Wstałam z samego rana. Ubrałam się i
zeszłam na dół do kuchni, żeby coś zjeść. W pomieszczeniu krzątała się już moja
kuzynka.
- Dzień dobry – powiedziałam i
podeszłam do ekspresu.
- Cześć, jak się spało? – zapytała
Clary robiąc kanapki.
- Nie najgorzej – odparłam z lekkim
uśmiechem. – A tobie, jak?
- Zdawało mi się, że koło trzeciej w
nocy, ktoś był w domu – odpowiedziała dziewczyna.
- Serio? Ja tam nic nie słyszałam –
powiedziałam lekko to kłamstwo. Odezwało się moje sumienie.
- Może mi się zdawało – przerwała, by
po chwili zapytać: - Pamiętasz, że za tydzień jest bal?
Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.
Kompletnie zapomniałam o balu.
- Dzięki, że mi przypomniałaś –
powiedziałam z wdzięcznością w głosie.
- Nie ma sprawy – rzuciła i zaczęła
zajadać śniadanie.
Po rozmowie z kuzynką poszłam do
swojego pokoju, by załatwić sobie parę na bal. Wybrałam numer mojego chłopaka.
Odebrał natychmiast.
- Cześć kochanie – powiedziałam na
wstępie uśmiechając się.
- Hej, słońce, co tam? – zapytał Rasto.
- Nic ciekawego, po prostu dzwonię z
pytaniem, czy poszedłbyś ze mną na bal w tą sobotę? – zapytałam z nadzieją w
głosie.
- Patty, jest taka sprawa, że… W sobotę
mam ważną walkę i nie dam rady ci towarzyszyć na balu – odpowiedział smutno mój
chłopak. – Nie gniewasz się?
- Nie, nie… Jest mi tylko trochę
przykro, ale odrobimy to kiedyś – powiedziałam ze smutnym uśmiechem.
- Przepraszam cię jeszcze raz i kocham
cię – powiedział Rasto.
- Ja ciebie też – odparłam i się
rozłączyłam. Położyłam się na łóżku i zaczęłam patrzeć w sufit zastanawiając
się, czy iść na bal, czy nie…
Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do
drzwi.
- Proszę – powiedziałam dalej leżąc na
łóżku.
- Trish i co? – zapytała Clary siadając
obok mnie na łóżku.
- Co „co”? – zapytałam, bo nie
wiedziałam o co jej chodzi.
- Rasto idzie z tobą na bal, czy nie?
- Nie da rady, bo ma walkę – rzuciłam
smutno. – A ciebie Lucas zaprosił?
- Tak, wczoraj po południu –
odpowiedziała dziewczyna.
- To fajnie – mruknęłam.
- Ale mimo wszystko idziesz na bal,
tak? – zapytała Clar stojąc już przy drzwiach.
- Tak, chyba – powiedziałam. Chwilę
potem usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Nie wiedziałam, ile już tak leżałam. W
jednej chwili zawibrował mój telefon. Okazało się, że dostałam sms od Cleina.
„Trening
dzisiaj o 16:30
Q.C.”
Odpisałam „Ok.” i zaczęłam się powoli
pakować na kolejny trening. Ubrałam dresy, bokserkę i trampki. Wyszłam z domu
wpół do czwartej.
Wysiadłam z windy na odpowiednim
piętrze i skierowałam się w stronę mojej sali treningowej. W ostatniej chwili
odsunęłam głowę, bo w ścianę obok wbił się sztylet z różową falbanką.
- Candy, musisz jeszcze poćwiczyć –
powiedziałam z uśmiechem odwracając się w stronę fioletowogłowej.
- Dlaczego, ty jesteś taka szybka? –
zapytała dziewczyna stając naprzeciwko mnie.
- Taki talent – powiedziałam i
wzruszyłam ramionami. Zaczęłam iść w dalszą drogę do pomieszczenia. Obok mnie
szła dziewczyna. Milczałyśmy.
- Candy, do której masz trening? –
zapytałam w końcu.
- Do 18:30, a co?
- Co powiesz, na lody po treningu? –
zapytałam z uśmiechem.
- Pewnie – odparła wesoło.
- Spotkamy się przed windą po treningu
i pojedziemy do najlepszej lodziarni w mieście – powiedziałam i weszłam do
sali. Usłyszałam jeszcze ciche „dobra”.
Salę, jak zawsze okrywał półmrok.
