Strony

sobota, 9 stycznia 2016

Rozdział I



Podeszłam do ekspresu i zrobiłam sobie kawę. W między czasie, gdy parzył się napój odniosłam sztylet do sypialni i posprzątałam w salonie po „imprezie”. Już z kubkiem usiadłam na kanapie „po turecku”. Siedząc tak zaczęłam rozmyślać nad wszystkim.
Prawie dwa lata temu zginął Rasto Martinez – chłopak, którego kochałam. Po zakończeniu szkoły wyjechałam do Chin na szkolenie od Łowców. Wróciłam do domu i znowu się zmyłam na długo. Nie było mnie prawie półtorej roku. Co jakiś czas pisałam pojedyncze sms – y do rodziny, by się nie martwili i tym podobne. Byłam im wdzięczna, że zrozumieli moje położenie. Przez ten czas nie pogodziłam się na dobre z jego śmiercią. Dopiero pół roku temu udało mi się z tym uporać. Zdałam sobie wtedy sprawę, że życie jest jak przedstawienie. Musi trwać nie przerwanie, bo inaczej będzie źle. Doszłam do wniosku, że mimo wszystko muszę spróbować dalej żyć, bez Rasto. Na razie udawało mi się to przez pół roku. Po tym czasie prawie zamknęłam tamten rozdział. Nie chciałam już wspominać tych rzeczy, więc odrzuciłam wszystkie wspomnienia z tamtego okresu.
W jednej chwili ich miejsce zajęły inne wspomnienia minionych dwóch lat. W czasie mojej „wyprawy”, choć trafniej nazwałabym to ucieczką zwiedziłam bardzo dużo. Byłam z Indiach, Anglii, Rosji i wielu innych państwach i miejscach. Szkoliłam tak swoje umiejętności walki i nie tylko. W niektórych miejscach miałam możliwość podszkolenia swoich magicznych mocy. Tak jak na przykład w jednym mieście w Azji. „Ej! Nie zapomnij jak uratowałem ci życie!” – przypomniał się mój głos. Uśmiechnęłam się. „Spokojnie, pamiętam” – odpowiedziałam mu.
Podczas wizyty w jednym z kilku miejsc, gdzie zbierają się istoty nadnaturalne o mało nie zginęłam, bo jakiś idiota chciał mnie uderzyć w głowę z zaskoczenia, ale mój głos nie pozwolił mu na to. Ostrzegł mnie, a ja w akcie zemsty złamałam mu rękę i wybiłam trzy zęby.
Ze wspomnień wyrwał mnie telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam „Danny” i odebrałam.
- Cześć – powiedziałam do słuchawki z uśmiechem.
- Hej Patricia, mam pytanko – powiedział mój przyjaciel. Dwa lata temu pomogłam mu uratować żonę i córkę.
- Jasne, o co chodzi? – zapytałam wchodząc do kuchni, by umyć kubek.
- Dałabyś radę pomóc mi dziś wieczorem w barze? – zapytał Danny.
- Nie ma sprawy, a powiesz mi co się stało? – zapytałam z ciekawością.
- Finally i Juliett idą do kina, a ja zostaję sam z interesem – odpowiedział wilkołak.
- Ok, o której mam być? – chciałam widzieć, kiedy mam się zbierać do „pracy”.
- Możesz przyjechać koło wpół do siódmej, bo o siódmej dziewczyny mają zamiar wychodzić, a Juliett chciałby cię jeszcze zobaczyć – odpowiedział mój przyjaciel.
- Dobra, to do zobaczenia – odpowiedziałam i się rozłączyłam. Zabrałam się za zmywanie naczyń po przyjęciu. Po skończonej pracy weszłam do swojej sypialni i zaczęłam szukać jakiegoś ubrania. Postanowiłam w końcu na czarne jeansy, które podwinęłam, do tego białą koszulkę na ramiączkach i czarny sweterek. Na nogi uwielbiane przeze mnie czarne trampki. Z niektórych rzeczy się nie wyrasta.
