jasnobrązowych oczu.
- Tak, proszę pana? – zapytałam uprzejmie. Trochę bałam się tego mężczyzny.
- Zajmij swoje miejsce i po wykładzie zostań w sali – powiedział wykładowca i wrócił do prowadzenia zajęć. Poczułam ukłucie strachu. Skierowałam się w stronę Alex’ a, który powstrzymywał uśmiech.
- Nic nie mów – powiedziałam ostro w jego stronę i zajęłam się wykładem. Robiłam notatki, których wiele studentów mogłoby mi pozazdrościć. Każde słowo nauczyciela było napisane, a ważniejsze rzeczy zaznaczone na kolorowo. W zeszłym tygodniu mieliśmy małe wprowadzenie, więc teraz pan White zaczął opowiadać o postaci książki w czasach prehistorii. Mimo tego, że wilkołak nie wyglądał na zbyt miłego, to jego wykłady były naprawdę ciekawie prowadzone. Jednak nadszedł koniec wykładu i wszyscy studenci zaczęli się zbierać do wyjścia.
- Czekam na następnym – powiedział mi do ucha Alex i z uśmiechem na ustach wyszedł z pomieszczenia. Spakowałam się i siedziałam na swoim miejscu.
Gdy ostatnia osoba wyszła z sali pan White przywołał mnie skinieniem ręki. Posłusznie podeszłam do jego biurka.
- Panno Cooper, wie pani dobrze, że nie toleruję spóźnień? – zapytał, a ja pokiwałam twierdząco głową. – Już na naszych pierwszych zajęciach wiedziałem, że będziesz obiecującą uczennicą. Chciałbym, by tak pozostało do końca twojej nauki, dlatego – przerwał na chwilę i popatrzył mi w oczy. – Staraj się już nie spóźniać na wykłady.
- Dobrze, panie profesorze – powiedziałam z powagą w głosie. Miałam mętlik w głowie. – Do widzenia.
Rzuciłam i wyszłam z sali. Skierowałam się na następny wykład. Usiadłam obok Alex’ a i głośno westchnęłam.
- Co chciał? – zapytał chwile potem chłopak.
- Powiedział mi, że jestem obiecująca studentką i mam się więcej nie spóźniać na jego wykłady – odpowiedziałam. Popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
- Pan White? – zapytał, a ja przytaknęłam. – Żartujesz?!
- Ta jasne, kłamię jak z nut – powiedziałam, a moje słowa były przesiąknięte sarkazmem. – Mówię prawdę, jak nie wierzysz, to zapytaj się go.
Po moich słowach mina mu zrzedła. Wiedziałam, że już wygrałam tą bitwę. Lekko się uśmiechnęłam. Alex miał zamiar coś odpowiedzieć, ale do sali wszedł wykładowca.