Podeszłam do ławki pod ścianą i położyłam na niej moją torbę. Zaczęłam właśnie
ściągać bluzę, gdy musiałam uchylić się przed małym sztylecikiem. Uśmiechnęłam
się pod nosem. Wyjęłam ostrze ze ściany i odwróciłam się w stronę mojego
trenera. Stał oparty o przeciwległą ścianę.
- Dobry, trenerku – powiedziałam i
rzuciłam w jego stronę, oczywiście lekko, tak, żeby złapał. Tak jak
przewidziałam, zrobił.
- Nie wiem, czy taki dobry, Cooper –
powiedział i schował swój sztylecik do pochwy w rękawie. – Zaczynajmy.
Na początek musiałam sobie trochę
pobiegać i wykonać kilka ćwiczeń rozciągających. Następnie poćwiczyłam trochę
rzucanie sztyletami i nożami. Za każdym razem trafiałam w sam środek. Kontem
oka zobaczyłam, jak Carlos kiwa głową z uznaniem.
Kolejnym przedmiotem ćwiczeń były
miecze. Nie było ze mną najgorzej, ale jeszcze nie dobrze. Mimo lekcji z
Lucasem i treningiem nie umiałam się odnaleźć z tą bronią. Mimo wszystko
dawałam z siebie jak najwięcej.
Poćwiczyłam jeszcze broń palną, która
nie wychodziła mi tak źle jak w przypadku mieczy. Przynajmniej umiałam się nią
posługiwać. Ze wszystkich rodzajów broni palnej najbardziej polubiłam rolę
snajpera. I wychodziło mi to nawet znośnie.
Na koniec jeszcze pobiegałam i po
dziesięciu minutach skończyłam trening. Podeszłam do torby i wyjęłam z niej
wodę. Usiadłam na ławce i spuściłam głowę, bo trochę się zmęczyłam. Poczułam,
że Carlos usiadł obok mnie.
- Szybko się uczysz – zaczął w końcu. –
Jesteś jedną z najlepszych osób jakie kiedykolwiek miałem okazje uczyć –
powiedział szybko.
- Trenerze, czy właśnie mnie
pochwaliłeś? – zapytałam totalnie zaskoczona. Mężczyzna z tego co wiem od
Candy, nikogo nie chwali.
- Nie ekscytuj się tak – mruknął
Carlos. – Jutro mam dla ciebie niespodziankę.
- Mam się bać? – zapytałam z lekkim
strachem. Po niespełna czterech miesiącach treningu wiem, że ten facet jest
kompletnie postrzelony. Uśmiechnął się szeroko, tak, że jego blizna się zmarszczyła,
co spowodowało okropny efekt.
- Powinnaś, moja droga, powinnaś –
powiedział. – Jutro. Tutaj. O siedemnastej.
- Ta jest – odparłam z udawanym
salutem. Zdążyłam jeszcze zobaczyć, jak zadrżały kąciki jego ust. Wyszedł z
pomieszczenia, a ja chwilę za nim.
Pod windą czekała już na mnie Candy.
- Gotowa? – zapytałam dziewczynę z
uśmiechem.
- Całe życie – rzuciła odwzajemniając
uśmiech. Weszłyśmy do windy i wyjechałyśmy na górę.
Razem z Candy weszłyśmy do lodziarni.
Za ladą stała ta sama dziewczyna, co obsługiwała mnie ostatnio. Podeszłam do
niej z uśmiechem.
- Witamy ponownie – zagaiła blondynka.
– Co dla was?
- Będą dwa średnie kubełki –
powiedziałam zanim fioletowogłowa zdążyła odpowiedzieć.
- Ok, jakie smaki?
- Wybieraj pierwsza – poleciłam Candy z
uśmiechem.
- Proszę czekoladowe, pistacjowe, kokosowe,
o smaku kiwi i waniliowe – odpowiedziała blondynce. Chwile potem dostała swoje
lody.
- A dla ciebie? – zapytała
ekspedientka.
- Truskawka, malina, cytryna, czekolada
i pomarańcza – odpowiedziałam i sekundy później siedziałam już z Candy przy
stoliku.
- Z kim idziesz na bal? – zapytałam po
chwili.
- Zaprosił mnie Dick – powiedziała dziewczyna
z nutą zawodu.
- Miałaś nadzieje iść z kim innym, mam
rację? – zapytałam, a ona pokiwała twierdząco głową. – Chciałabyś, by był to
Derek, prawda?