Ubrana przeglądnęłam się w lustrze. Moje włosy, kiedyś proste i długie zostały zamienione na sięgające do łopatek naturalnie pofalowane. W ciągu dwóch lat urosłam jeszcze z pięć centymetrów, ale i tak byłam niska. Jak powiedział kiedyś John – mój prawie ojczym, jestem nieśmiertelna, więc zauważyłam, że mój rozwój zatrzymał się w wieku dziewiętnastu lat. Jednym plusem było to, że zachowam urodę na bardzo długo.
Przeczesałam swoje włosy, pomalowałam rzęsy tuszem i wyszłam ze swojego mieszkania. Mieszkałam z mamą, Clary, Lucasem i Billem w Nowym Orleanie. Wszyscy dostaliśmy się na studia i chcieliśmy mieć bliżej na uczelnie, więc przeprowadziliśmy się tam. Dla mnie to był oczywiście jeden z powodów. Dostałam się na księgoznawstwo, Clary na pedagogikę, Lucas na informatykę, a Bill do akademii policyjnej. Od jutra zaczynał się nowy semestr, więc musiałam trochę się przygotować.
Wychodząc z kamienicy skierowałam się do centrum, by tam wstąpić do księgarni po nowe książki i po jakieś jedzenie do spożywczego. Dzień zapowiadał się świetnie. Ani jednej chmurki na niebie, słońce, lekki wiaterek… Po prostu idealna jesienna pogoda. Szłam niespiesznym krokiem oglądając wystawy sklepowe.
Moje mieszkanie mieściło się w spokojniejszej okolicy Nowego Orleanu. Do centrum nie miałam daleko, ale to i tak szczęście, że znalazłam tak ciche miejsce. W końcu dotarłam do głównej części miasta. Wszędzie roiło się od ludzi, istot nadnaturalnych i turystów. Kończyły się wakacje, ale tutaj dalej było pełno zwiedzających. Nie zastanawiałam się już dłużej, tylko weszłam do księgarni. Właścicielką była zaprzyjaźniona ze mną czarownica Diana. Zaraz przy wejściu posłałam jej uśmiech i skierowałam się w stronę regałów. W końcu udało mi się znaleźć odpowiednie książki. Poszłam później do działu z przedmiotami szkolnymi i zabrałam stamtąd dwa duże zeszyty i notatnik. Z wszystkim podeszłam do kasy. Diana skasowała mnie i już po chwili mogłam wyjść z księgarni.
Teraz skierowałam się na targ. Wszędzie było pełno ludzi, ale to mi nie przeszkadzało w zrobieniu zakupów. Na stoisku pana Famonda, który był zaufanym rolnikiem kupiłam mandarynki, pomarańcze i jeszcze winogrona. Nigdy nie narzekałam na produkty, które u niego kupiłam. Pożegnałam się i wyszłam z targowiska. Dochodziła dwunasta, więc postanowiłam zjeść na mieście.
Poszłam do knajpki niedaleko. Czasami jadałam tam. Weszłam do środka i zajęłam stolik przy oknie. Po chwili podeszła do mnie kelnerka.
- Co dla pani? – zapytała młoda dziewczyna, prawdopodobnie studentka.
- Danie dnia, kawę i sernik – odpowiedziałam uprzejmie.
- Zaraz przyniosę – rzuciła kelnerka i poszła oddać moje zamówienie. Siedząc tak zastanawiałam się, czy dobrze robię okłamując moich najbliższych. Moja rodzina i przyjaciele znają tylko jedną część mojej osoby, czyli pogodzonej ze śmiercią ukochanego dziewczyny studiującej i czasami dorabiającej w barze Danny’ ego.