Po zajęciach wraz z chłopakiem pojechaliśmy na obiad do jednej z restauracji niedaleko jego domu. Zajęliśmy stolik i złożyliśmy zamówienia.
- Wiesz jakie książki ma twój ojciec? – zapytałam go.
- Z tego co wiem na regałach są popisane tabliczki – powiedział, po chwili namysłu, Alex.
- To dobrze – powiedziałam.
- Dlaczego? – zapytał z ciekawością.
- Bo nie musimy doszukiwać się o czym jest dana książka i gdzie ją położyć – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Acha – rzucił chłopak. Po kilku minutach przyniesiono nasz obiad. Po posiłku zapłaciliśmy i pojechaliśmy zacząć sprzątać „krainę zakurzonych książek”.
Weszliśmy do domu i od razu dobiegł nas jakiś głos z kuchni.
- Alexey, to ty? – zapytała jakaś kobieta.
- Tak, mamo – odkrzyknął chłopak.
- Nie krzycz tak, bo aż cię trupy na cmentarzu słyszą – powiedziała jakaś dziewczyna wychodząc z salonu. Strzelałam, że to była jego siostra. – Cześć, jestem Melanie, dla przyjaciół Mel.
- Hej, Patricia, dla przyjaciół Trish – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Kochanie, kogo przyprowadziłeś? – zapytała jego mama wchodząc do holu. Była kobietą po czterdziestce z blond włosami. – Ach, kim jest nasz gość? – zapytała uradowana.
- Mamo, to moja koleżanka ze studiów – Patricia i będzie mi pomagać w sprzątaniu biblioteki ojca – przedstawił mnie Alex. – Trish, to moja mama Jill.
- Miło mi panią poznać – powiedziałam i uścisnęłam wcześniej wyciągniętą dłoń.
- Mi ciebie również – rzuciła kobieta. – Nareszcie kogoś sobie znalazłeś Alexey.
- Nic z tego, mamo – zgasił jej zapał chłopak.
- A to dlaczego? Jesteś… - na szczęście Alex nie dał jej dokończyć.
- Nie, ona wie, że jesteśmy piksami i nic, by z tego nie wyszło, bo ona tez nie jest człowiekiem – wytłumaczył swojej mamie.
- To czym jest? – zapytała jego siostra.
- Jest… - nie wiedział co powiedzieć, więc go wyratowałam.
- Dhampirem – odpowiedziałam za niego. Melanie i jej mama popatrzyły na mnie dziwnie.
- Dhampi… czym? – zapytała w końcu jego mama.
- Dhampirem, w połowie człowiekiem, w połowie wampirem – wytłumaczyłam tłumiąc chichot, wywołany ich minami.
- Przepraszam mamo, ale mamy przed sobą dużo roboty – powiedział Alex, by zakończyć tą rozmowę.
- Tak, tak… Chcecie ciasto? Przed chwilą wyjęłam z piekarnika – zaproponowała kobieta z uśmiechem.
- Z chęcią – odpowiedział chłopak i jego mama w jednej chwili zniknęła w kuchni.
- Tylko żebym was nie słyszała przez ścianę – ostrzegła nas Mel.
- Mnie nie będziesz słyszeć, ale z nim może być problem – powiedziałam z szerokim uśmiechem.
- Czemu…? – zapytała patrząc podejrzliwie na brata.
- Bo nasz kochany Alex ma alergię na kurz – powiedziałam i obie zaczęłyśmy się głośno śmiać. Polubiłam Melanie i jej poczucie humoru.
- Hahaha… Bardzo śmieszne – powiedział niewesoło chłopak. Wtem z kuchni wróciła ich mama, niosąc tacę z ciastem i herbatą.
- Mam nadzieję, że będzie wam smakować – powiedziała, a ja wzięłam od niej tackę.
- Z pewnością – powiedziałam, powąchawszy ciasto. Kobieta uśmiechnęła się promiennie słysząc moje słowa.
- Dziękuję i idźcie już pracować – powiedziała i wróciła do kuchni.
Wzięłam swoją torebkę i razem z Alex’ em udaliśmy się w stronę biblioteki. Gdy weszliśmy do pomieszczenia od razu skierowaliśmy się na górę, by tam odstawić tacę z jedzeniem i swoje rzeczy.
- To zaczynamy od dołu, czy góry? – zapytałam mojego towarzysza.
- Może od góry – powiedział szybko. Zbyt szybko. Wtedy zrozumiałam. Na wyższym piętrze jest stolik i ciasto, więc wiedziałam, że Alex ma ochotę na ten deser. Zaczęłam chichotać.
- No dalej, weź ten kawałek – powiedziałam z szerokim uśmiechem. Popatrzył na mnie z wdzięcznością i normalnie rzucił się na smakołyk. Zaczęłam się głośno śmiać, kiedy zobaczyłam, że Alex ma cały nos w czekoladzie. Wyjęłam z torebki paczkę chusteczek i mu podałam.
- Dzięki – powiedział i wziął ode mnie jedną. Wstałam ze swojego miejsca i z pędzlem w ręce skierowałam się do pierwszego regału. Odszukałam wzrokiem tabliczki z nazwą działu i przetarłam ją szmatką, by odczytać napisane na niej słowa. „Magia żywiołów” – taki tytuł rzucił mi się w oczy. Wyjęłam z regału pierwszą lepszą książkę i zaczęłam przeglądać. Oprawiona w skórę, z pożółkłymi kartkami spisanymi odręcznym starannym pismem. Ostrożnie odwracałam strony i przyglądałam się rysunkom, notatką i włożonych do książki luźnych karteczek. Po chwili przeglądania, w oczy rzucił mi się tekst napisany małymi literami w lewym górnym rogu jednej z kart. Pisało na niej:
„Posiadacze wszystkich czterech żywiołów, nazywani RENIMAMI, są bardzo niebezpieczni i rzadcy. Polowaniem na nich zajmuje się organizacja „Prey”, która przy pomocy odpowiednich narzędzi zwalcza Renima.
Władza nad wszystkimi żywiołami jest DZIEDZICZNA!”
Zamyśliłam się po przeczytaniu tych słów. Sama umiałam panować nad powietrzem i wodą, więc miałam kilka podejrzeń. Odłożyłam na bok księgę i skupiłam się na ogniu. W jednej chwili, na moim palcu pojawił się mały płomyczek. Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia. Zgasiłam ognik i w szybkim tempie podbiegłam do jednego z okien. Na moje szczęście, na parapecie stała doniczka. Podeszłam do niej i pomyślałam o magii ziemi. Po chwili, w doniczce pojawiła się mała roślinka. Cofnęłam się od parapetu i oparłam się o ścianę. Nie mogłam w to uwierzyć. Przypomniało mi się, to co tam pisało: „…polowaniem na nich…”.
- Cholera – powiedziałam i osunęłam się po ścianie.

Cześć!
Przepraszam, że rozdział tak późno, ale moja wena "poszła się paść"... Mam nadzieję, że się podoba ;)
Co sądzicie o rozwoju akcji? Pod ostatnim rozdziałem były mieszane zdania na temat Alexa, ale co teraz?
Zachęcam do komentowania! 

3 komentarze:

  1. Ja tam lubię Alexa :D
    Co się dzieje z tą Trish?Znowu jakieś dodatkowe odkrycie? Intrygujące...
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaskoczyłaś mnie, nie spodziewałam się, że Trish panuje nad wszystkimi żywiołami :) coś czuje, że akcja się rozwija
    Pozdrawiam i weny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. O mój Boże o.O świetny rozdział ;) już polubiłam Alex'a :D On jest mój ;) może mnie nawet przemienić w piksa- nie obrażę się :P
    Pozdrawiam i weny ;*

    OdpowiedzUsuń