Jej głowa momentalnie podskoczyła do
góry z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
- Skąd ty…? – wyszeptała z
zaskoczeniem. Na raz zaczęłam się śmiać. – Z czego rżysz?
- Nie nic…. Po prostu coś sobie
przypomniałam – powiedziałam starając się powstrzymać śmiech. – A odpowiadając
na twoje poprzednie pytanie, większość ludzi widzi, jak na niego patrzysz, jak
się przy nim zachowujesz i tak dalej.
Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła
kręcić głową.
- Co mi jest? – zapytała. Podniosłam
swoją dłoń i dotknęłam jej czoła. Patrzyła na mnie jak na jakąś idiotkę.
- Stwierdzam, zakochanie trzeciego
stopnia – powiedziałam poważnym głosem, jak na lekarza przystało.
- Skąd wiesz?
- Candy, przechodziłam to sama i dalej
przechodzę, tak jak i moja kuzynka – powiedziałam z pokrzepiającym uśmiechem. –
Dobra, jedzmy te lody, bo się roztopią.
Zjadłyśmy deser i wyszłyśmy z
lodziarni. Najpierw odwiozłam dziewczynę, a
potem sama wróciłam do domu.
Następnego dnia poszłam normalnie do
szkoły, chociaż czułam się dziwnie, bo od dobrego tygodnia starałam się unikać
watahy Jeffa. Lekcje leciały, przerwy mijały, a ja nie zostałam jeszcze
zatrzymana przez nikogo. Niestety na ostatniej lekcji podpadłam porządnie pani
Quinto i wylądowałam w kozie. Byłam pierwsza w sali, gdzie odbywała się kara.
Okazało się, że tym razem pilnować nas będzie pan Kamp, wuefista. Zajęłam
miejsce na końcu pomieszczenia i oparłam się o ścianę. Czekałam do głównej
godziny rozpoczęcia kary. Okazało się, że Candy i Dick nie zarobili kary. Skoro
ich nie było, wyjęłam słuchawki z torby i zaczęłam słuchać muzyki. W klasie
głównie znajdowali się sami pierwszacy i drugacy, chociaż były wyjątki z
ostatnich i trzecich klas. Jednym z nich był Toby. Pomyślałam „cholera” i
miałam nadzieję, że nie będzie ze mną gadał. Usiadł obok jakieś grupki i nawet
na mnie nie spojrzał.
Odetchnęłam z ulgą dopiero, gdy wyszłam
ze szkoły. Dochodziła szesnasta, więc szybko pojechałam do domu. Zjadłam coś,
przebrałam się w coś wygodnego i spakowałam do swojej torby, wodę, telefon,
portfel, jakieś ciuchy i ręcznik. Nie wiedziałam, co takiego szykuje mój
trener. Wyszłam z domu i pojechałam na miejsce umówionego spotkania.
Siedziałam teraz w jeepie Carlosa,
który jechał w znanym tylko sobie kierunku.
- Zawiąż tym oczy – powiedział i podał
mi kawałek grubego materiału. – Już.
Zrobiłam, jak chciał i od tego momentu
musiałam polegać tylko na swoich innych zmysłach. Po kilkudziesięcio minutowej
jeździe samochód w końcu stanął. Po omacku wymacałam uchwyt do otwierania drzwi
i powoli wyszłam z pojazdu. Poczułam obok siebie ruch, z którego
wywnioskowałam, że stoi obok mnie mój trener. Trzymając mnie za łokieć zaczął
mnie gdzieś prowadzić. Po kilku komendach typu „schody” zatrzymaliśmy się
wreszcie. Poczułam, że jest tutaj więcej osób.
- Możesz zdjąć opaskę – powiedział
Carlos. Niepewnie ściągnęłam materiał.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to
ogromny ring z wielkim znakiem WWE. Zrobiłam wielkie oczy, gdy skojarzyłam, że
znajduje się w miejscu, gdzie rozgrywane są walki, które uwielbiam.
Mój wzrok padł w końcu na ring, na
którym stali… sami wielcy wrestlerzy. Prawdopodobnie w tym moja szczęka
dotykała ziemi. Usłyszałam chichot mojego trenera. Podniosłam na niego mój
pytający wzrok.
- Wiem z pewnych źródeł, że trenujesz boks
– zaczął mężczyzna. – Dlatego, zorganizowałem ci kilkugodzinny trening pod
okiem prawdziwych mistrzów WWE.
- Naprawdę? – zapytałam, by sprawdzić,
czy to przypadkiem nie sen.