Mam jeszcze jedną stronę, bardziej mroczną. Po zamordowaniu Rasto chciałam zemsty na tych, którzy doprowadzili do tego zdarzenia. Jakiś rok temu doszłam do wniosku, że mogłabym zarabiać na własnej zemście. Stałam się płatną zabójczynią istot nadprzyrodzonych. Po jakimś czasie chciałam przestać, bo chęć zemsty została zaspokojona, ale niestety nie udało mi się. Dalej byłam zabójczynią, ale teraz nie przyjmowałam wszystkich zleceń. Po żadnym zabójstwie nie miałam wyrzutów sumienia, ani czegoś podobnego. Moim obecnym priorytetem było odnalezienie mojego biologicznego ojca i danie mu w twarz.
- Proszę – z rozmyślań wyrwał mnie głos kelnerki, która postawiła przede mną talerz spaghetti po bolońsku. Obok znalazła się kawa i ciasto.
- Dzięki – powiedziałam i zabrałam się za jedzenie. Zjadałam danie główne i już miałam zamiar zabierać się za deser, gdy do lokalu wszedł jakiś facet. Wyczuwałam kłopoty, bo minę miał, jakby chciał kogoś zabić. Patrzyłam się na jego poczynania nie przerywając posiłku.
Podszedł do lady i usiadł na krześle. Podeszła do niego kelnerka. Zapytała co podać, a on zamiast odpowiedzieć wyciągnął pistolet i wycelował w głowę dziewczyny. W jej oczach pojawił się strach. Natomiast nasz bandyta był bardzo spięty. Strzelałam, że to był jego pierwszy napad w życiu. Zaczęłam cicho chichotać. Odwrócił się w moja stronę.
- Co cię tak bawi? – zapytał zaskoczony moją reakcją.
- Bo wiem, że to twój pierwszy napad – odpowiedziałam popijając kawę. W jego oczach zobaczyłam totalne zaskoczenie.
- Jak ty…? – zdołał wydusić. – Jesteś gliną?!
- Nie i nigdy nie byłam – odpowiedziałam. – A wiem to po twoim zachowaniu. Cały spięty, pot na rękach i czole… Mówiąc to uśmiechnęłam się do niego.
- Radzę ci odłożyć broń i wyjść zanim pani kelnerka zadzwoni po prawdziwe gliny. Chcesz zniszczyć sobie życie? – zapytałam i zobaczyłam, że powoli dociera do niego powaga sytuacji.
- Ale ja mam rodzinę… - zaczął mówić, ale mu przerwałam.
- Skoro masz rodzinę, to dlaczego chcesz ich zostawiać? Za próbę napadu z bronią grozi prawie dziesięć lat – powiedziałam spokojnie. – Jeśli potrzebujesz pieniędzy, to znajdź pracę i zarób je uczciwie, a nie okradaj. Chyba udało mi się przemówić mu do rozsądku, bo po chwili odłożył broń na najbliższy stół.
- Może pani nie dzwonić po policję, bo sprawa jest już załatwiona, mam rację? – powiedziałam do dziewczyny, a potem do niedoszłego bandyty. A on pokiwał głową potakująco.
- Przepraszam, że napadłem na wszą knajpę – powiedział mężczyzna ze skruchą.
- Nic się na szczęście nie stało, więc nie masz się co martwić – powiedział starszy mężczyzna wychodząc z kuchni. – Mam dla ciebie propozycję, zacznij u mnie pracować jako sprzątacz.
Młodszy z nich od razu podniósł głowę, a oczy się zaświeciły.
- Mówi pan na poważnie? – zapytał z niedowierzaniem.
- A wyglądam na kogoś, kto lubi żartować? – zapytał staruszek, a ja się uśmiechnęłam.
- Szczerze, to wygląda mi pan na niezłego jajcarza – powiedziałam z szerokim uśmiechem do właściciela.
- No masz rację, ale teraz mówię bardzo poważnie – rzucił mężczyzna z uśmiechem. – To co, młody?
- Tak – odpowiedział mężczyzna z szerokim uśmiechem. Przyglądałam się całej scenie z ulgą. Udało mi się zapobiec tragedii. Wstałam od stołu z zamiarem zapłacenia za posiłek, ale uniemożliwił mi to mężczyzna, który mocno mnie przytulił.
