… dźwięk tłuczonego wazonu. Powoli
wyciągnęłam sztylety z pod poduszki i wyszłam z pokoju. Uruchomiłam wszystkie
moje zmysły dhrampira. Zeszłam na dół i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to
to, że ulubiony wazon mojej mamy leży na ziemi w kawałkach. Zaklęłam pod nosem,
bo wiedziałam, że mama będzie wściekła jak to zobaczy. Wtem na końcu korytarza
udało mi się zobaczyć jakiś ruch. Powoli skierowałam się w tamtą stronę.
Wychyliłam się z za ściany i spojrzałam czy ktoś lub coś tam jest. Tyłem do
mnie stał jakiś mężczyzna. Po cichu podeszłam do niego i z całej siły
popchnęłam go na ścianę. W ułamku sekundy facet stał przyszpilony do ściany.
- Gadaj, dlaczego chcecie mnie zabić –
warknęłam zdenerwowana.
- Bo… - nie dosłyszałam odpowiedzi, bo
poczułam ostry ból z tyłu głowy, a potem nastała ciemność.
Obudziłam się ze straszną migreną.
Chciałam się podnieść, ale niestety zaczęło mi się kręcić w głowie.
Zrezygnowałam z tego. Leżałam na zimnej betonowej posadzce. Z tego ci udało mi
się zobaczyć wynikało, że ściany też są z betonu i w tym pomieszczeniu nie ma
ani jednego okna. Jedynym źródłem światła była mała dziura w drzwiach. Musiałam
pozbierać siły, bo nie wiedziałam z kim mam do czynienia. Nie wiem ile tak
leżałam. W jednej chwili drzwi stanęły otworem, a w nich stanął mężczyzna w średnim
wieku z ogoloną głową. Okazało się, że jest człowiekiem.
- Obudziłaś się już – stwierdził lekko
zaskoczony.
- Nie, po prostu nauczyłam się spać z
otwartymi oczami – powiedziałam sarkastycznie. Zaczął chichotać. – Wstałabym, ale
niestety ktoś z twoich ludzi troszkę za mocno mi przywalił.
- Chciałbym cię przeprosić w imieniu
Dereka, ale wracając się do nas, nie przedstawiłem się – zaczął. – Quinn Clein.
- Patricia Cooper, chociaż nie mogę
powiedzieć, że miło mi pana poznać – odparłam z lekkim uśmiechem.
- Strzelam, że ciekawi cię pewnie, co
tu robisz – powiedział, a ja przytaknęłam, co doprowadziło do kolejnej fali
bólu. – Może przejdźmy może w ustronniejsze miejsce.
Clein podszedł do mnie i wystawił rękę,
a ja chwyciłam ją. Po kilku minutach dotarliśmy do jakiegoś pokoju, który jak przepuszczałam
służył do przyjmowania gości. Usiadłam na kanapie, a Quinn w fotelu obok.
- Chciałabyś może aspirynę? – zapytał widząc,
że ledwo wytrzymuję ból.
- Chętnie – powiedziałam cicho i
zacisnęłam zęby. Mężczyzna powiedział coś do komórki, ale niestety nic nie
usłyszałam, bo straciłam przytomność.
Gdy się znowu obudziłam leżałam na tej
samej kanapie co wcześniej. Obok mnie pojawiła się jakaś kobieta. W rękach
miała szklankę z wodą i tabletkę, która miałam nadzieję, była aspiryną. Wzięłam
ją od niej.
- Dzięki – mruknęłam połykając
tabletkę.
- Szefie, obudziła się – powiedziała kobieta
i w jednej chwili za nią pojawiła się Clein. Zastanawiałam się, czy na pewno nie
jest on w jakimś stopniu wampirem.
- Naprawdę mocno dostałam –
powiedziałam do niego z lekkim uśmiechem. – Mogłabym później poznać osobę,
która mi to zrobiła?
- Ale nie masz zamiaru zrobić jej
krzywdy? – zapytał z lekkim przestrachem.
- Mam aż tak złą reputację? – zapytałam
z uśmiechem. – Nie, nic jej nie zrobię.
Quinn odetchnął głęboko i uśmiechnął
się.
- A wracając do naszej poprzedniej
rozmowy, jesteś tu, ponieważ wypowiedziałaś wojnę wszystkim wampirom z stanu –
poinformował mnie, a moje serce w tym momencie chyba się zatrzymało. Mężczyzna
widząc moje przerażenie zaczął się tłumaczyć: - Nie mamy zamiaru cię zabijać,
chcemy ci tylko złożyć pewną propozycję.
- J-jaką? – zapytałam drżącym głosem. Nie do końca mu wierzyłam.
- Chcę, abyś uczyła się u mnie –
odpowiedział.