- Szybko się uczysz, więc na pewno
powinien wystarczyć ci jeden trening, by dorównywać niektórym z nich siłą i
zręcznością – podsumował Carlos. – Powodzenia.
Powiedział i zniknął w przejściu za
mną. Przełknęłam ślinę i niepewnie podeszłam na jednego z krzeseł. Położyłam
torbę, zdjęłam bluzę i wgramoliłam się na ring. Zauważyłam kilka pobłażliwych
spojrzeń, które zadziałały na mnie jak czerwona płachta na byka. W moich oczach
pojawiły się iskierki.
Spodziewałam się na początek jakiegoś
wprowadzenia, a nie od razu pierwszej walki. Naprzeciwko mnie stanęła jedna z
div wrestlingu. Uśmiechnęła się z politowaniem i zaatakowała. Ja automatycznie
wyłączyłam sposób racjonalnego myślenia. Usłyszałam głos w głowie: „Pamiętaj, to są ludzie!”.
Musiałam o tym pamiętać, by nie zrobić im krzywdy.
Kobieta podbiegła do mnie, a ja miałam
zamiar ją uderzyć w głowę, ale ona się odsunęła i zamiast odstać ona odstałam
ja porządne uderzenie z kolana w brzuch. Zachwiałam się i oparłam o liny. Moja
przeciwniczka nie miała zamiaru dać mi chwili wytchnienia. Ciosami w głowę
zapędziła mnie w róg ringu. Obolała nie wiedziałam, co zrobić. W końcu dałam
się ponieść instynktom obronnym. Gdy ta miała zamiar kopnąć mnie w brzuch, złapałam ją za nogę i wykręciłam,
tak, że wykonała piruet w powietrzu i z impetem upadła na matę. Podniosłam się
na nogi i zaczęłam się wspinać po linach, by skoczyć na kobietę i zakończyć
walkę. Leżała w odpowiedniej pozycji, więc odbiłam się od lin i skoczyłam
prosto na nią. Siłę uderzenia poczułam również na sobie. Ostatkiem sił
przytrzymałam ją i czekałam na trzy uderzenia, które chwile potem usłyszałam.
Puściłam przeciwniczkę i opadłam na matę z lekkim uśmieszkiem.
Nade mną w pewnej chwili pochyliła się
mistrzyni div Charlotte.
- Nie jest najgorzej, ale potrzeba ci
jeszcze techniki – stwierdziła kobieta pomagając mi wstać. – Nauczą cię tego
nasi faceci.
Przełknęłam ślinę i powoli poczłapałam
w stronę grupki mężczyzn.
- Dziewczynko, na początek trzeba
sprawdzić jaką dysponujesz siłą – powiedział Big Guy. – Uderz mnie. Z całej
siły.
„To duży facet, więc się nie
powstrzymuj.” – powiedział głos w mojej głowie. Samoczynnie ułożyłam nogi i
przywaliłam z pięści prosto w twarz mężczyzny. Sama nie wiedziałam, ile siły
włożyłam w to uderzenie, ale jego głowa odskoczyła do tyłu. Zachwiał się, a ja
się lekko przeraziłam, czy aby nie zrobiłam mu zbyt dużej krzywdy. W jednej
chwili na jego twarz wypłynął uśmiech.
- Nie chciałbym być w skórze osoby,
która ci podpadła – stwierdził Big Guy. – Potrafisz porządnie przywalić.
- Dzięki – mruknęłam speszona.
Zanim skończyłam trening, miałam
jeszcze spotkanie z Kalisto, braćmi Uso, rodziną Wyatta oraz z Neville i Romanem
Reigns’ em. Nauczyłam się bardzo wiele od tych sławnych osób.
Gdy wszyscy stali na ringu znalazłam w sobie
odwagę i powiedziałam.
- Chciałabym wam wszystkim bardzo
podziękować za trening – zaczęłam. – Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę miała
okazje poznać chociaż jedną osobę z waszego grona. To była świetna zabawa!
Jeszcze raz wielkie dzięki – skończyłam mówić i podszedł do mnie Big Guy. Podniósł
mnie bez najmniejszego problemu.
- Dziewczynko, szczerze cię polubiłem.
Z min moich kolegów i koleżanek wnioskuję, że oni ciebie też polubili –
powiedział mężczyzna z uśmiechem. – Mamy nadzieje, że jeszcze kiedyś się
zobaczymy.
- Na to liczę – rzuciłam z szerokim
uśmiechem.
