Strony

wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział VIII



Rano dostałam sms-a od Rasto, że przyjedzie po mnie po szkole. Napisałam mu o której kończę lekcje. Postawiłam dzisiaj na jeansy i szarą bokserkę, do tego czarny sweter i moje trampki. Poszłam na przystanek i pojechałam do szkoły


Wyszłam ze szkoły. Na parkingu stał już samochód Rasto, a on w jeansach i czarnej koszulce opierał się o maskę. Podeszłam do niego.
- Hej. Kochanie – powiedział i pocałował mnie czule.
- Cześć – odpowiedziałam z uśmiechem. – Gdzie jedziemy?
- Zobaczysz – powiedział z półuśmieszkiem. Już miałam go znowu pocałować, gdy usłyszałam za sobą głos Meredith.
- Ej, Szmato – wrzasnęła. Zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu.
- Wszystko w porządku? – zapytał troskliwie Rasto i przytulił mnie. Przytaknęłam, ponieważ nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
- Cooper – jeszcze Jeffa tu brakowało. – Widzę, że znalazłaś sobie następnego.
Odwróciłam się w jego stronę wściekła.
- Coś ty powiedział?! – zapytałam wkurzona, ale zaraz wybuchnęłam śmiechem, gdy tylko zobaczyłam złamany nos Jeffa.
- Co cię tak śmieszy?! – krzyknął.
- Czekaj, niech się  zastanowię… Może twój nos! – mówiąc to dalej chichotałam.
- Ty mała… - nie zdążył skończyć, ponieważ nie wiadomo skąd przede mną pojawił się Rasto.
- Nie waż się tak mówić do mojej dziewczyny – warknął na Jeffa. – Chyba, że chcesz żebym wytłumaczył ci to ręcznie.
- Ok, koleś. Wyluzuj – zaczął się wycofywać.
- Kochanie chodź, jedziemy – wsiadłam do samochodu. Po kilku minutach jazdy rozpłakałam się jak dziecko. Rasto zjechał na poboczę i objął mnie.
- Spokojnie – pocieszył mnie. – Ciekaw jestem, kto go tak urządził?
- J – ja – wyjąkałam przez szloch.
- Serio? – zapytał zdziwiony. – Ile się to już ciągnie?
- Pół to rej roku – wyszeptałam.
- Jedziemy do ciebie i opowiesz mi wszystko.
Nie zdążyłam zaprotestować, bo pognał już przed siebie.


Mamy nie było w domu, więc poszliśmy do kuchni zrobić sobie obiad.
- Siadaj, ja zrobię – powiedział. – A ty mi wszystko opowiesz.
No i zaczęłam od Erica i tak opowiedziałam mu całą historię.
- I przez to masz przekichane w szkole? – zapytał wzburzony. Przytaknęłam. – Ale oni są  nienormalni.
Potem poszliśmy do mojego pokoju.
- Położysz się ze mną? – zapytałam kładąc się na łóżku. Położył się obok mnie i przytulił do siebie. Słysząc bicie jego serca zapadłam w sen.


Gdy się obudziłam jego już nie było. Zobaczyłam na zegarek, dochodziła 1:30. Mama już pewnie dawno śpi, pomyślałam. Gdy wstałam z łóżka na ziemię spadła karteczka zaadresowana do mnie.

„ Słodko śpisz, musiałem
jechać do domu.
                                         Całuję, Rasto :*”