- To znaczy?
- Jestem przewodniczącym Rady Łowców i
bardzo pomogłaś nam, choć nieświadomie, pozbyć się tych wampirów, które zabiły
twoją rodzinę i napadły na twoją kuzynkę – odparł. – Chciałbym, żebyś uczyła
się u mnie różnych technik walki z istotami nadprzyrodzonymi.
- Jak dużo o mnie wiecie? – zapytałam i
w głębi serca miałam nadzieję, że nie wiedzą, że nie jestem człowiekiem.
- Wystarczająco, by chcieć cię w swoich
szeregach.
- Jeżeli się nie zgodzę? – zapytałam,
bo chciałam wiedzieć na czym stoję.
- To zostawimy cię w spokoju, ale wtedy
nie gwarantujemy ci bezpieczeństwa w przypadku spotkania z jakąś istotą –
odparł.
- Na czym miała by polegać moja nauka? –
kolejne pytanie, na które musiałam znać odpowiedź.
- W roku szkolnym uczyłabyś się sztuk
walki u nas, a w wakacje wyjeżdżałabyś na treningi do innych grup – powiedział
Clein.
- Jak skończę się uczyć, to będę miała
jakiś wybór, czy będę musiała zostać Łowcą?
- To już od ciebie będzie zależało, co
będziesz dalej robić – odparł. – Mogę ci powiedzieć, że jest kilka Łowców,
którzy pracują na własną rękę.
- Powiedzmy, że powiem tak, to kiedy i
gdzie będą odbywały się treningi? – zapytałam, a na usta Quinna wypłynął
szeroki uśmiech.
- To jest jeszcze do ustalenia – odpowiedział.
- Dobra, czy mógł by pan mnie zaprowadzić
do osoby, która mnie tak urządziła? – spytałam wskazując na swoją głowę.
- Oczywiście – powiedział i pomógł mi
wstać. Oboje skierowaliśmy się w stronę drzwi.
- Kim była ta kobieta, która przyniosła
mi wodę i aspirynę? – zadałam kolejne pytanie.
- To była Christina, jest moją asystentką
– odparł.
- Tylko? – wiedziałam, że nie powinnam
pytać, ale ciekawość mi na to nie pozwoliła.
- Jesteś bardzo ciekawska, wiesz –
stwierdził mężczyzna.
- Wiem i to nawet za dobrze –
powiedziałam z uśmiechem. Weszliśmy do dużej sali, która z tego, co udało mi
się wywnioskować służyła do treningu. Podeszliśmy do jednego manekina i
zobaczyłam mężczyznę o skórze w kolorze kawy z mlekiem i burzą ciemnych loków.
- To jest Derek – powiedział Clein
wskazując na niego. – Ma dwadzieścia pięć lat i jest Łowcą od niedawna.
- Przepraszam, że za mocno ci
przyłożyłem – powiedział ze skruchą.
- Spoko, nic się nie stało poza tym, że
mam lekki wstrząs mózgu – powiedziałam z półuśmieszkiem.
- Skąd wiesz, że masz wstrząs? –
zapytał zaskoczony Quinn.
- Moja mama jest lekarzem – odparłam
zadowolona, że udało mi się go zaskoczyć. – Miło było cię poznać, Derek.
- Wzajemnie – odparł i wrócił do
swojego treningu.
- Mógłby pan mnie odwieźć do domu? –
zwróciłam się do Cleina.
- Tak i skontaktujemy się z tobą w
sprawie treningów – powiedział.
Gdy znalazłam się znowu w domu
zobaczyłam, że jest już piąta rano. Westchnęłam ciężko i powoli wspięłam się po
schodach na górę. Postanowiłam nie pójść dzisiaj do szkoły, bo tak czy tak, nie
potrafiłabym się skupić na lekcji z powodu bólu głowy. Miałam zamiar wejść
właśnie do swojego pokoju, gdy nagle…
Jest następny! Kochani, dzięki za miłe komentarze pod ostatnim rozdziałem i oczywiście zachęcam do komentowania i udziału w nowej ankiecie ;)
Mam nadzieję, że podoba wam się rozwinięcie akcji :D
Gdy nagle...co?
OdpowiedzUsuńBłagam...nie trzymaj mnie długo w niepewności !
Świetny rozdział :)
Weny
Nie kończ w ten sposób. Trzymasz Nas w niepewności! Tak nie można...
OdpowiedzUsuńAle ogólnie to rozdział mega! ;D
Czekam na następny rozdział. Weny życzę ;)
http://mojeniepenosci.blogspot.com/
Arrr... musiałaś w takim momencie przerwać? :/ Pisz szybko! weny :*
OdpowiedzUsuń