Pożegnałam się ze wszystkimi i wyszłam
z pomieszczenia. Przed samochodem czekał już na mnie Carlos. Podeszłam do
niego.
- Dziękuję – powiedziałam z
wdzięcznością.
- Mam nadzieje, że zapamiętałaś coś z
tych zajęć – rzucił i wsiadł do samochodu. Poszłam za jego przykładem, a chwile
potem byliśmy już w drodze do domu.
Dzień mijał za dniem i tak w końcu
nadszedł najbardziej wyczekiwany czas dla każdego ucznia szkoły średniej. Dziś
odbywał się letni bal. Większość ludzi szykowała się na to z niecierpliwością,
a ja chodziłam trochę smutna.
Bal miał się zacząć o osiemnastej, więc
około piętnastej zaczęłam się szykować.
Umyłam się, ubrałam suknię, szpiki i biżuterię. Włosy jednak zostawiłam rozpuszczone.
Pomalowałam usta szminką w odcieniu ognistej czerwieni, poprawiłam rzęsy tuszem
i lekko podkreśliłam oczy kredką. Przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam nie najgorzej.
Zeszłam na dół gdzie czekał już Lucas
ubrany w czarny garnitur z krawatem. Jego włosy, jak zawsze tworzyły artystyczny
nieład.
- Wow – udało mu się tylko powiedzieć.
- Dzięki – powiedziałam i stanęłam obok
niego. Oboje czekaliśmy już tylko na Clary. W jednej chwili pojawiła się u
szczytu schodów.
Jej jasnoróżowa suknia świetnie wyglądała
połączona z białą biżuterią. Jej złotoblond włosy były związane w luźnego koka.
Wyglądała jak anioł.
Miałam wielką nadzieje, że tylko mi się
zdawało, bo przez jedną krótką chwilę nie słyszałam bicia serca mojego przyjaciela.
Pierwsza otrząsnęłam się z szoku
spowodowanego wyglądem kuzynki.
- Może już jedźmy, bo się spóźnimy –
powiedziałam przywołując ich do rzeczywistości.
- Dobra – rzucił Lucas i poszedł do samochodu.
Najpierw otworzył mi drzwi z tyłu, a gdy wsiadłam zamknął je. Potem otworzył
drzwi Clary. Gdy już wszyscy siedzieliśmy w samochodzie, chłopak skierował się
w stronę szkoły. Udało mu się znaleźć miejsce parkingowe, mimo, że wszędzie
było pełno innych pojazdów. Wysiadłam z samochodu i wyprostowałam suknię.
Podniosłam głowę i na moją twarz wypłynął uśmiech. Przed wejściem stał nie kto
inny, niż Rasto. Zostawiłam przyjaciół i pobiegłam w jego stronę. Zobaczył mnie
i zaczął schodzić ze schodów. Złapał mnie w pasie i obrócił kilka razy.
- Myślałam, że jesteś na walce –
powiedziałam obdarzając go czułym pocałunkiem.
- Miałem być, ale jak powiedziałem o
tym swojemu przeciwnikowi, to powiedział, że przełożymy walkę i że mam iść z
tobą na bal – wytłumaczył mój chłopak.
- Dziękuję – powiedziałam i pocałowałam
go znowu. – Chodźmy do środka, bo trzeba zagłosować na króla i królową balu.
Z Rasto pod ręką weszłam na salę
gimnastyczną gdzie impreza trwała w najlepsze. Podeszliśmy, żeby zrobić sobie
pamiątkowe zdjęcie, a potem zagłosować. Nasz wybór padł na Clary i Lucasa. Dj
zagrał jakiś wolniejszy kawałek i mój
chłopak korzystając z okazji zaprosił mnie do tańca.
- To jest najlepszy dzień w moim życiu –
powiedziałam do niego z uśmiechem.
- Mój też – rzucił i pomógł mi zrobić
piruet. – Mam nadzieje, że za niedługo uda mi się zorganizować przeprosiny dla
ciebie.
- A masz już coś w planach? – zapytałam
z ciekawością.
- Można tak powiedzieć – mruknął i
pocałował mnie czule.
Po kilku tańcach usiedliśmy przy
stoliku, by chwile odsapnąć. Byłam tak pochłonięta rozmową ze swoim chłopakiem,
że nie zauważyłam, że obok mnie stoi Bill.
- Możemy zatańczyć? – zapytał niepewnie
wilkołak. Zebrałam się w sobie.