- Dziękuję za uratowanie życia – powiedział i puścił mnie.
- Nie ma za co – rzuciłam z uśmiechem. Podeszłam do kasy i miałam płacić, kiedy odezwał się właściciel restauracji.
- Na koszt firmy, za uratowanie przed katastrofą – powiedział staruszek.
- Dziękuję bardzo i do widzenia – powiedziałam z szerokim uśmiechem i wyszłam z knajpki. Ze swoimi zakupami skierowałam się już prosto do domu.
Weszłam do mieszkania i zaczęłam wszystko rozpakowywać. Gdy skończyłam postanowiłam się spakować na jutrzejsze wykłady. Do swojej torby spakowałam zeszyty, swój piórnik i jeszcze jakieś drobiazgi. Zegarek wskazywał piętnastą, więc miałam jeszcze dużo czasu zanim pójdę do Danny’ ego. Postanowiłam sprawdzić swoje konto e-mail, na które dostaje zlecenia. Okazało się, że mam aż cztery zlecenia. Dwa wilkołaki, wampir i czarownik. Od razu wpisałam pierwsze nazwisko z wyszukiwarkę i poczytałam trochę o potencjalnych ofiarach. Po kilku zdaniach odrzuciłam od razu czarownika i jednego z wilkołaków, bo czułam, że nie zrobili niczego złego i przy okazji mieli kochającą rodzinę. Przyjęłam zlecenie na pozostałą dwójkę. Okazało się, ze wampir ma na końce proces o zabójstwo pewnej dziewczyny, ale został uniewinniony, a wilkołak jest przywódcą gangu, który napada na bary i restauracje.
Tak się zaczytałam, że nie zauważyłam kiedy przyszła pora wychodzić do pracy. Przebrałam tylko koszulkę na czarną z krótkim rękawem, zgarnęłam torebkę i wyszłam z mieszkania.
Było już trochę ciemno, a do baru było dość daleko, dlatego postanowiłam pojechać moim… samochodem. Niestety musiałam sprzedać Kawasaki, bo nie było zbyt praktyczne. Za zarobione pieniądze kupiłam sobie czarne porsche 911. Było prześliczne i szybkie, ale i niebezpieczne, czyli takie jakie lubię. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do pracy.
Droga minęła mi przyjemnie i szybko, więc już po dwudziestu minutach parkowałam przed barem. Był to dwupiętrowy budynek w kolorze jasnego brązu. Do środka prowadziły dwuskrzydłowe szklane drzwi. Okna przyozdobione były w firany i ozdoby na jesień. Całość prezentowała się przytulnie. Na górze budynku mieszkał Danny z żoną i córką. Za każdym razem, gdy tutaj jestem nie mogę się napatrzyć na tą budowlę.
W końcu jednak się otrząsnęłam i skierowałam do drzwi. Nic nie zapowiadało tego co na mnie czekało po drugiej stronie drzwi.

Dzień dobry wieczór, Kochani!
Chciałabym Wam bardzo podziękować za komentarze pod prologiem drugiego tomu!
Zachęcam do komentowania i do zobaczyska za tydzień :)

Pozdrowionka 
Rebel P.

3 komentarze:

  1. Rozdział spokojny taki, ale już się nie mogę doczekać następnego!
    Nie spodziewałabym się, że pracuje, jako płatna zabójczyni.
    Masz trochę powtórzeń ;p
    Pozdrawiam cieplutko i weny ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, że nareszcie ktoś wytknął mi moje błędy!
      Tak, wiem, że rozdział trochę za spokojny i chyba następny też taki będzie...
      Dzięki za komentarz ;)

      Usuń
  2. Nominowałam Cię do LBA! Więcej - http://olabylexi.blogspot.com/2016/01/lba-4.html

    OdpowiedzUsuń