Czyli zostałam sama, wzięłam czyste ubranie i poszłam do łazienki. Rany, jak zobaczyłam się w lustrze wyglądałam normalnie jak z horroru. Tusz do rzęs rozmazany po całej twarzy, oczy napuchnięte
i czerwone. Dopiero po chwili zrozumiałam, że Rasto widział mnie w takim stanie. Po półgodzinnej kąpieli postanowiłam coś zjeść. Zaczęłam schodzić po schodach najciszej jak potrafiłam, żeby nie obudzić mamy. Nagle zatrzymałam się w połowie kroku, ponieważ usłyszałam dźwięku tłuczonej szyby. Zaczęłam iść w stronę odgłosu. Po drodze  zabrałam z poręczy parasol z ostrym, srebrnym szpicem. Okazało się, że okno od strony ogrodu zostało wybite.
- Pięknie – mruknęłam. Za sobą usłyszałam szelest kroków i przebiegł mi po plecach zimny dreszcz. Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z mężczyzną. Około trzydziestki  z przerażająco bladą cerą i czarnymi jak noc oczami. Zaczął iść w moją stronę, a ja zaczęłam się cofać. Gdy dotarłam do ściany nie spuszczałam faceta z oczu. Minął może ułamek sekundy, gdy znalazł się przy mnie przyciskając mnie do ściany. Uśmiechnął się ukazując śnieżnobiałe, równe zęby z… kłamy?!
- J –jesteś wampirem – wyszeptałam wpatrując się w jego oczy.
- Spostrzegawcza jesteś – odpowiedział z uśmiechem. Nachylił się w stronę mojej tętnicy szyjnej. Przypomniałam sobie o parasolu w ręce i najprecyzyjniej jak potrafiłam wycelowałam w jego serce. Znieruchomiał nade mną.
- Coś ty zrobiła?! – warknął patrząc na parasol tkwiący w jego sercu.
- Broniłam się – powiedziałam przekręcając parasol. Potem runął na ziemię jak długi. Musiałam posprzątać jego „zwłoki” albo dokładniej to co z nich zostało. Wzięłam szufelkę i miotłę i zaczęłam sprzątać. Okno postanowiłam przykryć dokładnie firanką. Poszłam do kuchni, wstawiłam wodę na herbatę i wtedy usiadłam. Cała adrenalina gdzieś wyparowała. Zaczęłam się trząść… Co, wampir?!... „Chyba zwariowałam” – powiadomiłam mój głos. „ Świat jest inny niż się wydaje” - nienawidzę jak mówi do mnie sentencjami, których ni w ząb nie rozumiem. Gdy się już trochę uspokoiłam postanowiłam wymyślić jakąś historyjkę, w którą uwierzę ja i mama. Wersja oficjalna leci tak, że miałyśmy włamywacza i ja go przegoniłam zanim zdążył coś ukraść. Dochodziła 3:30, postanowiłam odrobić zadania domowe. Nie wiem, jak szybko to minęło. Mój budzik zadzwonił powiadamiając mnie , że jest już siódma. Spakowałam się, wzięłam ciuchy i poszłam przygotować się do szkoły. Gdy jadłam śniadanie zadzwonił mój telefon. Zobaczyłam na wyświetlaczu „Rasto”.
- Hej – rzuciłam do słuchawki. – Co tam?
- Cześć – odpowiedział. – Co robisz dzisiaj po południu?
- Chyba nic – zaczęłam – może coś wykombinuje. A co?
- Miałem zamiar zabrać cię na piknik, ale skoro nie masz czasu – zaczął się za mną droczyć.
- Jak bardzo ci zależy? – zapytałam.
- Mnie? Bardzo – powiedział. – Mogę przyjechać o siedemnastej?
-Pewnie – powiedziałam. Muszę się zbierać do szkoły.
- Tylko uważaj na tamtych, żeby im nie zrobić krzywdy – przestrzegł mnie.
- Pa – pożegnałam się z uśmiechem. Wzięłam kask, kluczyki i pojechałam do szkoły.