- Kochanie, jeden taniec i wracam,
dobra? – zapytałam zwracając się do Rasto.
- Dobrze, ale uważaj na siebie –
mruknął w moje usta. Wstałam i poszłam za Billem na parkiet. Zaczęliśmy tańczyć
w milczeniu, które w końcu przerwał chłopak.
- Patricia, chciałem cię przeprosić –
powiedział szybko wilkołak. Zrobiłam wielkie oczy. Byłam święcie przekonana, że
Bill będzie chciał się mścić, a nie przepraszać. – Braliśmy przykład z Jeffa, który
w końcu okazał się być totalnym debilem.
- Skąd taka zmiana? – zapytałam spokojna.
- Po tym, co zrobiłaś z Jeffem, zrozumiałem,
że to samo mogło przydarzyć się mnie i… Moje sumienie nie dawało mi żyć –
powiedział z westchnieniem. – Dlatego, chcę się pogodzić i zacząć naszą
znajomość od nowa.
- Więc nie masz zamiaru się mścić? –
zapytałam dla pewności.
- Ja nie, ale nie wiem co z resztą
watahy – odpowiedział chłopak.
- Hej jestem Patricia, a ty? –
zapytałam, by zacząć naszą „nową” znajomość.
- Jestem Bill, zostaniesz moją
przyjaciółką? – zapytał z uśmiechem.
- Z przyjemnością – odparłam, a taniec
się skończył. – Dziękuję.
- Za co? – zapytał zaskoczony wilkołak.
- Za to, że nie masz zamiaru zrobić mi
krzywdy – odpowiedziałam z uśmiechem. Pożegnałam się z nowym przyjacielem i
wróciłam do swojego stolika, gdzie siedzieli już Clary, Lucas i Rasto.
- Co on chciał od ciebie? – zapytał mój
chłopak z nutą zazdrości w głosie.
- Chciał przeprosić za swoje poprzednie
zachowanie i zapytać, czy zostanę jego przyjaciółką – odpowiedziałam i zaczęłam
chichotać, gdy zobaczyłam miny moich przyjaciół.
- Ty tak na serio? – zapytał z
niedowierzaniem Lucas.
- Tak – odpowiedziałam z szerokim uśmiechem.
Potańczyliśmy i porozmawialiśmy
jeszcze, gdy nadszedł czas ogłoszenia wyników konkursu na króla i królową balu.
Na scenie pojawił się dyrektor z kopertą.
- Witam was, drodzy uczniowie i
nauczyciele. Jak co roku mam zaszczyt ogłosić, kto został tegorocznym królem i
królową balu! – przerwał, by wyjąc z koperty kartkę. – Królem i królową balu
zastali…. Lucas Pierce i Clary Stover! Wielkie gratulacje i zapraszam do mnie
na scenę.
Patrzyłam na zszokowane twarze mojej kuzynki
i przyjaciela. Szturchnęłam ich lekko, żeby się otrząsnęli. Wrócili do
rzeczywistości i poszli w stronę dyrektora. Odebrali korony i szarfy. Ostatnim
już punktem koronacji miał być taniec. Uczniowie zrobili im miejsce na środku
parkietu, gdzie Lucas od razu wziął w obroty Clary. Uśmiechnęłam się i poczułam
szarpnięcie, gdy Rasto pociągnął mnie w stronę parkietu. Zaczęliśmy tańczyć i w
tym momencie całkowicie zapomniałam o otaczającym mnie świecie. Byłam tylko ja
i Rasto, nikt więcej. Patrzyłam w jego szmaragdowe oczy, w których gościła
radość i miłość. W moich pewnie widział to samo. Miałam cudownego chłopaka,
który dla mnie zrezygnował z ważnej walki, który kochał mnie całym sercem i
płucami. Ja jego kochałam chyba nawet bardziej. Miałam przed nim tajemnice, o
których nie mogłam mu powiedzieć, dla jego własnego dobra.
Na balu spędziliśmy jeszcze z dwie
godziny. Potem Rasto odwiózł mnie do domu. I sam wrócił do siebie. Weszłam do
domu, poczłapałam do swojego pokoju, przebrałam się w pidżamę i zapadłam w sen.
Cześć Wam!
Pod ostatnim rozdziałem napisałam, że ten rozdział będzie romantyczny itp.... Cóż, nie wyszło. Jakoś nie potrafiłam sklecić czegoś romantycznego....
Mam nadzieję, że nie zepsułam tego rozdziału...
Zachęcam do komentowania ;)