Gdy szłam korytarzem na lunch usłyszałam za sobą głos Jeffa.
- Tutaj nie ma twojego chłoptasia – rzucił i popchnął mnie na szafki.
- Co ty do cholery robisz?! – zapytałam , ale nie odpowiedział, bo zaczął się do mnie dobierać. Dałam mu z liścia z twarz.
 – Odpiepsz się – warknęłam i poszłam do stołówki. Zanim odeszłam usłyszałam jak Jeff mówił do swoich kumpli „Jeszcze ją przelecę, zobaczycie”. „Co on sobie myśli?” – zapytałam mój wewnętrzny głos. „Że cię przeleci?” – stwierdził mój głosik. „Po moim trupie” – powiadomiłam go. Na obiad było spaghetti z sokiem pomarańczowym. Usiadłam przy stoliku jak zwykle sama, dobrze ,że zdjęłam kurtkę, bo po chwili na moich plecach wylądowała porcja spaghetti . Odwróciłam się i zobaczyłam Meredith uśmiechającą się szyderczo.
- Ups… Przepraszam, potknęłam się – powiedziała i odeszła. Usiadłam, dopiłam sok i wyszłam ze stołówki. Skierowałam się prosto do łazienki. Gdy upewniłam się, że nikogo nie ma zdjęłam koszulkę i próbowałam ją jakoś wyczyścić. Została na niej wielka plama po sosie. Moja biedna bluzka… Nałożyłam kurtkę i wyszłam z uniesioną głową. Słyszałam ciche szepty i jak uczniowie wytykają mnie palcami. Czym prędzej udałam się do klasy na następną lekcję. Reszta dnia minęła jako tako spokojnie . Wybiegłam ze szkoły, wskoczyłam na mój skarb i pojechałam do domu. Wbiegłam do łazienki i zatrzasnęłam drzwi. Musiałam odreagować zdarzenia dzisiejszego dnia. Przy okazji zdjęłam koszulkę i namoczyłam ją. Prosiłam, aby ta plama się puściła. Po drodze do kuchni wstąpiłam do mojego pokoju i wzięłam jakąś bluzkę. Podreptałam do kuchni i zrobiłam sobie kanapkę. Zostały mi jeszcze dwie godziny do przyjazdu Rasto. Poszłam do pokoju i zaczęłam zastanawiać się, co takiego mam na siebie włożyć. Zdecydowałam się na czarną spódnicę, do tego skarpetki nad kolano i biała koszulka plus sweter. Ubrana usiadłam do zadania domowego. Było tego trochę , więc ten czas minął mi szybko. Usłyszałam pukanie do drzwi. Przejrzałam się jeszcze raz w lustrze i poprawiłam makijaż. Zeszłam na dół zobaczyć kto to. Mało nie dostałam zawału, gdy w drzwiach stanął Jeff.
- Czego chcesz? – zapytałam opierając się o framugę drzwi.
- Wow… - wykrztusił. – Wyglądasz pięknie.
Co do diabła?!
- Dzięki, ale teraz po co przyszedłeś? – zapytałam.
- Chciałem się zapytać, czy poszłabyś ze mną na kawę? – zapytał pewnie.
- Sorry, ale jestem już umówiona – „Ale i tak by z tobą nie poszła” – dopowiedział mój głos.
- Szkoda – odparł smutno. – To cześć.
Nie odpowiedziałam, po prostu zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Co to do jasnej Anielki miało być?! Wzięłam kilka głębokich oddechów próbując się uspokoić. Usłyszałam ryk silnika na podjeździe, ubrałam swoje trampki i wyszłam kierując się w stronę czarnego porsche. Gdy tylko Rasto wysiadł z samochodu zarzuciłam mu ręce na szyje i wtuliłam się w niego.
- Hej, co jest księżniczko? – zapytał i obdarzył mnie czułym pocałunkiem.
- Miałam zły dzień – odpowiedziałam. – Już na miejscu ci wszystko opowiem.
Pocałowałam go jeszcze raz i wsiadłam do auta.


Byliśmy tak gdzie za pierwszym razem. Gdy tylko usiedliśmy na kocu, wtuliłam się w niego.
- To opowiadaj – polecił. Opowiedziałam mu o dzisiejszej „wpadce” Meredith i o mojej nieszczęsnej koszulce. Słowem nie wspomniałam o incydencie z Jeffem. Nie chciałam go martwić.
- A wiesz, co jest najśmieszniejsze – zaczęłam – Jeff przyszedł do mnie nie długo przed tobą i chciał mnie wyciągnąć na kawę.
- Co za dupek  - warknął Rasto. – Przecież jesteś moją dziewczyną.
Pocałowałam go gdy tylko to powiedział. Siedzieliśmy tak dobre dwie godziny. Ściemniało się już, gdy odwoził mnie do domu. Włożyłam klucz do drzwi i poczułam, że coś jest nie tak. Powoli otworzyłam drzwi. W holu było wszystko po rozrzucane. Cichym krokiem poszłam w stronę salonu i kuchni. Czułam, że ktoś mnie obserwuje. W salonie, jak i w kuchni wszystko było wywalone do góry nogami. Zauważyłam, że  nigdzie nie ma ostrych przedmiotów. Powoli poszłam na górę. Bliżej był pokój mamy. Taki sam syf  jak na dole. Podeszłam pod drzwi mojego pokoju. Nacisnęłam na klamkę i weszłam. O mało nie zemdlałam, gdy zobaczyłam…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz